Portugalczycy trzęsą polskim handlem

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2013-09-09 00:00

...a pozostali próbują ich gonić. W pierwszym półroczu nie było im łatwo

W handlu nie jest lekko. Liczby nie kłamią — według danych Bisnode D&B, tylko między 2009 i 2012 z polskich ulic i uliczek zniknęło ponad 50 tys. sklepów. Problemy mają mali, mają je też duzi — zwłaszcza ci najwięksi, prowadzący hipermarkety, od których klienci gremialnie się odwracają. Duże spadki notuje m.in. brytyjskie Tesco.

Portugalczycy trzęsą polskim handlem, a pozostali próbują ich gonić. W pierwszym półroczu nie było im łatwo (FOT. MW)
Portugalczycy trzęsą polskim handlem, a pozostali próbują ich gonić. W pierwszym półroczu nie było im łatwo (FOT. MW)
None
None

W czerwcu podawało, że od końca lutego do końca maja jego porównywalna sprzedaż w Polsce zmniejszyła się aż o 8,2 proc. Kwartał wcześniej spadki wyniosły 8,3 proc. Nie najlepiej w ostatnich latach radził sobie też Real, należący do niemieckiej grupy Metro, który po uzyskaniu zgody urzędu antymonopolowego ma trafić w ramiona Francuzów z Auchan. Według danych Nielsena, sprzedaż w całym segmencie hipermarketów w drugim kwartale spadała o 7 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem.

Wygląda więc na to, że polski handel będzie przez najbliższe lata stał dyskontami. W tym segmencie jest dziś czterech graczy: obok bijącej kolejne rekordy Biedronki to Lidl (należy do niemieckiej Grupy Schwarz, która ma też w portfelu Kaufland), wywodzące się z Danii Netto i działające bez szumu jako „twardy” dyskont Aldi. Głowy podnoszą jednak kolejni.

— Wszyscy na rynku wiedzą, że Biedronka ma na ich tle bardzo wysokie zyski — nic dziwnego więc, że inne firmy chcą uszczknąć kawałek tego tortu i też próbują otwierać dyskonty. Problem w tym, że drugiej Biedronki już nie będzie — mówi Agnieszka Górnicka, prezes agencji badawczej Inquiry.

Może jednak? Spółka Czerwona Torebka, kontrolowana przez twórcę Biedronki i Eurocashu Mariusza Świtalskiego, zapowiedziała uruchomienie do końca tego roku pierwszych punktów nowej sieci dyskontowej. Krok przed nią jest zdjęty niedawno z giełdy przez fundusz Advent International wrocławski Eko Holding, który był aktywny głównie w segmencie marketów — teraz kilkanaście należących do niego placówek działa pod nowym dyskontowym szyldem Ledi. Według Agnieszki Górnickiej, żaden z nowych graczy nie ma szans na to, by nawiązać rywalizację z liderem — ani nawet z numerem dwa, czyli Lidlem.

— Żeby zarabiać jak Biedronka, trzeba mieć skalę jak Biedronka — setki sklepów, systemy, rozrzucone po kraju centra dystrybucyjne i relacje z dostawcami, w których można występować z pozycji siły. Żaden z nowych graczy nie ma szans na osiągnięcietakiego poziomu i, w konsekwencji, takich wyników, bo rynek powoli się nasyca. Nie da się otwierać dyskontów bez końca. W niektórych miastach już nie ma na nie miejsca, a według mnie na rynku w dłuższym terminie zmieszczą się maksymalnie trzy sieci w tym formacie — tłumaczy Agnieszka Górnicka. Wtóruje jej Krzysztof Badowski, partner w Roland Berger Strategy Consultants.

— Dyskonty są formatem atrakcyjnym dla konsumenta i sprawdziły się na polskim rynku, ale to nie znaczy, że każdy, kto je otworzy, odniesie sukces. Nie wystarczy robić to samo, żeby mieć takie same wyniki, tym bardziej że przy małej skali nie da się konkurować z największymi sieciami, takimi jak Biedronka. Nowi gracze muszą próbować w jakiś sposób odróżnić się od sieci dominujących na rynku — można próbować to robić na przykład urozmaiconą ofertą świeżych produktów — mówi Krzysztof Badowski. Eksperci nie wykluczają, że próby tworzenia nowych sieci dyskontowych to tylko zagrywka taktyczna.

— Gdy posiada się atrakcyjne miejsca pod sklepy, może opłacić się postawienie i uruchomienie dyskontu, by później pojedynczo sprzedawać takie placówki największym graczom — uważa Agnieszka Górnicka.