W naszym weekendowym cyklu „Z czego żyją ludzie” prezentujemy ciekawe, nietypowe sposoby na zdobycie środków do życia. Tym razem czas na poszukiwaczy skarbów, na których patrzymy często przez filmowo-romantyczny pryzmat. Życie poszukiwaczy skarbów to jednak nie bajka, ale ciężki bój o zwrot z inwestycji. A podobno jest coraz trudniej…

Agencja informacyjna Bloomberg opublikowała w swoim dziale komentarzy opinię napisaną przez Petera B. Campbella i Rodrigo Pacheco-Ruiza, związanych m.in. z Uniwersytetem w Southampton.
Piszą w niej, że zwykle nie komentują komercyjnego ratowania mienia historycznych wraków, ale teraz dzielą się ekspercką opinią, która brzmi: nie trać pieniędzy.
Campbell i Pacheco-Ruiz przekonuję, że zgodnie z serią badań akademickich żadne poważne przedsięwzięcie polegające na poszukiwaniu skarbów nie było korzystne dla inwestorów.
Na początku maja świat obiegły informacje o tym, że notowana na Wall Street spółka Odyssey Marine Exploration wydobyła z wraku statku SS Central America złoto o wartości 86 mln USD.
Notowania firmy Odyssey w ostatnim roku (źródło: Bloomberg)
Brzmi kusząco? Niby tak, ale naukowcy z Uniwersytetu Southampton twierdzą, że analiza pokazuje, że szacunki takie są zawsze zawyżone i pozostają niezrealizowane. Autorzy komentarza przywołują przykład znalezionego przez firmę Mel Fisher wraku Atocha, pochodzącego z XVII w. hiszpańskiego galeonu, którego ładunek szacowany był na 400 mln USD, a sprzedaż odzyskanych artefaktów wskazuje raczej kwotę 13-24 mln USD.
Archeolodzy, którzy przygotowali analizę dla Bloomberga podają, że z bi
egiem lat firma Odyssey przewidywała pozyskanie w sumie 3 mld USD z różnych projektów, ale do tej pory jest to tylko 2 proc. tej kwoty.
Firmom zajmującym się poszukiwaniem skarbów nie sprzyjają też regulacje prawne. Mozambik i Bahamy, dwa tradycyjne tereny działania poszukiwaczy skarbów, zamroziły niedawno projekty powołując się na konwencję UNESCO z 2001 r., która zapewnia ochronę wraków starszych niż 100 lat.