W tym tygodniu ruszył proces Urugwajczyka, który przedstawił swojemu ubezpieczycielowi łącznie 2,7 tys. fałszywych dokumentów, uprawniających go do zwrotu kosztów leczenia, których w rzeczywistości nie poniósł. Naciągnął także ubezpieczyciela na pokrycie rzekomych kosztów leczenia choroby nowotworowej byłej żony, na którą ta w rzeczywistości wcale się nie leczyła.

Urugwajczyk wyjaśnił w sądzie, że jest zrujnowany, bo wysłał miliony franków do swojego kraju, gdzie mieszkają jego matka i była żona. Utrzymuje, że cierpiał na depresję, która nie pozwalała mu właściwie oceniać swoich czynów. Z drugiej strony prawnik Urugwajczyka zwrócił uwagę, że ubezpieczyciel był wyjątkowo beztroski, jeśli nie zdziwiło go aż 154 rachunków za radioterapię. Szef firmy ubezpieczeniowej stwierdził jednak, że dokumenty przedstawiane przez oskarżonego zawsze były „perfekcyjnie sfałszowane”. Wyrok ma zapaść w ciągu najbliższych kilku dni. Prokuratura żąda kary czterech lat więzienia.