Zatrzymanie na 48 godzin b. prezesa GL miało miejsce 29 stycznia 2019 r. w Wadowicach (Małopolskie) w związku ze śledztwem Prokuratury Regionalnej w Gdańsku ws. wyrządzenia koncernowi paliwowemu znacznej szkody majątkowej.
W czerwcu ub. roku Sąd Rejonowy w Gdańsku uznał, że zatrzymanie Pawła Olechnowicza (zgodził się na podanie danych osobowych – PAP) było bezzasadne, choć było przeprowadzone prawidłowo. Po tym postanowieniu pełnomocnik b. szefa gdańskiej spółki Janusz Kaczmarek złożył wniosek do sądu o zasądzenie zadośćuczynienia.
"Ta kwota - 100 tysięcy złotych – ma charakter symboliczny, bo trudno jest wycenić uszczerbek na wizerunku i dobrym imieniu osoby, która była wieloletnim prezesem Grupy Lotos i zasiadała w szeregu polskich i zagranicznych zrzeszających przedsiębiorców i menedżerów. Zatrzymanie odbyło się na oczach rodziny. O sprawie tej mówiły wówczas wszystkie media" – powiedział PAP Kaczmarek.
Prokurator Remigiusz Signerski, reprezentujący Skarb Państwa, powiedział PAP, że sam wniosek z uwagi na rozstrzygnięcie sądu (z czerwca 2019 r. - PAP), który rozpatrywał zażalenie na zatrzymanie Olechnowicza, jest "zasadny, co do istoty". "Natomiast na pewno prokuratura nie zgadza się z żądaniem wysokości zadośćuczynienia. Uważamy, że jest ono zbyt wysokie i nieadekwatne do okoliczności zatrzymania" – dodał.
Podczas czwartkowej rozprawy Olechnowicz opowiadał, w jaki sposób został zatrzymany przez funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
"To był szok. Do Wadowic pojechałem z żoną na obchody rocznicy śmierci moich teściów. Do zatrzymania doszło w domu mojego szwagra o godz. 7. Nie mogłem już wziąć udziału we mszy św. Zawieziono mnie dwoma samochodami na światłach do Bielska-Białej, potem do lekarza do Katowic, a na końcu do Gdańska na przesłuchanie. Kiedy włączyłem telewizor, to Polsat podawał moje zatrzymanie jako główną informację. Uświadomiłem sobie wówczas, że jest na to zapotrzebowanie medialne, a ujawnienie tego faktu i nagłośnienie miało obniżyć moją reputację" – mówił 68-letni menadżer.
Olechnowicz dodał, że trafił do celi, gdzie siedziały jeszcze trzy inne osoby.
Wyjaśnił, że od sąsiadów dowiedział się później, że kilka dni przed zatrzymaniem jego dom w Elblągu był obserwowany przez jakieś osoby.
"Bezpodstawne zatrzymanie stało się dla mnie powodem wielu problemów - utraty wiarygodności, ale też zdrowotnych i finansowych. Jestem człowiekiem honoru. Ideę rzetelnej pracy wyniosłem z domu rodzinnego. Moja praca w ABB Zamech i Grupie Lotos świadczy o tym, że powierzone mi tam obowiązki wykonywałem sumiennie. Zostałem za to potraktowany bardzo nieuczciwie. W moim życiu zdarzały się sytuacje, że byłem wzywany na różnego rodzaju przesłuchania i nigdy nie było żadnego problemu, żebym stawiał się na takie wezwania. Do organów państwowych odnoszę się w odpowiedzialny sposób” – oświadczył.
Olechnowicz zaznaczył, że zatrzymanie odbiło się też negatywnie na zdrowiu jego żony i córki.
Tłumaczył, że poważnie ucierpiały również jego kontakty w środowisku biznesowym. "Tak to moje zatrzymanie nagłośniono, że czuć atmosferę, aby lepiej nie prowadzić ze mną poważnych rozmów biznesowych jako osobą, która została pokazana jako niegodna zaufania" - nadmienił.
Pod koniec stycznia ub. roku na zlecenie Prokuratury Regionalnej w Gdańsku, oprócz Olechnowicza, zatrzymano jeszcze trzy inne osoby, w tym Tomasza S. - byłego współpracownika ministra PO Sławomira Nowaka, b. radnego PO w Gdańsku i b. prezesa siatkarskiego klubu Atom Trefl Sopot.
Całej czwórce postawiono zarzuty wiążące się z wyrządzeniem spółce Lotos SA znacznej szkody majątkowej w kwocie nie mniejszej niż 246 tys. zł poprzez zawarcie w 2011 r. z jednym z podmiotów zewnętrznych, fikcyjnej umowy o świadczenie usług doradczych. Olechnowicz nie przyznaje się do tego zarzutu. Podejrzanym grozi kara do ośmiu lat więzienia.
