Przy prywatyzacji hut udało się uniknąć błędów i uzyskać dobrą cenę

Maria Czudowska, Katarzyna Jaźwińska
opublikowano: 2004-10-21 00:00

Marek Roman jest zadowolony z efektów wprowadzenia inwestora do Polskich Hut Stali. Żałuje jednak trochę, że do grupy nie włączono Huty Częstochowa.

„PB”: Podjął się Pan przygotowania strategii restrukturyzacji i prywatyzacji hutnictwa. Doświadczenia Pańskich poprzedników wskazują, że to trudne zadanie...

MR: Już w latach 90. Kanadyjczycy jako pierwsi zwrócili uwagę na to, że samodzielny rozwój dwóch polskich hut: Sendzimira i Katowice, z punktu widzenia ekonomicznego jest nieefektywny. W tym czasie hutnictwo było trwale nierentowne. Trzeba było rozpocząć modernizację. Zainwestowano w część surowcową. Działania te nie przyniosły jednak pożądanych efektów, ponieważ nie były ze sobą skorelowane. Wiele hut niepotrzebnie dublowało wydatki. Próba prywatyzacji pojedynczych podmiotów też nie przyniosła rezultatów, bo potencjalny inwestor dla jednej huty nie podejmował ostatecznej decyzji, czekając na to, co uczyni konkurent.

Dlatego też powstała koncepcja zbudowania jednego podmiotu. Miało to rozwiązać problem wewnętrznej konkurencji.

Powstał więc holding Polskie Huty Stali (PHS, dziś noszący nazwę Ispat Polska Stal). Czy jego utworzenie przyniosło pożądane efekty?

Tuż po połączeniu bardzo widoczny był efekt koordynacji polityki inwestycyjnej i sprzedaży. Pozytywne efekty dała też spójna restrukturyzacja finansowa. Jednak trzeba było rozwiązać problem oczekiwań unijnych i uzgodnić z Brukselą skalę dozwolonej pomocy publicznej.

Czy mogliśmy zyskać więcej w negocjacjach z Unią?

Moim zdaniem tak. Podeszliśmy do tych negocjacji w sposób niezwykle zachowawczy. Przede wszystkim mogliśmy pokazać, że proces prywatyzacji oznacza zdecydowanie mniejsze potrzeby w zakresie pomocy publicznej i tym samym mniejsze mogłyby być, oczekiwane przez Unię, redukcje mocy produkcyjnych.

Zgodziliśmy się też, żeby Huta Częstochowa była restrukturyzowana przez upadłość. Do programu restrukturyzacji nie wpisano również odlewni, nie wpisano zakładu metalurgicznego Huty Stalowa Wola — producenta stali jakościowych. W efekcie dziś mamy problemy z restrukturyzacją tych podmiotów, a dają one wiele gospodarce i wytwarzają produkty poszukiwane na rynku.

Pierwotnie rząd planował, by Hutę Częstochowa wpisać w program restrukturyzacji i skonsolidować z firmami, które weszły w skład PHS. Czy dobrze się stało, że zrezygnowano z tego rozwiązania?

Pod względem operacyjnym Huta Częstochowa pasuje do PHS. Tak więc uzasadnienie ekonomiczne dla takiej konsolidacji było. Problemy wynikały z nie do końca zdefiniowanego sposobu restrukturyzacji w Hucie Częstochowa. Były też obawy, że skala pomocy publicznej będzie większa niż możliwości skarbu państwa.

Ostatecznie jednak przecież huty nie wykorzystały w pełni przyznanej pomocy publicznej. Czy nie sądzi Pan, że gdyby włączono jednak Hutę Częstochowa do PHS, dziś uniknęłaby ona problemów z restrukturyzacją i prywatyzacją?

Absolutnie tak. Widzieliśmy sens ekonomiczny procesu konsolidacji. Program konsolidacji i biznes-plan połączonych hut — bo tak się nazywał — był podstawą negocjacji z Unią Europejską. UE chciała pierwotnie ograniczyć funkcjonowanie PHS i w wielu punktach próbowała podważyć biznesplan. Tym większy sukces, że udało nam się go w pełni obronić.

Obecnie LNM, inwestor Ispat Polska Stal (IPS), stara się kupić majątek Huty Częstochowa. Czy nadal uważa Pan, że częstochowska firma powinna wejść do grupy polskich hut.

Z pewnością ważne jest, aby była zaopatrywana we wsad ze źródeł krajowych, a nie z importu. Najlepiej byłoby też, gdyby Huta Częstochowa funkcjonowała w korelacji z przemysłem stoczniowym i budowlanym. To wskazane ze względu na jej profil produkcji.

Jeśli założymy, że LNM jako inwestor IPS wywiąże się z zobowiązań inwestycyjnych, to zakup przez ten holding Huty Częstochowa będzie uzasadniony. Jeżeli jednak pojawią się problemy z wykonaniem zobowiązań umowy prywatyzacyjnej, to połączenie Huty Częstochowa z grupą LNM nie będzie zasadne.

Biznesplan przewidywał zrealizowanie przez LNM i IPS wielu inwestycji do końca 2004 r., ale już przy podpisywaniu umowy prywatyzacyjnej wiadomo było, że dotrzymanie tego terminu jest praktycznie niemożliwe...

Inwestycje zawarte w biznesplanie, oparte były na możliwościach finansowych i założeniach technicznych podmiotu, którego zdolność do finansowania inwestycji była ograniczona. Program inwestycji był przygotowany dla PHS jeszcze przed jego prywatyzacją. Ostatecznie jednak LNM i IPS muszą wywiązać się z ich wykonania do końca 2006 r. Obecnie nie ma przesłanek, żeby twierdzić, że inwestycje nie zostaną zrealizowane.

Oprócz obaw o inwestycje, wśród przedstawicieli polskiego hutnictwa, coraz częściej pojawiają się opinie, że sprzedaliśmy firmy za bezcen. IPS na koniec roku ma mieć przecież ponad 1 mld zł zysku...

To problem podobny do tego, który mamy dziś ze stoczniami. Teoretycznie na rynku panuje koniunktura, teoretycznie są zamówienia i dobry produkt. Tylko że stocznie nie funkcjonują normalnie, bo nie mają skąd pozyskać finansowania. Ten sam problem wystąpił w przypadku hut. Aż do zamknięcia procesu prywatyzacji z wierzycielami takimi jak PKP czy sektor energetyczny prowadzone były rozmowy dotyczące wykupienia długów. Nie zgodziliby się oni na restrukturyzację, gdyby nie mieli pewności, że do hut wejdzie inwestor.

PHS składał też do PKO BP wnioski o kredyt pomostowy. Bank zgodził się udzielić go, ale nigdy nie uruchomił kredytu, uważając, że przemysł stalowy jest zbyt ryzykowny. Gdyby nie inwestor, dziś mielibyśmy koniunkturę, z której huty nie mogłyby skorzystać, bo nie miałyby środków obrotowych.

Wynik uzyskany przy prywatyzacji należy uznać za korzystny. Inwestor, kupując część długów hut i biorąc na siebie ryzyko restrukturyzacji pozostałych zobowiązań oraz realizację inwestycji, zapłacił kwotę nie mniejszą niż wartość przedsiębiorstwa, szacowana na 4 mld zł.

Czyli jest Pan zadowolony z przeprowadzonej transakcji.

Tak, można się oczywiście zastanawiać, czy można było uzyskać 5-10 mln EUR więcej, ale biorąc pod uwagę parametry transakcji, dziś takie kwoty nie powinny ważyć w ocenie całości przedsięwzięcia.

Zwłaszcza że przed inwestorem stało jeszcze ryzyko negocjacji pakietu socjalnego...

Nie doszło do podpisania pakietu przed zawarciem transakcji. Jest to ewenementem w polskich procesach prywatyzacyjnych. Zro- biono odstępstwo od tej zasady. To dobry przykład na przyszłość. W przypadkach, gdy projekt prywatyzacyjny jest niezwykle trud- ny, to jego sfinalizowanie nie będzie uzależnione od ostateczne- go porozumienia ze związkami zawodowymi, jeżeli te związki nie będą negocjowały pakietu socjalnego w dobrej wierze.