Kontrakty futures na kobalt i nikiel zaliczyły rajd w pierwszej połowie 2022 r., gdy producenci zaczęli odnotowywać istotny wzrost zainteresowania autami elektrycznymi. Niedługo później przyszła zwyżka cenowa giełdowego litu, którego kurs sięgnął niespotykanych dotychczas poziomów. Mimo że obecnie popyt na samochody zarówno napędzane energią elektryczną, jak i spalinową nie maleje, ceny metali się osuwają.
Jednym z powodów wyprzedaży było z pewnością przeszacowanie popytu i brak fundamentalnych uwarunkowań tak pokaźnego rajdu. Istotnym czynnikiem okazały się też zmiany rynkowe, których inwestorzy nie przewidzieli – podczas gdy popyt branży samochodowej na baterie rósł, malało zapotrzebowanie w sektorze technologicznym.
Można zgadywać
Według danych Bloomberga producenci takich urządzeń, jak laptopy, telefony i tablety łącznie zużywają zdecydowanie więcej metali rzadkich niż przemysł samochodowy. Ponadto wykorzystują więcej kobaltu, który od maja 2022 r. potaniał o 50 proc. Nic dziwnego, skoro jak wskazują dane Rystad Energy, jego roczne światowe zużycie spadło w ubiegłym roku co najmniej o 30 proc. r/r. Przyczynili się do tego również producenci aut, którzy skłaniają się ku bateriom niezawierającym tego metalu.
Bardziej nowoczesne silniki elektryczne nadal wykorzystują duże ilości niklu i litu. Ich ceny są stosunkowo wysoko, patrząc na dane sprzed kilku lat, natomiast z ubiegłorocznych szczytów zjechały zdecydowanie - szczególnie nikiel. Pokazuje to, że mimo iż branża metalowa charakteryzuje się z pozoru małą zmiennością dzięki długoterminowym umowom, ceny kontraktów futures są równie podatne na spekulacje, co najbardziej ryzykowne aktywa giełdowe.
- Do niedawna producenci aut nie walczyli z hutami o najbardziej korzystną umowę, ale liczyli na to, że w ogóle dostaną towar. Wcześniej tak było z niklem, którego teraz strona podażowa stara się pozbyć za wszelką cenę. Głównym wnioskiem, jaki można wyciągnąć z historii ostatnich lat na rynku metali rzadkich jest to, że każdy rajd cenowy może skończyć się wielką wyprzedażą - mówi Michael Widmer, główny specjalista od rynku metali w Bank of America.

Może być lepiej
Problemy branży motoryzacyjnej z pewnością sięgnęły zenitu, gdy podaż metali rzadkich było zdecydowanie za mała. Wiele firm w panice podpisało umowy, których skutki odczuwają do dziś. Teraz jednak kobalt nie dość, że tanieje na giełdzie, to jest inaczej wyceniany niż kilka lat temu. Wodorotlenek kobaltu, półprodukt stanowiący istotną część globalnej podaży, zwykle sprzedawany był w cenach o kilka procent niższych od kobaltu. Ostatnio różnica się pogłębiła, a jego ceny spadły o 90 proc.
Do pełni szczęścia branży motoryzacyjnej przydałaby się kontynuacja wyprzedaży niklu i litu. Szczególnie ten drugi metal mimo 4-procentowej przeceny w pierwszym tygodniu lutego nadal historycznie jest bardzo drogi. Na przyszłość dobrze wróży brak problemów z podażą - jego wydobycie odbywa się w Chile, Australii i przede wszystkim w Chinach. Podmioty działające w Państwie Środka, takie jak Tianqi Lithium i Ganfeng Lithium informują nie tylko o rekordowych przychodach, ale też większej produkcji w porónaniu z zeszłym roku.
Wysokie ceny litu są dla producentów aut bardziej komfortowe niż drogi nikiel, ponieważ dają im możliwość zabezpieczenia. Kontrakty futures na lit dostępne są na giełdach metali w Chicago i Londynie. Nikiel na giełdzie pojawił się natomiast stosunkowo niedawno i tylko za oceanem. Gdy jego ceny rosły na początku 2022 r., spółki nie miały szansy na hedging.
Kolejny powód do niepokoju
Metalem, przed którego wzrostem ceny spółki mogą się zabezpieczyć, ale zdecydowanie wolałyby tego nie robić, jest aluminium. Wykorzystywane do budowy karoserii wszelkich pojazdów zaliczyło na początku stycznia spory rajd na giełdach, napędzany spekulacjami dotyczącymi niedoboru podaży. Głównym powodem ruchu była zapowiedź 200-procentowego podatku od rosyjskiego aluminium w USA.
Powodem potencjalnej decyzji administracji Joe Bidena ma być przede wszystkim pogłębienie nacisku na Rosję, która mimo wojny z Ukrainą pozostaje drugim największym producentem aluminium na świecie. Pozytywnym skutkiem ubocznym byłby też większy popyt na aluminium produkowane lokalnie. Trwają jeszcze badania na temat tego, na ile nowa taryfa odbije się na przedsiębiorstwach takich, jak np. Ford czy Tesla, które posiadają część fabryk w USA i będą musiały kupować metal w kraju po wyższej cenie.
Nie czekając na to, jaki ruch ostatecznie wykonają legislatorzy, analitycy banku Goldman Sachs zdecydowali się podnieść prognozę ceny aluminium na giełdzie w Londynie do 3125 USD za tonę. Ponad 600 USD zwyżki finansiści tłumaczą prawdopodobnym wzrostem popytu w Europie, którą ich zdaniem ominie recesja oraz w Chinach, które otwierają się po pandemii.
