Andrej Babiš — biznesmen, drugi na liście najbogatszych ludzi w Czechach i lider ugrupowania ANO, które zwyciężyło w ostatnich wyborach parlamentarnych — otrzymał wczoraj od prezydenta Miloša Zemana misję tworzenia rządu. Już wiadomo, kto ma w nim zasiąść. Większość przyszłych ministrów to menedżerowie, z których część pracowała już dla Andreja Babiša. Na czele ministerstwa przemysłu ma stanąć Tomáš Hüner, który był dotychczas dyrektorem czeskiego oddziału Siemensa, a wcześniej pełnił funkcje menedżerskie w grupach energetycznych (m.in. Severomoravská Energetika i ČEZ) i zasiadał w kilku radach nadzorczych. Dan Ťok to przyszły i dotychczasowy minister transportu (w odchodzącym rządzie partii ČSSD, KDU-ČSL i ANO).

Jeszcze trzy lata temu, zanim trafił do rządu, kierował czeskim oddziałem koncernu Skanska. Ministerialne doświadczenie ma też Richard Brabec: był i będzie nadal szefem resortu środowiska. Zanim wszedł do polityki, odpowiadał za finanse w Unipetrolu i chemicznej Spolanie (przed przejęciem ich przez PKN Orlen) i był prezesem spółki Lovochemie, należącej do rolniczo-chemicznego Agrofertu, którego właścicielem jest Andrej Babiš. Kolejnym ekspodwładnym premiera i przyszłym ministrem jest 31-letni Adam Vojtěch, który pokieruje resortem zdrowia. Z zawodu jest prawnikiem, ale Czesi znają go głównie jako… celebrytę, piosenkarza i uczestnika jednego z telewizyjnych talent show. Doświadczenie zawodowe zdobywał w należącej do Andreja Babiša grupie medialnej Mafra (wydawcy dzienników „Mladá fronta DNES” i „Lidové nowiny”) oraz w zarządzie państwowego ubezpieczyciela VZP. W tej samej firmie (i kilku innych, jako dyrektor finansowa) pracowała też Jaroslava Němcová, przyszła minister pracy.
Jiří Milek, który ma objąć resort rolnictwa, to też znajomy premiera: jest właścicielem agrarnego-spożywczego koncernu Úsovsko. Ekonomistka Karla Šlechtová, która ma stanąć na czele resortu obrony, od kilku lat robi karierę w aparacie państwowym (ostatnio była ministrem rozwoju), ale wcześniej pracowała m.in. w firmie doradczej Deloitte. Przyszły minister spraw wewnętrznych Lubomír Metnar znany jest głównie jako eksszef ochrony w koncernie Vítkovice. Części komentatorów taki skład rządu kojarzy się ze sztabem kryzysowym. Trafne, bo Andrej Babiš, którego stronnictwo ma w 200-miejscowej izbie tylko 78 głosów, nie doszedł do porozumienia z żadną partią i będzie tworzył rząd mniejszościowy, skazany na doraźne koalicje. Niektórzy mówią, że szef ANO specjalnie tak prowadził negocjacje, by żadnej koalicji nie utworzyć i móc rządzić krajem samemu jak własną firmą.
— Andrej Babiš faktycznie chce zarządzać krajem jak rodzinnym biznesem, czego zresztą nie kryje — mówi Jiří Pehe, znany czeski politolog i pisarz. Koncepcję autorskiego gabinetu, działającego jak „zgrany team”, premier wielokrotnie przeciwstawiał (np. na Facebooku) rządowi koalicyjnemu, w którym „wszyscy się kłócą i po tysiąckroć rozstrzygają o tych samych sprawach”. Jedno z wyborczych haseł ANO brzmiało „Nie jesteśmy jak politycy, ciężko pracujemy”.
— Obywatele czekają, by ten rząd ciężko pracował każdego dnia — powtórzył też wczoraj Andrej Babiš. Naszpikowanie gabinetu menedżerami ma być sygnałem, że będzie on tak właśnie działać, choć Jiří Pehe uważa, że część ministrów z góry przeznaczona jest „do odstrzału”.
— Andrej Babiš otacza się ludźmi, z którymi będzie mu się pracować dobrze, czyli zgodnie z teorią zarządzania. Muszą to więc być osoby przyzwyczajone do takiej pracy i lojalne — komentuje Jan Charvát, politolog z Uniwersytetu Karola. Takie menedżerskie ciągoty Andreja Babiša budzą obawy Petra Pitharta, działacza opozycji antykomunistycznej, byłego szefa senatu, który uważa, że cofną one Czechy politycznie.