Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA) ma poważny problem. W opracowanym przez nie ważnym dla e-administracji rozporządzeniu (o dokumentach i aktach prawnych w formie elektronicznej) znalazły się chronione prawem autorskim opracowania prywatnej firmy CeBIP. Dodatkowo urzędnicy „pożyczyli” schemat edytora dokumentów w starej, roboczej wersji z 2006 r., nienadające się do wykorzystania. Jakby tego było mało, opracowania skopiowano tak, że w ministerialnym akcie prawnym znalazł się odnośnik do strony internetowej na prywatnym serwerze (źródło dokumentu).
„Jest to stara wersja robocza, obarczona licznymi błędami i wadami, na tyle istotnymi, że stworzenie w oparciu o nią prawidłowo działającego edytora o wymaganych funkcjonalnościach nie jest możliwe” — informuje CeBIP.
Będzie nowela
Resort problemu nie zamiata
pod dywan i nie próbuje zbagatelizować sprawy — zapewnia, że rozporządzenie
znowelizuje. Posypuje też głowę popiołem.
— Bardzo nam przykro z powodu tej sytuacji. Wszczęliśmy postępowanie wyjaśniające w tej sprawie, które ma stwierdzić, czy doszło do przestępstwa czy tylko do zaniedbań wynikających z niefrasobliwości urzędników. Odpowiedzialne osoby już zostały ukarane — mówi Witold Drożdż, podsekretarz stanu w MSWiA odpowiedzialny za informatyzację.
Jego zdaniem, prawdopodobnie nie chodziło o przemycenie do aktu prawnego treści, które umożliwiłyby prywatnej firmie nieuczciwy zarobek.
— Uważam, że to nie był lobbing jakiejkolwiek firmy. Ponadto ministerstwo udostępni program do edytowania dokumentów elektronicznych za darmo, więc nie może być mowy o opanowaniu przez kogoś tego rynku — mówi Witold Drożdż.
W ubiegły piątek „Rzeczpospolita” zarzuciła MSWiA, że przez zbyt późne opublikowanie rozporządzenia doprowadziła do sytuacji, w której tylko jedna firma (właśnie CeBIP) jest w stanie dostarczyć na rynek oprogramowanie zgodne z rozporządzeniem. „Rz” nie napisała jednak o kontrowersjach związanych z zamieszczeniem w rozporządzeniu opracowań firmy. Na ten trop znacznie wcześniej wpadł Piotr Waglowski i opisał sprawę na serwisie prawnym Vagla.pl. To prawdopodobnie z tego portalu resort dowiedział się o „pożyczonych” kodach i od razu wszczął postępowanie wyjaśniające. Z naszych informacji wynika, że CeBIP rozważał skierowanie sprawy do prokuratury, ale ostatecznie napisał tylko skargę do Grzegorza Schetyny, wicepremiera i szefa MSWiA.
„Wymienione działania naruszają m.in. moje prawa autorskie” — napisał w niej Ryszard Adam Grytner, wiceprezes CeBIP.
Program za darmo
Z ustaleń „PB” wynika, że
edytor do opracowywania e-publikacji zgodnych z rozporządzeniem resort zamówił w
firmie Com-pan. Program ma być udostępniony za darmo wszystkim zainteresowanym
urzędom. Zamówienie zrealizowano bez ogłoszenia o przetargu, bo jego wartość
była niższa niż 14 tys. EUR (zamówienie podprogowe). CeBIP uważa, że to
działanie nieprzejrzyste, bo resort nie zaprosił tej firmy do złożenia oferty,
mimo że wiedział o jej zainteresowaniu opracowaniem takiego oprogramowania.
Rozporządzenie dotyczące wymagań technicznych dokumentów elektronicznych zostało wydane z dużym opóźnieniem i ma wejść w życie 1 lipca (w związku z koniecznością nowelizacji ten termin prawdopodobnie nie zostanie dotrzymany). Jest to bardzo potrzebny akt wykonawczy dla jednego z priorytetów polskiego rządu — budowania e-administracji.