Tajemnica? Menu jest dynamiczne, zmienia się w zależności od dostaw świeżych surowców. Generalnie kuchnia polska, ale w zaskakującym - jak na Wielkopolskę - wydaniu. Z zup regularnie bywa tam czernina. Poza regionem chyba raczej dla amatorów (swoją drogą warto nagłośnić restaurację w Transylwanii!). To chyba jedyne miejsce, gdzie natrafiliśmy ostatnimi czasy na tatar z koniny (dla porządku - był też wołowy). Z przystawek zaintrygowała nas cielęca grasica z grzybami. Sprawdziliśmy – dobra. Z dań głównych skusiliśmy się na policzki wołowe z chrzanem (40 zł). Też bardzo ciekawe. Na wieprzowe w pomarańczach nie mogliśmy się jakoś zdecydować. Ale największą smakową niespodzianką był nadziewany koperkiem kupacz (45 zł). Ryba, o której nigdy wcześniej nie słyszeliśmy, a właśnie do menu przypłynęła prosto znad samego Bałtyku. Danie zdecydowanie grzechu warte!
Rzadko jadamy desery. Skusiliśmy się tam jednak na maliny „pieczone pod bezą”. Były zjawiskowe. Wina w Todze są „jakieś”, ale bez sensacji. I to cztery na krzyż. W tym temacie muszą tam jeszcze sporo popracować. Zwłaszcza w kontekście tak przyjemnie zaskakującej smakowo kuchni.

Tajemnica? Menu jest dynamiczne, zmienia się w zależności od dostaw świeżych surowców. Generalnie kuchnia polska, ale w zaskakującym - jak na Wielkopolskę - wydaniu. Z zup regularnie bywa tam czernina. Poza regionem chyba raczej dla amatorów (swoją drogą warto nagłośnić restaurację w Transylwanii!). To chyba jedyne miejsce, gdzie natrafiliśmy ostatnimi czasy na tatar z koniny (dla porządku - był też wołowy). Z przystawek zaintrygowała nas cielęca grasica z grzybami. Sprawdziliśmy – dobra. Z dań głównych skusiliśmy się na policzki wołowe z chrzanem (40 zł). Też bardzo ciekawe. Na wieprzowe w pomarańczach nie mogliśmy się jakoś zdecydować. Ale największą smakową niespodzianką był nadziewany koperkiem kupacz (45 zł). Ryba, o której nigdy wcześniej nie słyszeliśmy, a właśnie do menu przypłynęła prosto znad samego Bałtyku. Danie zdecydowanie grzechu warte!
Rzadko jadamy desery. Skusiliśmy się tam jednak na maliny „pieczone pod bezą”. Były zjawiskowe. Wina w Todze są „jakieś”, ale bez sensacji. I to cztery na krzyż. W tym temacie muszą tam jeszcze sporo popracować. Zwłaszcza w kontekście tak przyjemnie zaskakującej smakowo kuchni.
