Sprawę opisuje wtorkowa „:Rzeczpospolita”, która spotkała się z 15 pragnącymi zachować anonimowość restauratorami Sfinksa. Jak czytamy w dzienniku, franczyzobiorcy otrzymali nagle faktury na kwoty od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych, których podstawą była reinterpretacja przez nowy zarząd niektórych punktów dotychczasowych umów.
Łączna kwota roszczeń firmy to 3 mln zł. Restauratorzy dowodzą, że przez 5 lat pracy w spółce nie zarobili takich pieniędzy, jakie mają teraz dopłacić. Mają żal do Tadeusza Morawieckiego, że zostawił ich na lodzie.
Tymczasem Sylwester Cacek kierujący spółką od czerwca tłumaczy, że nie jest
to nowa interpretacja umów, tylko egzekwowanie zapisów, które były w kontraktach
od dawna. „Nie może być tak, że dopłacamy do nierentownych lokali” – mówi w „Rz”
Cacek. „Dalsza współpraca musi opierać się na obopólnych korzyściach”.