RTR to sport wielopokoleniowy: ojcowie kupują dzieciom modele i sami się nimi bawią

Ewa Tyszko
opublikowano: 2023-11-24 14:30

W dzieciństwie Paweł Czarnecki, znany jako „krul RTR”, był zafascynowany samochodzikami. Dziś ma licencję zawodniczą Polskiego Związku Motorowego jako kierowca sportowy, lecz nie siada za kierownicą auta, tylko steruje nim zdalnie. Tą pasją dzieli się z subskrybentami swoich kanałów internetowych poświęconych zdalnie sterowanym modelom.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Na sportowym koncie ma m.in. wicemistrzostwo Polski w klasie Truck Pro, na YouTubie – ponad 6 tys. subskrybentów, na Instagramie przeszło 4,5 tys., na TikToku ponad 45 tys., a na Facebooku więcej niż 10 tys. Na tych kanałach recenzuje modele, tłumaczy zasady działania i budowę, doradza, jak je dopasować do swoich potrzeb. Pasją zaraził żonę Agnieszkę. Ona – ekonomistka z rozwiniętym zmysłem organizacyjnym, on –  absolwent Politechniki Łódzkiej zajmujący się reklamą, marzą o stworzeniu ośrodka z prawdziwego zdarzenia, w którym mogliby się spotykać miłośnicy zdanie sterowanych aut.

Model to nie zabawka

Są pasjonaci, którzy oburzają się, gdy ktoś nazwie te modele zabawkami – przypominają przecież prawdziwe samochody sportowe tylko w małej skali. Fascynaci przeważnie kupują tzw. wózek, który samodzielnie składają, dokupują elektronikę, silnik, regulator.

– Krul RTR-ów, pisany przez u, wziął się z zawodów. Nie kryję, że jeżdżę na nie często i używam modeli niezawodniczych, prostszych, takich, jakimi często jeżdżą moi widzowie. Wyciskam z nich, co się da i pokazuję, że można. Ktoś zażartował, że jest ze mnie „król RTR-ów”, czyli gotowych do jazdy modeli (z ang. Ready To Run), a że lubię dużo rzeczy robić na przekór, zmieniłem pisownię na wywołującą uśmiech – żartuje Paweł Czarnecki.

Prowadząc media społecznościowe, wie, o co najczęściej będzie pytany również podczas spotkań na żywo.

– Zwykle padają pytania o to, jaki model kupić, mieszcząc się w kwocie do 300 zł. Tłumaczę, że warto do tej liczby dopisać jedno zero… choć z jednej strony cenię to, że na rynek weszły tanie modele, bo bardzo popularyzują tę formę rozrywki, jednak z drugiej te najtańsze szybko się psują, co może zniechęcać na początku drogi. Dzieciaki zawsze pytają, ile kilometrów na godzinę pojedzie, ja im na to, że nie wiem, może 100. Nie mierzę tego, bo dla mnie najważniejsze jest, jak się jeździ na torze, a nie jaką prędkość osiągam – mówi krul RTR.

Przed podjęciem decyzji warto sprawdzić, czy będzie można kupić części zamienne – akumulatory, ładowarki. W zabawkach takiej opcji nie ma. Budżet modelu w skali 1:10 czy 1:8 to 1,5–3 tys. zł, jednak jak to zwykle bywa w wypadku hobby, górnej granicy nie ma. Pasjonaci potrafią wydać na model nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.

– Tworzą np. modele ciężarówek budowlanych, specjalistycznych, z pełną hydrauliką. Najbardziej realistycznie wyglądają modele onroadowe i offroadowe, ale bywają też kolekcjonerzy zbierający modele z licencjonowanymi karoseriami BMW, Subaru itd. W tych samochodach można wszystko regulować, zmieniać olej w amortyzatorach, ustawienie wahaczy, dobierać twardość opon, bieżnik – wymienia Paweł Czarnecki.

Wolniej znaczy szybciej

Mniej więcej rok temu, państwo Czarneccy, zainspirowani popularnością kanałów internetowych, postanowili przełożyć pasję na szersze działania. Dzięki temu krul RTR dostał propozycję stworzenia reklamy świątecznej na TikToka dla sieci Kaufland.

– Postanowiliśmy połączyć jego wiedzę i umiejętności techniczne z moimi, czyli promować ten sport i formę rozrywki przede wszystkim wśród dzieci. Zaczęliśmy organizować imprezy, pikniki, również w szkołach. Planujemy stopniowo zwiększać skalę działań, latem objechaliśmy prawie całą Polskę, pokazując, na czym ten sport polega, i sprawdzając, czy jest znany – mówi Agnieszka Czarnecka.

Hobbysta przyznaje, że był przekonany, że zdalnie sterowany samochód to typowa zabawka, a okazuje się, że dzieci ich nie znają, nie miały nawet w ręku prostego wariantu z marketu.

– Cieszę się, że żona się w to włączyła, bo ja patrzę jak facet – mam samochód, więc mogę jeździć. Agnieszka myśli o uatrakcyjnieniu toru, dba o estetykę. Dokupiliśmy więc tory i hopki, czyli elementy pozwalające na skoki. Każdemu dziecku pokazuję, jak sterować, układam rękę i już po kilku minutach uczestnik zaczyna precyzyjnie wykonywać polecenia – mówi krul RTR.

Uważa, że nauka sterowania modelami uczy cierpliwości, wyrabia koordynację, w przyszłości może wpłynąć na postępy w nauce prowadzenia samochodu. Bywa, że doświadczeni zawodnicy zmniejszają moc modeli, by uzyskać większą łatwość prowadzenia.

– Ostatnio słyszałem wypowiedź Roberta Kubicy, który wyjaśniał młodym kierowcom Formuły 1, że jechać wolniej czasami znaczy szybciej, bo popełnia się mniej błędów, nie wylatuje się z toru. Mając mniej mocy, jesteś w stanie nad nią lepiej zapanować – z modelami jest identycznie – opowiada Paweł Czarnecki.

Nowicjuszom wydaje się to proste, a nie jest.

– Tłumaczę: zobacz, jak on powoli zaczyna cię słuchać. To jest model, którym możesz kierować jak prawdziwym samochodem. Teraz popatrz na hopki – kierujesz, wciskasz gaz i skaczesz. Okazało się, że większość dzieciaków przestaje szybko jeździć, bo chcą precyzyjnie wykonać zadanie, podoba im się skakanie. Najmłodsi mają zaledwie cztery lata – kontynuuje pasjonat.

– Najpierw jedzie zygzakiem, potem udaje mu się sterować po prostej i widać radość w oczach, bo udało się coś nowego osiągnąć. Ten sport jest wielopokoleniowy – rodzice kupują dzieciom modele, a potem ojcowie się nimi bawią – śmieje się Agnieszka Czarnecka.

Marzenia o torach

Przeszkodą w popularyzacji tego sportu jest brak infrastruktury, czyli dostępnych torów. Te, które istnieją, stają się centrami, wokół których błyskawicznie skupiają się grupy pasjonatów.

– W Łodzi działa jeden pod dachem w kompleksie sportowym VeraSport, drugi, plenerowy, przy ulicy Konstantynowskiej, teraz niedostępny z powodu remontu ulicy. To jednak tor hobbystyczny, nie możemy rozegrać zawodów rangi mistrzostw Polski. Szkoda, bo przyciągał uwagę, dużo spacerowiczów przystawało, patrzyło, co robimy. To pod wieloma względami najfajniejszy tor w Polsce – uważa Paweł Czarnecki.

Choć to marzenie wydaje się szaleństwem, marzy się im stworzenie całorocznego toru właśnie w regionie łódzkim, w centrum Polski, aby przez cały rok można było korzystać z tej formy rozrywki.

– Nawet nie toru, tylko dużego ośrodka z boiskami, kortami, miejscami dla modelarzy specjalizujących się w łodziach, dronach, samolotach. A szczytem marzeń byłoby, gdyby obok stanęła fabryka polskich modeli. To dziedzina z ogromnym potencjałem – gdy jeździmy po Polsce, wszędzie widzimy tę samą reakcję dzieci: radość, bo dostają coś innego niż smartfon. Ktoś kupi sobie tani model, potem lepszy, nauczy się nim skakać, potem pozna kogoś i zacznie bashować, czyli jeździć bokiem, skakać – mówią państwo Czarneccy.

Urodziłem się za wcześnie

Pierwszą zdalnie sterowaną zabawkę – radziecki Łunochod – Paweł Czarnecki dostał już pod koniec lat 70., a w 1983 r. babcia przywiozła mu zza żelaznej kurtyny samochód zdalnie sterowany za pomocą krótkofalówki. Pamięta, że miał przyczepę, a na niej łódkę, także sterowaną radiem. Kiedy pojawił się z nim na podwórku, to było tak, jakby dziś zaparkował Ferrari czy Maserati.

Przyznaje, że zazdrości współczesnym dzieciom dostępu do zdalnie sterowanych modeli.

– Żałuję, że trochę za wcześnie się urodziłem, chciałbym teraz być dzieckiem, z dziecięcym refleksem i koordynacją ruchową, z szansą na rozpoczęcie tego sportu wcześnie. Dzieci, zaczynając treningi, osiągają świetne wyniki, a ja mam 50 lat. I tak uważam, że jak na swój wiek naprawdę osiągnąłem dużo, bo zdarza mi się w najmocniejszych klasach trafiać do pierwszej dziesiątki na zawodach, na których liczy się prędkość i precyzja jak w prawdziwym motosporcie. Wiele osób popełnia błąd, myśląc, że będą lepiej jeździli, kiedy kupią lepszy samochód – zawsze prowadzi człowiek, nie ustawienia. Trzeba umieć zapanować nad emocjami, potrzebą rywalizacji, które wcale nie są mniejsze niż na torze wyścigowym. Jeżeli użytkownik nie posiądzie pewnych umiejętności, nie będzie umiał wykorzystać funkcji ani najlepszego modelu, ani najdroższego samochodu – konkluduje Paweł Czarnecki.