Jeżeli Polsce nie uda się wynegocjować z UE limitu 60 tys. ton na izoglukozę dla amerykańskiego koncernu Cargill, jedynego jej producenta, to lukę na rynku wypełnią unijne koncerny ulokowane m.in. u naszych południowych sąsiadów.
Batalia o limit izoglukozy, słodu z pszenicy wykorzystywanego w branży spożywczej, którego jedynym producentem w Polsce jest amerykański koncern Cargill, trwa. Jednak im bliżej końca negocjacji, tym bardziej staje się oczywista stawka tej gry. Chodzi bowiem o to, kto wykorzysta ewentualną lukę na polskim rynku, jeżeli Polska nie wynegocjuje limitu 60 tys. ton. Amerykański inwestor podkreśla, że produkcja poniżej tego pułapu będzie nieopłacalna i w konsekwencji przyczyni się do zamknięcia zakładu. A chętnych do wejścia ze swoją izoglukozą jest wielu. Są to nie tylko koncerny z samej Unii, ale także te, które ulokowały się na Węgrzech czy Słowacji.
— Bardzo małe kwoty produkcyjne na polską izoglukozę to dobra wiadomość jedynie dla zagranicznych wytwórców. Jeżeli sytuacja się nie zmieni, to polski przemysł będzie musiał kupować izoglukozę m.in. od naszych południowych sąsiadów — podkreśla Andrzej Różycki, prezes Cargilla.
Potwierdzają to, niestety, krajowi producenci.
— Szacujemy, że użycie izoglukozy w Polsce sięga obecnie około 60 tys. ton, w tym około 20 tys. ton stanowi import. W 2004 r. polski przemysł spożywczy będzie potrzebował około 120 tys. ton tego środka. Już teraz Coca-Cola wykorzystuje ponad 10 tys. ton izoglukozy. Jej brak na polskim rynku zmusi naszą firmę do importowania izoglukozy produkowanej na Węgrzech, np. przez belgijski koncern Amylum. Będzie ona nieco droższa niż krajowa ze względu na koszty transportu, ale wówczas będzie to najlepsze rozwiązanie — mówi Michał Rota, rzecznik Coca-Cola Beverages Polska, przewodniczący Forum Użytkowników Środków Słodzących Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Przedstawiciele koncernu i krajowi producenci napojów podkreślają, że w większości przypadków izoglukozy nie da się zastąpić np. cukrem z buraka, do czego próbują przekonać zagrożeni producenci cukru.
— Wykorzystywanie cukru np. do produkcji soków czy syropów owocowych jest procesem mniej zaawansowanym niż używanie izoglukozy, która jest ponadto tańsza niż cukier — uważa Paweł Marcinkowski, prezes firmy Paola, wytwarzającej syropy i soki owocowe.
Dlatego już co najmniej od dwóch i pół roku krajowy przemysł spożywczy upiera się przy wyższych kwotach, które pozwoliłyby zaspokoić wewnętrzne zapotrzebowanie.
— Kwota dla Polski musi być wyliczona w taki sam sposób, w jaki UE ustaliła kwoty dla swoich przedsiębiorstw. Te zaś obliczono na podstawie dokonanych inwestycji w moce produkcyjne, które odpowiadały 85 proc. rocznych zdolności produkcyjnych firm z Unii. Takie podejście jest zgodne z rozporządzeniem Rady UE 1111/77. Tymczasem w przypadku naszego kraju zaproponowana kwota to zaledwie 5 proc. zainstalowanej mocy produkcyjnej, która wynosi 120 tys. ton — podkreśla prezes Cargilla.