Rynek plakatów nie dla mazgajów

Weronika KosmalaWeronika Kosmala
opublikowano: 2017-08-07 22:00
zaktualizowano: 2017-08-07 20:05

To nic osobistego, to czysty biznes — cedzi Corleone. Bond kiwa na to głową, Mia Wallace zaciąga się papierosem, a Pinokio wybałusza oczy

Nawet gdy Kowalski nie przesiaduje godzinami u fryzjera, z czasem i jego dopadnie „Śniadanie u Tiffany’ego”. Audrey Hepburn figlarnie przygryzająca fifkę to w końcu jedna z tych salonowych dekoracji, których popularność przyćmić może tylko czarno-biały widok Nowego Jorku z żółtą taksówką. Ten sam plakat, na którym wzoruje się studniówkowe koki, poza typowym salonem fryzjera kosztować może jednak od 2 tys. GBP do nawet 20 tys. GBP (9-94 tys. zł) — czysty biznes, jak mówił bohater innego przeboju amerykańskiego kina? Tak sycylijscy gangsterzy, jak elegantka z fifką, Bond i wielu innych pojawią się na pierwszej internetowej aukcji filmowych plakatów w Sotheby’s, która rozpocznie się pod koniec sierpnia z cenami od kilkuset do 50 tys. GBP (235 tys. zł). To natomiast, kto będzie bliżej której granicy, wyjdzie m.in. przez pomyłkę.

Ocalałe z przyszłości

O wartości oryginalnego plakatu na rynku przesądza czasem sporo czynników, przy czym naczelnym jest rzadkość w obiegu — obojętnie, czy wynika z niskiej podaży, małej liczby zachowanych egzemplarzy, czy chociażby z błędu. Mia Wallace, leżąca na łóżku z papierosem, nie jest przecież obca entuzjastom Quentina Tarantino, ale do 1,8 tys. GBP (8,4 tys. zł) wycenia się tylko plakat najrzadszy w morzu dostępniejszych, w tym przypadku wycofany z powodu konfliktu o prawa z producentem samych Lucky Strike’ów. Innym czynnikiem, często równie ważnym co rzadkość, jest kraj powstania, bo rynkiem plakatów od lat rządzi zasada, że najcenniejszy jest taki o tym samym pochodzeniu co kinowy przebój. Z tej przyczyny „King Kong” jest droższy w wersji amerykańskiej, ale już James Bond wydrukowany za oceanem ma mniejszy potencjał inwestycyjny od tego z monarchii. Jak wskazują dane z aukcji, taki z Connerym bywa też bardziej poszukiwany niż z Moorem, dlatego estymacja 10-15 tys. GBP (47-70 tys. zł) dla brytyjskiego plakatu z „Doktora No” nie wydała się ekspertom przesadzona. Poza tym, że otwiera serię z Agentem 007, stanowi wyjątkowo jaskrawy kontrast do tego, co zapowiada najnowsze części — czyli zdjęć aktorów na tle tak byle jakim, jak nędzna byłaby z nich lokata. Co do tego, że wczesne wizerunki Bonda drożeją, zgodnych jest wielu ekspertów, ale czasem trafia się też taki plakat, który zaprzecza tym zastanym zasadom z prawdziwą klasą. Też z lat 60. jest na przykład „Nocny Kowboj” — historia gorzka i poruszająca, ale bardzo amerykańska i z kapeluszem z Teksasu, tymczasem najbardziej rozchwytywany plakat na rynku pochodzi z Polski. Jak informuje katalog Sotheby’s, tajemnicza wersja, w której zagubionego żigolo przedstawił Waldemar Świerzy, jest również najbardziej uderzającą i najmniej typową, dlatego spodziewana cena dochodzi do 3 tys. GBP (14 tys. zł). Jeszcze inaczej kwestia pochodzenia ma się do ceny plakatu z produkcji „2001: Kosmiczna Odyseja”, bo widok z wnętrza statku, w którym można uprawiać jogging naokoło,ma podobną wartość, przy czym wydruk jest włoski, a mimo to używano go również w kampanii amerykańskiej. Nikogo to nie obchodzi, bo na uniwersalnym plakacie nie ma żadnych wyrazów. Niejasność godną Kubricka pogłębia w dodatkudopisek, że do naszych nijakich czasów przetrwało z przyszłości mniej niż 20 egzemplarzy.

Bogart na bogato

Pod względem poziomu plakatowej twórczości żyjemy w prawie całkowicie bezbarwnym okresie, dlatego trudno się dziwić specjalistom, którzy hołdują regule „im starsze, tym lepsze, nawet jak wymięte”. Myśląc o inwestycji, najlepiej typować rzadkości, co w przypadku dawniejszych plakatów nie jest aż tak trudne, bo cały ich rynek — a więc również powszechna świadomość kolekcjonerskiej wartości — oficjalnie zaczął się rozwijać dopiero w 1995 r., kiedy Christie’s zorganizowało pierwszą tematyczną licytację. Wcześniej mało kto traktował je jako potencjalne aktywa, co poskutkowało tym, że również egzemplarze z połowy XX wieku, których nie zdarto w kawałkach ze ściany, mogą mieć ceny znacznie powyżej 100 tys. zł.

Naturalnie, najbardziej poszukiwane będą wobec tego prace z lat 30. — graficzne projekty do „Metropolis” czy „King Konga” osiągają już nawet stawki w setkach tysięcy funtów, bo wiadomo, że w czasie wojny kinowe plakaty często zadrukowywano ponownie, na przykład na użytek Czerwonego Krzyża. Dzięki podaży ograniczonej z wielu powodów, ceny papierów z lat 30. podnoszą się już od kilkunastu lat, dlatego za słynnego goryla uczepionego wieży trzeba będzie zapłacić 20- -30 tys. GBP (94-141 tys. zł), a to i tak wersja tańsza, bo z Francji. Wyższą estymację, bo dochodzącą do 50 tys. GBP (235 tys. zł), ma egzemplarz również francuski, ale o dziesięć lat wcześniejszy, reklamujący „Hollywood” — film jeszcze niemy, znany na rynku z dwóch ocalałych plakatów. Większa ilość wydruków przetrwała z czasów wojny na okoliczność kultowej „Casablanki”, dlatego amerykańska edycja wyceniana jest na internetowej aukcji do 35 tys. GBP (164 tys. zł), a eksperci podkreślają, że to jedna z najchętniej kolekcjonowanych prac, bo film — choć może nie w sobotę wieczorem — można obejrzeć w telewizji do tej pory. Kiedy jednak pora spać, w ofercie są też dobranocki, jak jedna z wersji Disneyowskiego „Pinokia” z 1940 r., wyceniania od 8 tys. GBP (38 tys. zł), czy trochę tańsza brytyjska edycja z Batmanem. Dla starszaków — „Szczęki” za 1,5 tys. GBP (7 tys. zł) — a dla tych, którym z wszystkich dobranocek najbardziej odpowiada „Ojciec Chrzestny” — plakat za kilkaset funtów. Tańszy, bo brytyjski, choć i tak w słusznie dobranym odcieniu świeżej kałuży czerwieni.