Rynki finansowe dyskontują kryzys, którego w Polsce nie ma

Piotr Kuczyński
opublikowano: 2003-10-27 00:00

Spekulanci muszą się czegoś przestraszyć, żeby zrezygnować z atakowania waluty. Mogą się przestraszyć groźby interwencji na rynku walutowym, ale to rozwiązanie tymczasowe.

Z Ameryki

Szczyt sezonu wyników kwartalnych w USA już jest za nami, więc inwestorzy postanowili zrealizować zyski. Jeśli chodzi o same wyniki to nie zauważyłem rewelacji i w dalszym ciągu podtrzymuję pogląd, że akcje są znacznie przewartościowane. Warto zwrócić uwagę na wyniki Microsoftu. Firma do kosztów wliczyła również opcje na akcje, które przydziela pracownikom. To zmniejszyło zysk o 20 procent i zmniejszyłoby również zyski z lat poprzednich. Wiadomo było od dawna, że Microsoft chce w ten sposób uporządkować księgowość. Bardzo protestowały inne firmy z sektora TMT, w którym przyznaje się szczególnie dużo opcji. Trzeba brać pod uwagę, że kiedyś prawodawca zmusi je do prowadzenia porządnej księgowości. Zmniejszenie zysku pokaże jeszcze dokładniej jak mocno przewartościowane są akcje. Nie można powiedzieć, żeby ostatnie spadki indeksów to było coś bardzo poważnego, chociaż trzeba brać pod uwagę, że początek dużych przecen zazwyczaj wygląda niewinnie.

Nie mogę nie wspomnieć, że USA mają wyjątkowo udanego sekretarza skarbu. J. Snow powiedział w wywiadzie, że „wyższe stopy procentowe są wskaźnikiem wzmacniającej się gospodarki. Byłbym sfrustrowany i zakłopotany gdyby nie stopy nie wzrosły”. Nic dziwnego, że Biały Dom musiał zareagować stwierdzając, że administracja wcale nie czeka na podwyżki stóp, a sekretarz nie miał na myśli podwyższenia stóp przez Fed. Ale J. Snow upierał się mówiąc, że twierdzenie, iż Fed nie podwyższa stóp w roku wyborczym (takim będzie przyszły rok) jest „zabawnym mitem”. W ten sposób zapowiedział w imieniu Fed (sic!), że podwyżki stóp wkrótce nastąpią. Nic dziwnego, że jeden z członków zarządu PIMCO (największy fundusz obligacji na świecie) powiedział, że „był zaskoczony niekompetencją” sekretarza. Na szczęście dla USA akcja dementowania wypowiedzi sekretarza skarbu udała się i ceny obligacji nie wpadły w korkociąg.

Jeśli ożywienie ma trwać to stopy procentowe rzeczywiście muszą wzrosnąć. Jest jeszcze jeden powód, dla którego niedługo mogą zacząć rosnąć – inflacja. Rynki finansowe obawiają się ostatnio deflacji, ale jak patrzę na indeks surowców CRB to zaczynam podejrzewać, że to jednak nie deflacja będzie groźna dla gospodarki. CRB sięgnął szczytu z tego roku. To o 35 procent wyżej niż w końcu 2001 roku. Jeśli szczyt zostanie przełamany to zacznie się nowa fala wzrostowa, a to oznacza, że nastąpi duży wzrost kosztów produkcji, który albo przeniesie się na inflację i zmusi do podniesienia stóp procentowych, albo znacznie ograniczy zyski producentów. Spójrzmy, co na to wszystko mówi międzyrynkowa analiza techniczna (MAT). Można wyciągnąć wniosek, że jesteśmy na przełomie czwartego i piątego etapu cyklu gospodarczego M. Pringa. W czwartym etapie obligacje rozpoczynają bessę, a towary i akcje nadal rosną, a w piątym akcje rozpoczynają bessę, obligacje spadają, a towary rosną. Cykli jest sześć, a najgorszy jest szósty – wszystkie rynki spadają i wchodzimy w recesję. Radzę przemyśleć i zapamiętać tę sekwencję.

Będziemy od czasu do czasu zaglądali do Chin. Ostatnie dane mówią, że PKB w trzecim kwartale wzrósł o 9,1 procenta. Ekonomiści ostrzegają, że gospodarka jest zdecydowanie przegrzana. Banki chińskie udzielają kredytów na prawo i lewo – sektor bankowy jest w fatalnym stanie. Zdaje sobie z tego sprawę chiński bank centralny, który zaczyna przykręcać kurek z gotówką zaostrzając zasady przyznawania kredytów hipotecznych i zwiększając rezerwy obowiązkowe dla banków. S. Roach z Morgan Stanley ostrzega, że rząd chiński może w przyszłym roku nacisnąć hamulec, żeby nie doprowadzić do katastrofy. Gdyby rzeczywiście gospodarka chińska zwolniła to większość optymistycznych prognoz (szczególnie w sektorze produkcji półprzewodników) musiałoby ulec znacznemu obniżeniu. Takie zwolnienie tempa miałoby negatywny skutek nie tylko na gospodarkę USA. Można sobie wyobrazić jak wpłynęłoby to na notowania spółek. Jeśli jesteśmy w Azji to uważam, że oprócz rynku walutowego trzeba obserwować to, co się dzieje na giełdzie japońskiej, bo zrealizowanie formacji podwójnego szczytu na Nikkei może zmusić inwestorów japońskich do ucieczki z USA.

W nadchodzący tygodniu będzie mniej informacji ze spółek, ale dużo więcej danych makro. Odbędzie się też posiedzenie FOMC. Fed stóp nie zmieni, ale jak zwykle z napięciem będziemy czekali na komunikat po posiedzeniu. Szczególnie interesujące będzie jak bank ocenia sytuację gospodarczą. Inwestorzy będą też szukali wskazówek odnośnie okresu, przez który stopy pozostaną bez zmian, ale myślę, że ich nie znajdą. Indeksy powróciły pod przełamane niedawno opory, co sygnalizuje, że poprzednie wybicie było pułapką i rozpoczyna korektę, której siła będzie zależała od danych makro. Nie spodziewam się przełamania październikowych szczytów, ale nie oczekuję również dramatu pod stałym i oczywistym warunkiem: jeśli nie nastąpi załamanie na rynku walutowym.

Z Polski

W ostatnim tygodniu nasz rynek akcji zachowywał się bardzo źle. Popatrzmy, jakie są powody przeceny. Stały temat to stan finansów państwa i obawy o losy planu Hausnera. Jeśli rację ma S. Nieckarz w swoim artykule („Przegląd” nr 43) to w przyszłym roku wchodząc do UE zmienimy metodę liczenia długu publicznego. Autor twierdzi, że dług publiczny liczony metodą ESA 95 w 2002 roku w wielu państwach UE był większy od 100 procent PKB, a w Polsce wyniósł 41,6 proc. Gdyby projekt budżetu w obecnym kształcie został zatwierdzony to w tym roku zadłużenie w stosunku do PKB wyniosłoby 44,8 proc., a w następnym 47,5 proc. Poziomy zagrożenia to 55 i 60 procent. Ciekawe, że nikt publicznie nie odniósł się do treści tego artykułu. Rozumiałbym niektórych analityków. Ale dlaczego milczy rząd?

Obawy wywołują spadki cen obligacji i wyprzedaż złotego. Jedno pociąga za sobą drugie, bo obniżające się ceny obligacji zmuszają zagranicznych inwestorów do zamykania pozycji, a wychodząc z Polski zamieniają złote na inne waluty i złoty musi się osłabiać. To widzą spekulanci walutowi i świadomie pogarszają sytuację. Osłabienie złotego przyśpiesza decyzje o wyjściu z Polski i pętla sprzężenia zwrotnego zamyka się. Powodów fundamentalnych do takiej wyprzedaży nie ma, bo dane makro były bardzo dobre, ale obawiam się, że rekiny poczuły krew, a to może się źle skończyć. Taka sytuacja obniża wartość portfela funduszy inwestycyjnych. Ponieważ ostatnio OFE mocno kupowały bardzo drogie akcje to w wielu przypadkach automatycznie zbliżyły się do ustawowych progów ograniczających ilość posiadanych przez nie akcji jednej spółki, a to uniemożliwia im kupno lub nawet zmusza do sprzedaży.

Zbliża się sezon wyników. Pisałem ostatnio, że ze względu na zmianę stawki podatku z 27 na 19 procent spółki będą starały się w tym roku księgować koszty, a w przyszłym zyski. Wyniki Świecia mogą być tego przykładem. Spółka – eksporter, złoty słaby, co powinno pomagać, a tymczasem wynik był słaby. Banki dodatkowo stracą z powodu znacznej przeceny obligacji. Fundusze miały dwa wyjścia: albo ciągle o tym mówić i w ten sposób osłabić wpływ sezonu wyników, co pomagałoby obozowi byków, albo starać się przechytrzyć konkurencję wyprzedając akcje i w ten sposób mordując hossę. Wyraźnie wybrano drugie rozwiązanie.

Trzecim elementem jest to, że w kraju zaczynają się niepokoje społeczne. Planowane strajki górników, PKP, akcja protestu NSZZ „Solidarność” czy akcje taksówkarzy budują obraz niestabilnego kraju zagrożonego do tego kryzysem finansowy. Mamy słaby rząd, który nie potrafi rozmawiać ze społeczeństwem i potem wcielać decyzji w życie. Sprawa taksówkarzy jest typowym tego przykładem. Wszyscy widzą, że rząd się ciągle cofa, to prowokuje kolejne grupy zawodowe. Wynikiem będzie nie tylko obraz pełnego chaosu, ale również duże straty finansowe i niemożność wprowadzenia w życie reform.

Koniecznie trzeba uspokoić rynki finansowe. Próbowano słowami i to nie działa. Spekulanci muszą się czegoś przestraszyć, żeby zrezygnować z atakowania waluty. Mogą się przestraszyć groźby interwencji na rynku walutowym, ale to podziała na krótko. Uważam, że najbardziej rozsądne byłoby oświadczenie, że plan reformy finansów będzie wprowadzony w życie, ale nie pod przymusem, bo w przyszłym roku przechodzimy na liczenie długu publicznego według zasad panujących w UE i w związku z tym jeszcze długo żadnego kryzysu nie będzie. Wszystko to przy założeniu, że znowu z krytyką nie odezwą się dyżurni ekonomiści, dla których obecna sytuacja jest znakomitą okazją do zarobku. Alternatywą jest złożenie autopoprawki, w której rząd natychmiast i bez dyskusji wprowadzi do projektu budżetu cięcia wydatków i uspokoi tym rynki finansowe. Ale jak obiecało się dyskusję to będzie bardzo trudno podjąć taką decyzję. W obecnej sytuacji jedno jest pewne: na posiedzeniu w tym tygodniu RPP stóp nie zmieni, bo nie może gdyby nawet chciała.

Wykresy indeksów wyglądają fatalnie, a realizacja podwójnego szczytu wydaje się wręcz pewna. I to właśnie jest szansą byków. Skoro tak wyraźnie widać, że rynek idzie ku gwałtownej przecenie, spadki są wymuszane przez arbitrażystów, a do tego obrót jest bardzo umiarkowany to może się okazać, że zniżka jest pułapką, dzięki której słabe ręce pozbędą się akcji. Są elementy, które rynkowi mogą pomóc. Po pierwsze złoty powinien się w tym tygodniu wzmacniać. Uważam, że rząd wymieni 1 mld USD, który dostał za obligacje na złotówki, a jeśli będzie to robił umiejętnie to wzmocni złotówkę. MSP znowu nie podało szczegółów prywatyzacji TPSA, ale budżet potrzebuje pieniędzy, więc musi szybko sprzedać posiadane akcje teleoperatora i czuję, że szczegóły zostaną podane w tym tygodniu. Te dwa elementy do tego dobrze nagłośnione powinny złotego wzmocnić. Po drugie arbitrażystom kończy się paliwo. Ilość otwartych pozycji na kontraktach spadła o blisko 40 procent. Może się okazać, ze teraz będą gnali rynek do góry. Tylko wejście indeksów w USA w spiralę spadków może odbicie na GPW uniemożliwić.

Organizator

Puls Biznesu

Autor rankingu

Coface