Rynki przestraszyły się kłopotów Credit Suisse

Marek MuszyńskiMarek Muszyński
opublikowano: 2023-03-15 17:17

Spekulacje na temat możliwego bankructwa możnej niegdyś instytucji spowodowały sporą przecenę na rynkach. Wygląda na to, że inwestorów poniosły emocje.

Z tego artykułu dowiesz się:

  • skąd się biorą problemy Credit Suisse,
  • czy obecna przecena na rynkach jest okazją do kupna,
  • jakie jest ryzyko kryzysu bankowego.
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Akcje szwajcarskiego banku Credit Suisse (CS) taniały w środę o ponad 20 proc., co pociągnęło w dół notowania nie tylko sektora finansowego na starym kontynencie, ale także innych branż. Iskrę rzucił największy akcjonariusz CS – Saudi National Bank (ma 9,9 proc.) - którego prezes wykluczył dokapitalizowanie instytucji znajdującej się w tarapatach. Powód jest prozaiczny: nie pozwalają na to przepisy prawa, związane z limitami zaangażowania.

– Credit Suisse to nie jest tradycyjny bank, który tylko zbiera depozyty i udziela kredytów – zdecydowana większość biznesu polega na zarządzaniu aktywami, który ma bardzo dużą ekspozycję na rynki wschodzące. Problemem są ogromne odpływy środków spowodowane słabszym sentymentem giełdowym, w tym do banków, co się nałożyło na siebie. Pospadały rentowności obligacji długoterminowych w Europie, co sprawia, że część bankowa również traci na dochodowości – mówi Michał Ficenes, zarządzający funduszami w Ipopema TFI.

Credit Suisse ma problemy od lat

Lawina ruszyła po bankructwie amerykańskiego Sillicon Vallley Banku, ale szwajcarski kolos problemy ma nie od dziś.

– Inwestorzy przełożyli strach upadającego banku SVB z USA na Credit Suisse, który od 15 lat, czyli poprzedniego kryzysu finansowego, wciąż ma kłopoty. Tylko że Credit Suisse dokapitalizował się w ostatnim czasie i nie jest już w tak dramatycznym stanie. Na początku przeszłego roku wielu spodziewało się jego bankructwa, ale trzeba pamiętać, że ma on strategiczne znaczenie i trudno mi sobie wyobrazić, by szwajcarski regulator nie będzie interweniował, jeśli zajdzie taka potrzeba – mówi Michał Ficenes.

– Kłopoty finansowe Credit Suisse ciągną się już od poprzedniego kryzysu, a w ciągu minionej dekady wiele nieudanych inwestycji jeszcze je pogłębiło. Problemy te były odwlekane w czasie dzięki okresowym „kroplówkom” finansowym, ale nigdy nie zostały rozwiązane kompleksowo, dlatego temat potencjalnego upadku tego banku wciąż wraca. Większość pozostałych instytucji finansowych w Europie, o bardziej detalicznym, a mniej inwestycyjnym charakterze znajduje się jednak w zdecydowanie lepszej formie, co do ubiegłego tygodnia było widać po wycenach ich akcji – mówi Jarosław Niedzielewski, zarządzający funduszami w Investors TFI.

Wyprzedaż banków pociągnęła główne europejskie indeksy w dół – DAX, CAC 40, FTSE 100 zniżkowały w środę o 2-3 proc., a bankowy Euro Stoxx był nawet 8 proc. pod kreską. Podobnie sytuacja wyglądała na GPW, gdzie WIG20 spadał ponad 2 proc. w okolice 1700 pkt., a ciążyły mu głównie banki.

Michał Ficenes czarny scenariusz dla CS uznaje jednak za mało prawdopodobny.

– Nawet jeśli odpływają miliardy, to trzeba pamiętać, że ten bank ma aktywa warte ponad 1 bln CHF. Dużo pieniędzy w Credit Suisse trzymają zamożni klienci, w tym spora ich część wywodzi się ze Wschodu. Natomiast instytucje zapewne już od dawna ograniczają ekspozycję – mówi Michał Ficenes.

Nic nie wskazuje na bessę
Nic nie wskazuje na bessę
Nie widać ani zagrożenia recesją, ani kryzysem bankowym. Wygląda na to, że obecna przecena to raczej okazja do kupna - mówi Jarosław Niedzielewski, zarządzający Investors TFI

Kryzys bankowy mało prawdopodobny

Dobry sposób na zapobieganie rozlewaniu się kryzysu pokazali Amerykanie.

– Banki posiadają najbardziej bezpieczne obligacje na świecie, gwarantowane przez amerykański rząd. Problem w tym, że ich dzisiejsza rynkowa wartość, przy najwyższych rentownościach od lat, jest znacznie niższa niż cena nominalna, po której za kilka lat zostaną wykupione. W obliczu zmasowanego odpływu depozytów niektóre banki regionalne w USA zostały zmuszone do ich sprzedaży, przez co papierowa strata stała się realną wyrwą w bilansie. Działania amerykańskiego nadzoru w postaci możliwych pożyczek pod zastaw tych obligacji i to po wartości nominalnej rozwiązują ten problem – mówi Jarosław Niedzielewski.

Do tego większość banków jest niezłej kondycji, dzięki rosnącym stopom procentowym.

– W obliczu szalejącego na globalnych rynkach sztormu związanego z gwałtownym wzrostem stóp procentowych i pęknięciem bańki spekulacyjnej na spółkach wzrostowych i technologicznych sektor finansowy, zarówno w USA, jak i w Europie był uznawany raczej za bezpieczną przystań, a nie źródło problemów, jak to było kilkanaście lat temu. Sektor bankowy w Europie licząc od dołków z października ubiegłego roku był wręcz liderem fali wzrostu, a reprezentujący go indeks urósł do początku marca o 50 proc. – przypomina Jarosław Niedzielewski.

Widmo recesji też straszy

Takie przeceny mogłyby być dobrą okazją do zakupu akcji, ale perspektywy nie są jeszcze zupełnie jasne.

– Teoretycznie ostatnie spadki cen, także banków mogą okazać się inwestycyjną okazją. Jednak trzeba przyjąć założenie, że gospodarka nie znajdzie się w prawdziwej recesji, ponieważ gdy do niej dojdzie, to na rynki akcji powróci bessa, a marcowe spadki będą jedynie jej częścią. Na razie okres gospodarczej dekoniunktury przechodzimy zupełnie bezobjawowo – nie ma dużych zwolnień (poza amerykańskim sektorem technologicznym), a zyski firm mają być takie same jak w zeszłym roku, czyli na rekordowych poziomach – mówi Jarosław Niedzielewski.

Recesji jednak nie da się zupełnie wykluczyć.

– Problemy banków zapewne pogłębią utrudnienia związane z kredytowaniem gospodarki, który już mają miejsce za sprawą podwyżek stóp procentowych. I to może się odbić na rynku pracy i wtedy bessa wróci. Ale to na razie teoretyczny scenariusz – mówi Jarosław Niedzielewski.