Rząd promuje firmy mierne, ale wierne

Wiktor Krzyżanowski
opublikowano: 2002-07-25 00:00

Jak wykazujemy dziś na łamach „PB”, zaproponowany przez ministra Grzegorza Kołodkę tzw. program antykryzysowy ma dwa oblicza. Po pierwsze, jest tworem propagandowym, skleconym na potrzeby zbliżających się wyborów samorządowych. Po drugie — kolejną próbą inwentaryzacji wszystkich zaległości przedsiębiorstw — głównie państwowych — wobec budżetu i Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. I to akurat specjalnie nie budzi wielkich emocji.

Wątpliwości rodzą się w momencie próby określenia celu oraz analizy metody tego przedsięwzięcia.

W nieskończoność będziemy powtarzać, że masowe darowanie długów prowadzi donikąd. Okazuje się bowiem, że podatków płacić nie opłaca się, ZUS można mieć w nosie, a niespłacone kredyty dla „świętych krów polskiej gospodarki” także nie są specjalnym powodem do zmartwienia.

Program nowego sternika finansów państwa odbiera zapał do pracy wszystkim tym zarządom państwowych i prywatnych firm, które mimo przeciwności i gospodarczej stagnacji potrafiły skutecznie zarządzać, tworzyć miejsca pracy, reinwestować drakońsko oskubane przez fiskusa środki. Oni mają prawo czuć się oszukani.

I co z tego, że artykuł 84 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej mówi, że każdy jest zobowiązany do ponoszenia ciężarów i świadczeń publicznych, w tym podatków określonych w ustawie! Kogo dotyczy artykuł 32 Konstytucji, który w punkcie 1 głosi, iż wszyscy są wobec prawa równi i wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne?

To prawda, w Polsce istnieje wiele przedsiębiorstw, które nie mają racji bytu, ale zamknąć ich nie można, bo niedługo okaże się, że bezrobotnych mamy więcej niż płacących podatki. Dlatego też racjonalne wydaje się utrzymywanie produkcji tam, gdzie ma to sens, bo powstał realny plan restrukturyzacji poparty przez prywatny kapitał i banki — choćby Daewoo FSO czy Stocznia Szczecińska. Przedłużanie w nieskończoność agonii pozostałych jest po prostu nieuczciwe. Zarówno wobec pracowników tych firm, jak i wszystkich podatników.

Okiem pracodawcy

Grzegorz Kołodko chciałby zjeść ciastko i mieć ciastko — tak w skrócie oceniłbym program pomocy dla firm. Daje on małe szanse na wyciągnięcie gospodarki z recesji — nawet, gdyby poprawiła się koniunktura na świecie. Kto za to zapłaci? Oddłużenie molochów, restrukturyzowanych od dziesięciu lat, będzie przeprowadzone kosztem nas, a zwłaszcza przedsiębiorstw, które w tych trudnych czasach potrafią sobie radzić. Ostrożnie podchodzę także do programu ulg podatkowych, które mogą spowodować nadużycia. W gruncie rzeczy po lewicowym rządzie można było się spodziewać takich propozycji, liberałowie pozwoliliby upaść bankrutom. By pobudzić wzrost, premier Miller powinien nie bać się powiedzieć publicznie prawdy, a więc: ograniczyć dotacje, zakręcić kurek z państwowej kasy dla przedsiębiorstw, zmniejszyć wydatki socjalne, egzekwować należności od samorządów, a przedsiębiorcom pomóc wprowadzając podatek liniowy.

Marek Goliszewski prezes BCC

Okiem związkowca

Wracamy do gospodarki socjalistycznej. Grzegorz Kołodko zakłada, że można łatwo sterować ręcznie gospodarką: temu umorzyć, tamtemu rozmnożyć. Na oddłużeniu skorzystają głównie molochy: kopalnie, stocznie, duże huty. To ma zapobiec masowym zwolnieniom, ale sztucznie coś można podtrzymać tylko w krótkim czasie. Program nie daje szansy na długotrwałą obniżkę stopy bezrobocia. A pieniądze popłyną z budżetu — to my musimy na nie zapracować, wyprodukować więcej, by ktoś mógł więcej dostać.

Jerzy Wróbel Komisja Krajowa NSZZ Solidarność

Okiem opozycji

Ciągle znamy program Grzegorza Kołodki z drugiej ręki. Ale im więcej szczegółów, dotyczących skali mikro, czyli przedsiębiorstw i banków, jest ujawnianych, tym większy znak zapytania należy postawić nad skalą makro — czyli sferą budżetu i finansów, której dotyczyło pierwsze przemówienie wicepremiera. Kolejna fala oddłużeń dużych przedsiębiorstw państwowych zwiększy zadłużenie publiczne, które w ciągu półrocza wzrosło o 10 proc. Licząc gwarancje i poręczenia, zadłużenie zbliża się do konstytucyjnej granicy 50 proc. produktu krajowego brutto. Nie jest to program ożywienia gospodarczego, a jedynie zamrożenia rynku pracy przed wyborami samorządowymi.

Janusz Lewandowski Platforma Obywatelska