Salamander nie chce już Chełmka
NIE, TO NIE: Nie zależało nam na pieniądzach Salamandra, liczyliśmy na technologię i nowe maszyny — podkreśla Franciszek Matyja, prezes Chełmka. fot. Andrzej Wawok
Niemiecki potentat obuwniczy Salamander zrezygnował z planów przejęcia fabryki Chełmka.
— Poprosiłem przedstawicieli Salamandra, aby przestali nas zwodzić i zdeklarowali się, czy chcą nas kupić, czy nie. Wybrali drugą odpowiedź — mówi Franciszek Matyja, prezes PZPS Chełmek.
Polska spółka oczekiwała, że niemiecka firma Salamander zainwestuje w Chełmek 21 mln zł. W zamian Chełmek musiałby wydzielić spółkę zatrudniającą 200-300 osób i produkującą 2000 par butów dziennie.
— Podzielimy zakład na trzy oddziały. Jeden będzie się zajmował produkcją krajową, drugi przerobem, a trzeci wytwarzaniem na eksport — informuje Franciszek Matyja.
Chełmek produkuje 3-4 tys. par butów dziennie. Jedynie 20 proc. wyrobów firmy pozostaje w kraju. Spółka chce, by w przyszłości połowa produkcji trafiała do Polski.
Wartość importu butów do Polski w ubiegłym roku sięgnęła 34,7 mln zł, a eksportu — 32 mln zł.
80 proc. produkcji Chełmka to przerób uszlachetniający. Spółka szyje obuwie dla angielskiej firmy Shellys i holenderskiego Vimpexu.
— Prowadzimy też rozmowy z odbiorcami niemieckimi i kanadyjskimi. Chcemy, aby w zamian za przerób zainwestowali u nas kilka mln zł, albo dali nam maszyny, np. w leasing — dodaje prezes Matyja.
Firma pilnie potrzebuje 0,5 mln zł na restrukturyzację zatrudnienia. Chełmek zatrudnia 700 osób, prawdopodobnie jeszcze w tym roku zwolni 200 pracowników.