Nie tylko gazowe PGNiG, ale również rafineryjny Lotos i firmy z sektora stoczniowego interesują się rynkiem LNG, czyli skroplonego gazu ziemnego, który w specjalnych terminalach może być regazyfikowany. Ich przedstawiciele przyjechali na pierwsze seminarium na temat LNG, zorganizowane przez Lotos.

— Z perspektywy Morza Bałtyckiego Polska jest białą plamą, jeśli chodzi o LNG. Jeżeli nie wykreujemy swoich projektów, będziemy mieć problem biznesowy — uważa Przemysław Marchlewicz, wiceprezes Lotosu. Motywacja PGNiG do rozwoju LNG jest oczywista — firma ma kontrakt z Katarem na dostawy skroplonego gazu do nowego terminalu w Świnoujściu. Potrzebuje więc klientów, interesuje się też reeksportem. Motywacją Lotosu jest miejsce — gdańska firma sporo sobie obiecuje po ewentualnej budowie FSRU, czyli pływającego terminalu LNG w Zatoce Gdańskiej. Decyzji w sprawie tej inwestycji nie ma, analizy trwają. Ponadto PGNiG ma złoża w Norwegii, z których — oprócz ropy — wydobywa gaz.
— Moglibyśmy być dostawcą gazu dla statków, wozić go koleją, pracujemy też nad rozwojem stacji tankowania LNG dla pojazdów — stwierdził Henryk Mucha, prezes PGNiG Obrót Detaliczny. Do 2025 r. PGNiG chce mieć już w Polsce 24 stacje tankowania LNG. Rozmawia na ten temat z partnerami.
— Z dwoma, oczywistymi, czyli Orlenem i Lotosem — powiedział Henryk Mucha. Motywacja sektora stoczniowego ma zaś źródła w ekologii. Przedstawiciel fińskiej Wartsili, dostawcy silników okrętowych, zwracał uwagę przede wszystkim na mniejsze zanieczyszczenia, wynikające z przejścia statków na napęd gazowy. Podobne refleksje miał reprezentant firmy doradczej Actia Forum. Wspomniał o turystycznym segmencie rynku. — Widoczny jest boom na LNG ze strony statków wycieczkowych — powiedział Bogdan Ołdakowski.
Zabrakło na seminarium największego odbiorcy gazu w Polsce, czyli nawozowej grupy Azoty (odpowiada za ok. 20 proc. krajowego zużycia). W przeszłości grupa nie okazywała entuzjazmu, gdy mowa była o terminalu w Świnoujściu. Dziś też nie sygnalizuje zainteresowania samodzielną grą na rynku LNG. Ma natomiast potężną umowę ramową z PGNiG, co oznacza, że będzie prawdopodobnie kupować gaz z portfela giganta, interesując się ceną, a nie pochodzeniem. Cena gazu jest zresztą głównym hamulcem dla rozwoju segmentu LNG.
— Im tańsze ropa i gaz, tym mniejsza motywacja do inwestycji w infrastrukturę, których koszt jest w miarę stały — zauważył Bogdan Ołdakowski z Actia Forum.
Przyznał jednak, że mimo niskich cen paliw widoczny jest przyrost inwestycji w Holandii. Ciekawić może zaś brak takiego przyrostu w Niemczech, które są bardziej nastawione na transport lądowy, również ze Wschodu (np. Nordstream 2).