Otwarcie dzisiejszych notowań na GPW nie zapowiadało takiej słabości popytu, któremu nie udzielił się tym razem optymizm amerykańskich, czy japońskich inwestorów. To zawahanie skrupulatnie wykorzystały niedźwiedzie, spychając na moment WIG20 poniżej bariery 1800 pkt. To dopiero stało się istotnym ostrzeżeniem dla warszawskich byków, aby solidniej zabrać się do pracy, co i tak nie zmieniło negatywnej wymowy handlu i nasz najważniejszy indeks wlókł się w ogonie europejskiego peletonu.
Ponownie ciężar obrony psychologicznego poziomu wzięły na siebie banki, wśród których wyraźnie negatywnie wyróżniał się jedynie BRE Bank, zaliczając w pewnym momencie ponad 7 proc. przecenę. W słabości sekundował mu Asseco. Udziałowcom tej informatycznej firmy nie spodobała się sprzedaż własnych akcji po cenie 45 zł. i w ciągu dwóch dni sprowadzili jej kurs do takiej właśnie wartości. Kolejny dzień marną postawą popisywały się nasze koncerny paliwowe. Irytację ich akcjonariuszy zwiększa zarówno powracająca do dużych zwyżek ropa naftowa, jak i mini-hossa na wycenie zagranicznych konkurentów. Dzisiaj rosły akcje włoskiej Eni, francuskiego Totala, czy brytyjskiego BP. Nawet w Bombaju mocno urósł naftowy Reliance Industries, a gazowy Reliance Natural skoczył aż o ponad 16 proc. Na tym tle PGNiG i PKN Orlen, nie wspominając o Lotosie wyglądają jak relikty z minionej epoki, kiedy nie korzystało się z benzyny i gazu. Polskim firmom naftowym na GPW najwyraźniej bardzo szkodzi spadek ceny „czarnego złota”, ale zasadniczo jej zwyżka też jest nie na rękę.
Główne europejskie parkiety, zgodnie z oczekiwaniami polskich inwestorów, odpoczywały po trzydniowych wzrostach i nawet obniżka przez SNB, czyli szwajcarski bank centralny, stóp procentowych o 50 pkt. bazowych, do 0,5 proc. nie wyrywała ich z marazmu. Także wieści z amerykańskich spółek nie mogły przyczynić się do polepszenia klimatu. Co prawda Costco Wholesale pochwalił się wzrostem sprzedaży i minimalnie lepszym zyskiem niż rok temu, ale nie mieściło się to w oczekiwaniach analityków. Do spadku nowojorskich kontraktów terminowych, przyłożył się też Procter&Gamble rewidując nieco swoje ambitne plany, co do obecnego kwartału. Inwestorzy wyraźnie czekali na cotygodniowe dane z amerykańskiego rynku pracy i otwarcie handlu na Wall Street.
Liczba nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych w USA okazała się wyższa od oczekiwań ekonomistów i wyniosła 573 tys., potwierdzając zły stan rynku pracy. Trochę zamieszania wprowadził wyższy niż się spodziewano deficyt bilansu handlowego. Trudno ocenić, czy jest to wynikiem aktywności eksportu, czy też lepszej kondycji amerykańskich konsumentów.
Złe dane oraz czerwony początek na Wall Street postawiły kupujących akcje na GPW, mimo prób odrobienia strat, na przegranej pozycji, co doprowadziło do przeceny WIG20 o 0,57 proc. Pozytywnym zakończeniem dnia pochwalić się mogły BZ WBK i TP SA, które wspólnie z PKO BP ograniczyły straty naszego najważniejszego indeksu.
Ta sesja nie ma dużego znaczenia dla kierunku notowań w najbliższym okresie i
jutrzejsza będzie pod tym względem ważniejsza, z uwagi na informacje na temat
formy amerykańskiego handlu detalicznego w listopadzie. Gracze w tym sektorze
pokładają nadzieję, że zmniejszy on, dzięki grudniowej sprzedaży, zakres
skurczenia się PKP USA w IV kw. Bardziej może jednak wybiegają oni w
przyszłość, do 19 XII, kiedy to wygasają kontrakty oraz
przyszłotygodniowych decyzji Rezerwy Federalnej i OPEC. Nie zmienia to
faktu, że na tle czołowych parkietów w Europie, które starały się udanie
finiszować, GPW znowu wypadła blado.