"Czas reakcji na poziomie 250 ms (milisekund) to absolutne minimum, aby móc myśleć o sobie jako o przyszłym królu wyścigowych torów" - przekonuje Jacek Lech, współwłaściciel spółki Persona, jednej z nielicznych w kraju pracowni wyspecjalizowanych w badaniu psychologicznym kierowców rajdowych i wyścigowych, a już z pewnością o najdłuższym, bo 40-letnim doświadczeniu. Kierowcy pokroju Roberta Kubicy osiągają w trakcie testów poziom 200 ms, to światowa elita. Osoba notująca zwłokę rzędu 300 ms praktycznie nie nadaje się do zawodowego prowadzenia pojazdów.
Odpowiedni poziom agresji
Znakomita szybkość reakcji na bodźce zewnętrzne to warunek konieczny, ale
niewystarczający. Liczy się jak najwyższy poziom inteligencji. To właśnie
wrodzone predyspozycje powodują, że szybciej "wędrują" impulsy pomiędzy mózgiem
a kończynami kierowcy. Trening niewiele tutaj zmieni.
Nie bez znaczenia jest
także umiarkowany poziom agresji. Za duży - to niemal pewny wypadek w sytuacji,
gdy rywal na przykład nieoczekiwanie zajedzie drogę, za niski - nigdy nie
przełoży się na zwycięstwa, bo taki kierowca nie ma woli walki.
Systematyczny trening
Za kierownicą bolidu, bez obawy o utratę życia z powodu nazbyt wysokich
przeciążeń, może zasiąść każdy, kto przejdzie pomyślnie badania u specjalisty z
zakresu medycyny sportowej. Nie wiążą się z tym wymogi trudne do spełnienia
przez zdrowego, młodego sportowca. To fakt, przeciążenia rzędu 5 g - do jakich
musi przywyknąć przez około dwie godziny wyścigu kierowca rajdowy - mogą być
niebezpieczne dla zdrowia, a czasami nawet dla życia, ale tylko osoby, która nie
jest w pełni sprawna fizycznie.
O tym, że powszechne w wyścigach F1
przeciążenia są obojętne dla organizmów wytrenowanych kierowców, jest przekonany
dr Marian Pawlik, zastępca kierownika Ośrodka Badań Orzeczniczych
Lotniczo-Lekarskich i Medycyny Pracy Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej.
Chociaż przyznaje, że bez specjalistycznych treningów nikt nie powinien próbować
swoich sił za kierownicą bolidu.
Mitem jest to, że częste przebywanie w
ekstremalnych warunkach, nienaturalnych dla organizmu człowieka, może być
szkodliwe. Nie ma na to naukowych dowodów. Wprost przeciwnie, uważa się, że
wskazany jest systematyczny trening w warunkach odpowiadających rywalizacji
podczas zawodów - dla kierowców Formuły 1, lub lotom bojowym - dla pilotów
myśliwców. "Ważne jednak, aby ekstremalne przeciążenia nie trwały zbyt długo" -
uzupełnia dr Marian Pawlik.
Faktem jest natomiast, że na torach wyścigowych
powtarzane co kilka sekund i liczone w tysiącach manewry dynamicznego
przyspieszania i hamowania powodują ekstremalne obciążenia kręgów szyjnych.
Głowa kierowcy wraz z kaskiem może zamiast 7,0-7,5 kg ważyć, bagatela, ponad 40
kg. Nic więc dziwnego, że odpowiedzialną funkcję w wyścigowej jeździe pełnią
mięśnie karku. Długotrwałe pływanie stylem klasycznym to najlepszy sposób na
wzmocnienie tych partii mięśni. Sam trening jednak nie wystarczy. Dodatkowym
zabezpieczeniem szyi są specjalne wzmocnienia, które ograniczają liczbę stopni
swobody w obszarze ruchu głowy. Bez wspierających się na barkach ?rusztowań"
poważna kontuzja jest niemal pewna.
Przeciążenia, kto to wytrzyma?
Prawdziwe problemy zaczynają się wraz z przeciążeniami sięgającymi 15-20 g.
Czy muszą się ich obawiać kierowcy bolidów? Niestety tak, ale tylko wtedy, gdy
droga hamowania z 200 km/h do zera następuje w trakcie jednej sekundy. Tak jest
w czasie zderzenia z przeszkodą.
Robert Kubica przeżył taki wypadek w 2007
roku na torze w Montrealu. Po odczytaniu czarnej skrzynki okazało się, że
szczytowa wartość przeciążenia sięgała 28 g. Niektórzy eksperci oceniają, że
mogło to być aż 40 g!
Organizm kierowcy w trakcie kolizji staje przed nie
lada wyzwaniem, nawet gdy nie wystąpią żadne zewnętrzne uszkodzenia ciała.
Przede wszystkim człowiek doznaje wstrząśnienia mózgu w wyniku przesunięcia
tkanki miękkiej, może też nastąpić stłuczenie serca i płuc. Poza tym odpływ krwi
z mózgu grozi utratą przytomności, a gdy wstrzymane zostanie ukrwienie gałek
ocznych, powstają zaburzenia widzenia, może nawet dojść do utraty
wzroku.
Człowiek jest w stanie poradzić sobie z przeciążeniami rzędu 20 g, a
niepożądane skutki, o ile wtedy wystąpią, są sprawą indywidualnych predyspozycji
organizmu.
Idealne wymiary
Pudzian, przy swojej sylwetce, jest stracony dla Formuły 1. Idealny kierowca bolidu powinien mieć punkt ciężkości ciała umiejscowiony jak najniżej. Powód jest jeden - zapewnienie możliwie największej stabilności superlekkiej maszynie, która przy wadze 600 kg ma moc 900 KM. Nie można zaniedbać żadnego szczegółu, a więc pilnuje się nie tylko tego, aby jak najniżej posadowić kierowcę, ale także aby on sam nie rozwijał zbytnio muskulatury klatki piersiowej. Dyskwalifikujące może być podniesienie środka ciężkości o centymetr lub dwa. Ręce kierowcy powinny być silne, bo muszą precyzyjnie prowadzić bolid (utrzymanie kierownicy podczas przeciążeń wymaga siły 40 kg). Podobnie nogi, ale w przypadku dolnych kończyn nie jest już wymagany niedowład muskulatury. Wręcz przeciwnie, polecane są treningi na siłowni. W trakcie wyścigu kierowcy nierzadko wykonują ponad 200 ostrych hamowań, za każdym razem naciskając pedał hamulca z siłą około 80 kg.
Kierowcy dużo piją!
Adrenalina odgrywa decydującą rolę w mechanizmie. Reakcja człowieka na
zagrożenie objawia się przyspieszonym biciem serca, wzrostem ciśnienia
tętniczego krwi, rozszerzeniem oskrzeli i źrenic.
Tętno kierowcy w trakcie
wyścigu F1 często przekracza 210 uderzeń na minutę. To dużo, ale podobny wysiłek
towarzyszy na przykład kolarzowi uczestniczącemu w nawet niezbyt forsownym
treningu. "To nie powód, aby uważać sport motorowy za niebezpieczny" - wyjaśnia
w rozmowie z Pulsem Farmacji dr Ryszard Karbowicz, od wielu lat współpracujący z
Polskim Związkiem Motorowym w zakresie badań lekarskich kierowców rajdowych i
wyścigowych.
Faktem jest, że ze zwiększonym metabolizmem wiąże się proces
odwodnienia organizmu. Swoje znaczenie ma także temperatura otoczenia. W
ekstremalnych warunkach pogodowych pod kombinezonem zawodnika notowano 70 stopni
Celsjusza!
Kierowcy Formuły 1 podczas dwugodzinnego wyścigu tracą około 3,5
litra wody i elektrolitów. Waga ciała spada o 4-5 proc. Nie sposób uzupełnić
niedobory w trakcie zawodów, zważywszy że kierowca ma do dyspozycji zazwyczaj
jednolitrowy zasobnik z napojem (więcej to zbyt duże obciążenie bolidu).
I w
tym momencie pojawia się zasadniczy problem - odwodnienie, które może spowodować
chwilowe spadki koncentracji. Nic więc dziwnego, że na kilka dni przed wyścigiem
startujący w zawodach piją jak największe ilości płynów z mikroelementami.
Problemem w tym okresie jest także jedzenie, a właściwie niejedzenie. Na czarnej
liście są przede wszystkim: czerwone mięso, tłuste potrawy, jaja cukier i
alkohol.
Jedno jest pewne - kierowca Formuły 1 powinien być farmakologicznie
czysty, bo doświadczenie uczy, że tylko wówczas funkcjonowanie organizmu
człowieka na torze wyścigowym jest optymalne. To pocieszające, ale rodzi się
jednak pytanie, czy trzeźwo myślący człowiek jest w stanie to wszystko
wytrzymać?
Więcej w najnowszym "Pulsie Medycyny"
