Na rynkach finansowych flauta. Magellan ma jeszcze sporo wiatru w żaglach, ale ogranicza prędkość. Na rafy wpaść nietrudno.
Cash is the king — dziś mało kto wie o tym lepiej niż Magellan, spółka wyspecjalizowana w finansowaniu sektora medycznego. Od stycznia do marca zarobiła 4,6 mln zł, zwiększając zysk o 28,5 proc. w stosunku do I kw. 2008 r. Krzysztof Kawalec, prezes Magellana, pytany, czy taki wynik uda się dowieźć do końca roku, odpowiada, że tak. Wszystko jednak zależy od finansowania, o które, jak wszędzie, niełatwo.
— Moglibyśmy uplasować obligacje średnioterminowe, ponieważ popyt jest, ale nie będziemy sprzedawać ich za wszelką cenę — mówi prezes.
Tym bardziej że z płynnością Magellan nie ma problemów. Finansuje się obligacjami krótkoterminowymi oraz ma otwarte linie kredytowe. Sam też oferuje krótkie pożyczki, których bardzo uważnie udziela.
— Na pierwszym miejscu stawiamy płynność. Na drugim obroty. Wolimy zawrzeć mniej kontraktów, ale bardziej marżowych — wyjaśnia prezes.
Chociaż kontraktacja w I kw. spadła aż o 55 proc., to przychody wzrosły o 12,7 proc., a zysk prawie o jedną trzecią. Swój udział miały w tym spółki na Słowacji i w Czechach, które zarobiły 600 tys. zł.
Prezes zapowiada po wakacjach trzyletnią strategię grupy. Możliwe, że jednym z kierunków będzie windykacja, czyli branża, z której wyrósł, ale nie w branży medycznej.