Ochotnicza Straż Pożarna zamierza kupić nowe samochody pożarnicze. Tym razem w wyścigu po lukratywny kontrakt nie weźmie udziału producent Lublina. To wystarczyło, by wokół przetargu narosło wiele spekulacji.
Dziś Zarząd Główny Związku Ochotniczych Straży Pożarnych (ZGZOSP) otworzy oferty od dealerów i producentów, ubiegających się o dostarczenie 115 lekkich samochodów strażackich. Organizatorzy przetargu spodziewają się dużej liczby ofert.
— Specyfikację przetargową odebrały 22 podmioty — ujawnia Wiesław Golański, pełnomocnik prezesa ZGZOSP.
Przedstawiciel OSP liczy na to, że oferty złożą wszyscy wielcy obecni na polskim rynku motoryzacyjnym — Volkswagen, Ford, Iveco czy Opel. I chyba tak się stanie, bo to największy kontrakt służb mundurowych w tym roku. Jego wartość wyniesie 8-10 mln zł.
Dziś okaże się, kto złoży oferty, na razie nikt z dostawców nie wychyla się przed szereg. Strażacy mają duże wymagania. Chcą, żeby samochód był nie tylko szybki i osiągał prędkość co najmniej 135 km/h, ale posiadał dość bogate wyposażenie, m.in. układ przeciwpoślizgowy ABS współpracujący z układem rozdziału hamowania, kontrolę trakcji, elektrycznie regulowane szyby przednie w kabinie kierowcy czy elektrycznie regulowane lusterka. W specyfikacji przetargowej zapisano ponadto, że samochód musi mieć napęd na tylną oś.
— Taki warunek to wynik pragmatyzmu. Samochody będą wyposażone w dość ciężkie urządzenia strażackie, które umieszczone zostaną na stałe w tylnej części pojazdu — mówi Wiesław Golański.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że wysokie wymagania strażaków dyskwalifikują ich dotychczasowego ulubieńca — samochody Lublin i Andorię-Mot, czyli spółkę, która od kwietnia przejęła produkcję tych aut. Dlatego od razu pojawiło się wiele spekulacji, wśród których najlżejszego kalibru jest ta, że przetarg jest „ustawiony” pod jednego z zagranicznych producentów.
—Trochę się dziwię, że OSP oczekuje właśnie takich pojazdów, bo przecież wiadomo, że trafią one głównie na wieś. Po co tam samochód rozwijający prędkość 135 km/h — zastanawia się Tadeusz Starewicz, prezes Andorii-Mot.
Tymczasem w niedawnej wypowiedzi dla „PB” nie ukrywał, że liczy na większe zamówienia od służb publicznych.
Ale strażacy mają sporo zarzutów wobec krajowego producenta.
— Do ubiegłego roku kupowaliśmy Lubliny. Zamówiliśmy łącznie około 500 pojazdów. Mimo tego, że lubelska fabryka nie wywiązywała się ze zwykłych powinności producenta, np. z warunków gwarancyjnych, w ubiegłym roku chcieliśmy dokupić partię kolejnych 30-50 pojazdów, licząc, że w kolejnych latach otrzymamy nowsze pojazdy-LD 100. Powiedziano nam, że gdybyśmy chcieli zakupić 500 sztuk, to by im się opłacało uruchomić linię produkcyjną. Ogłosiliśmy więc przetarg i wybraliśmy Forda — mówi Wiesław Golański.
Konkurs wygrał zatem Ford Distribution, natomiast samochody dostarczył częstochowski Frank Cars.
Wiesław Golański dodaje, że „strażacy też mogą jeździć jak ludzie, a kosztuje to niewiele więcej”.
— Stąd m.in. wymagania co do wyposażenia auta w tegorocznym przetargu. Strażacy chcą samochód lepszy, ale to, jaki pojazd dostaną, rozstrzygniemy w konkursie. W poniedziałek otwieramy oferty, przed 15 sierpnia chcielibyśmy zobaczyć wersję prezentacyjną pojazdu — tak by samochody otrzymać na przełomie września i października, gdyż niektóre straże z KSRG muszą do końca października rozliczyć dotację — mówi Wiesław Golański.
— Tak krótki termin dostawy jest podejrzany. Proces produkcji tak dużej partii pojazdów specjalnych trwa z reguły od dwóch do trzech miesięcy. Możliwe, że samochody są już wyprodukowane i czekają na odbiór — sieje wątpliwości Wojciech Drzewiecki z Samaru, firmy monitorującej rynek motoryzacyjny.
— Jeśli żaden oferent nie sprosta naszemu wymaganiu, jesteśmy w stanie ten termin wydłużyć. Na razie czekamy na oferty — odpowiada Wiesław Golański.