Postcovidowy popyt oznacza wzrost sprzedaży, na który trzeba się przygotować. Spółka z Podhala zdobyła też pierwszy duży zagraniczny kontrakt.
Ostatnie lata nie były łatwe dla narciarzy i ośrodków narciarskich. Odczuł to Supersnow, producent armatek do naśnieżania, lanc, infrastruktury i oprogramowania wykorzystywanych na stokach. Spółka z siedzibą w Maniowach w gminie Czorsztyn, gdzie od 2015 r. ma fabrykę armatek śnieżnych i centrum badawczo-rozwojowe, w które zainwestowała 22,5 mln zł, w trakcie pandemii skorzystała z pomocy PFR na utrzymanie miejsc pracy (3,3 mln zł pożyczki, z czego 1,6 mln zł zostało umorzone). Dziś rynek się odradza, a firma, która na koniec roku finansowego 2020/21 r. miała 75 pracowników, obecnie ma ich 140, odbudowuje się i planuje ekspansję zagraniczną.
Klienci chcą inwestować
— Z rozmów z klientami wiemy, że mocno przygotowują się do przyszłego sezonu. Widzimy rosnącą dynamikę rozwoju stoków narciarskich oraz całego przemysłu czasu wolnego. W związku z tym przewidujemy znaczny wzrost sprzedaży i chcemy istotnie zwiększyć udział w rynku światowym, aby za kilka lat stać się liderem. Nasz biznes jest sezonowy. Musimy zacząć produkcję, zanim klienci zamówią towar za pół roku. Dlatego postanowiliśmy poszukać kapitału i silnego partnera, który będzie gwarancją stabilności i zwiększy możliwości dalszego rozwoju na międzynarodowych rynkach — mówi Bartłomiej Sięka, prezes Supersnow.
Pod koniec listopada 45 proc. akcji spółki w ramach podwyższenia kapitału kupił PFR. Większościowy pakiet pozostaje w rękach rodziny Dziubasików, właścicieli m.in. hotelu i term Bania w Białce Tatrzańskiej, a szefem rady nadzorczej nadal jest założyciel spółki — Damian Piotr Dziubasik. Firmie doradzały Final Milestone Corporate Finance i kancelaria KRLZ.
— Tak silny inwestor jak PFR to dla nas otwarcie całkiem nowych możliwości biznesowych — mówi Damian Piotr Dziubasik.
— Firma ma dobrą strategię, zakładającą rozwój nie tylko w Polsce, ale też na rynkach zagranicznych. Produkt jest konkurencyjny, a zapotrzebowanie na dośnieżanie stoków będzie rosło — komentuje Paweł Borys, prezes PFR.
Powtórka z Austrii i Rumunii
Strony nie ujawniają kwoty, jaką PFR zapłacił za 45-procentowy pakiet akcji.
— Supersnow to polska spółka technologiczna w najlepszym tego słowa znaczeniu. Dzięki rozwijanemu od lat własnemu zespołowi inżynierów i programistów jest w stanie konkurować jakością i efektywnością produktów z pozostałymi liderami branży na świecie. Na rynkach, na których jesteśmy obecni, poszerzymy ofertę produktów i usług. Wejdziemy na rynki, na których widzimy duży potencjał. Nie mogę ujawniać szczegółów, konkurencja nie śpi — mówi Bartłomiej Sięka, który studia doktoranckie oraz istotną część zawodowego życia spędził w środowisku firm technologicznych w USA.
Sprzedaż urządzeń: armatek i lanc to jedna część działalności. Drugą jest budowa systemu naśnieżania w ośrodkach narciarskich — od ujęcia wody, zbiorników, rurociągów, instalacji elektrycznych, studni fundamentowych przez wysięgniki, armatki i oprogramowanie po zarządzanie tą infrastrukturą.

Właśnie w tej drugiej dziedzinie firma zdobyła pierwszy duży kontrakt. Przez lata Supersnow sprzedawał w Rumunii urządzenia, dwa lata temu wykonał mały system naśnieżania, a w tym roku realizuje pierwszy duży projekt — w ośrodku Harghita-Bai w pobliżu Miercurea-Ciuc. Spółkę w Rumunii Supersnow ma od 2019 r.
— To kraj z dużym potencjałem — uwarunkowania geograficzne są wymarzone dla narciarstwa. System naśnieżania w Rumunii jest na wczesnym etapie rozwoju. Towarzyszymy klientom od początku budowy ośrodka narciarskiego i pomagamy im w opracowaniu kompleksowych rozwiązań, doradzając na każdym etapie — mówi Rafał Topolski, członek zarządu odpowiedzialny za sprzedaż.
W Austrii, gdzie Supersnow ma spółkę od 2017 r., Polacy działają inaczej.
— W Austrii trzeba było przekonać klienta, który od 20 lat kupował armatki od lokalnych producentów, żeby zaufał polskiej marce. Handel bez obecności na miejscu jest bardzo trudny. Gdy się o tym przekonaliśmy, kupiliśmy ziemię, zbudowaliśmy halę serwisową, żeby pokazać klientom, że jesteśmy na miejscu i jeśli armatka się zepsuje, będą mieli do kogo zadzwonić po części zamienne czy serwisanta. Postawiliśmy na Roppen, 40 minut od Innsbrucka, z którego jest blisko do Szwajcarii, Niemiec i Włoch — mówi Bartłomiej Sięka.
Tyle armatek mają duże ośrodki w Alpach...
...a tyle w Polsce i Czechach.
Alpejski przyczółek do badań i rozwoju
Zagraniczne spółki zajmują się nie tylko sprzedażą i serwisem.
— Pomagają też w pracach badawczo-rozwojowych, bo testujemy urządzenia w warunkach, w jakich będą je wykorzystywać klienci. W Alpach zima przychodzi wcześniej, wysokości są większe, inna jest wilgotność — mówi szef Supersnow.
W dziale badawczo-rozwojowym w fabryce w Maniowej pracuje kilkunastu inżynierów.
— W kryzysie efektywność energetyczna ma coraz większe znaczenie, a nasze urządzenia zużywają mniej prądu niż konkurencyjne, a także są jednymi z najcichszych na rynku — mówi szef Supersnow.
Według niego firma jest jednym z trzech europejskich i pięciu światowych znaczących producentów urządzeń do naśnieżania. Przyznaje jednak, że konkurenci są dużo więksi. Należy do nich amerykański SMI (chwali się 1 mln USD wydatków na B+R, ponad 40 latami doświadczenia i ponad 1 tys. klientów), francuski S&M czy włoskie Technoalpin (działa od 30 lat, zatrudnia ponad 600 osób, a na B+R przeznacza 6 mln EUR rocznie).
Ze sprawozdania Supersnow za rok finansowy 2021/22 wynika, że przychody ze sprzedaży, której prawie 20 proc. firma zrealizowała w Polsce, wyniosły 46,1 mln zł wobec 33,5 mln zł rok wcześniej, a zysk netto urósł z niecałych 1,2 mln zł do prawie 6,5 mln zł.