Brytyjczycy zastosowali "nowatorską" metodę w negocjacjach budżetu Unii Europejskiej, obarczoną jednak wysokim ryzykiem - ocenił w piątek w rozmowie z PAP dyrektor Departamentu UE w MSZ Paweł Świeboda.
Dotychczasowa praktyka polegała na negocjowaniu wrażliwych problemów UE przez dłuższy czas, tak żeby dać możliwość wypracowania kompromisu. Tymczasem przewodnicząca w tym półroczu Unii Wielka Brytania pierwszą propozycję unijnego budżetu na lata 2007-13 przedstawiła dopiero 5 grudnia, a następną ma przedstawić w najbliższą środę. Świeboda przewiduje, że będzie to w środę wieczorem lub w nawet czwartek rano. Tego dnia rozpoczyna się dwudniowy szczyt "25" poświęcony budżetowi.
Pierwotnie spodziewano się, że kolejną propozycję szef brytyjskiej dyplomacji Jack Straw przedstawi w najbliższy poniedziałek na spotkaniu unijnych ministrów spraw zagranicznych. Jednak w porządku obrad tego spotkania na debatę budżetową przewidziano jedynie 15 minut i ma to być "punkt proceduralny" związany z przygotowaniami do unijnego szczytu. "Być może czeka nas długi weekend" - ocenia dyrektor Departamentu UE w MSZ.
"Premier Wielkiej Brytanii Tony Blair podejmuje maksymalne ryzyko, próbując pod presją czasu wymusić koncesje" - powiedział w piątek wieczorem Świeboda. - I nie można wykluczyć, że część państw członkowskich ugnie się pod tą presją". Jego zdaniem, jest to tym bardziej prawdopodobne, że Unia nie potrzebuje debaty budżetowej przez kolejne miesiące i to debaty, która będzie coraz trudniejsza.
"Na razie brytyjskiej propozycji nie akceptuje żadne państwo" - podkreślił dyrektor w MSZ. Zwrócił uwagę, że sytuacja jest odwrotna do tej, z którą mieliśmy do czynienia w czerwcu. Wtedy za kompromisem przedstawionym przez Luksemburg opowiedziało się 20 państw, a teraz - tylko kilka znajduje w brytyjskiej propozycji "sensowne elementy".
"Wielka Brytania zastosowała unikatową, nowatorską strategię wysokiego ryzyka: przedstawia swoje propozycje w ostatniej chwili, próbując dzielić państwa członkowskie" - ocenił Świeboda.
Chodzi o podział "25" na starych i nowych członków UE, ponieważ większość "starych" na tej propozycji nic nie traci, a niektórzy nawet zyskują. Okazało się jednak, że niektóre stare państwa członkowskie wolą wspierać swoimi pieniędzmi rozwój nowych niż dopłacać do brytyjskiego rabatu.
"Wszystko jest jeszcze możliwe" - dodał Świeboda. Podkreślił jednak, że bez "zasadniczej poprawy" oferty dla nowych państw - ale także np. dla Hiszpanii i Finlandii - na porozumienie są małe szanse. Zdaniem dyrektora Departamentu UE w MSZ, na obecnym etapie dyskusji można mówić o dwóch zasadniczych problemach negocjacyjnych: rabacie brytyjskim i pomocy dla najbiedniejszych regionów.
Według Świebody, Wielka Brytania miała do wyboru: albo prowadzić debatę na temat modernizacji UE od początku swojego przewodnictwa, albo maksymalnie opóźnić przedstawienie propozycji kompromisu i zastosować korzystne dla siebie "księgowe" podejście do unijnego budżetu, czyli "im większy zysk, tym lepiej".
I wybrała to drugie, łamiąc zasadę bezstronności kraju przewodniczącego Unii. "Chęć minimalizacji własnych strat okazała się silniejsza" - zauważył dyrektor Departamentu UE w MSZ. Przypomniał przy tym, że - według brytyjskiej propozycji - Polska traci 6 mld euro, a Wielka Brytania zyskuje 9 mld euro w porównaniu z kompromisem wypracowanym przez Luksemburg.