Szwajcarskie zegarki znów błyszczą

Weronika KosmalaWeronika Kosmala
opublikowano: 2017-06-29 22:00
zaktualizowano: 2017-06-29 20:07

Eksport szwajcarskich zegarków wreszcie rośnie, co jest wiadomością miłą. Wiadomością cenną będzie dopiero informacja, co jest przyczyną.

Majowy wynik to 9 proc., co oznacza, że eksport roleksów i im podobnych wzrósł do 1,7 mld CHF (6,6 mld zł), podaje Federacja Szwajcarskiego Przemysłu Zegarkowego. Z punktu widzenia Kowalskiego to nic takiego, ale branża świętuje te symptomy ożywienia przede wszystkim z dwóch powodów: wcześniej bywało znacznie gorzej, a tym razem już sama przyczyna wzrostu pozwala snuć perspektywy hossy. Na rynkach wielu inwestycyjnych dóbr — jak wina, diamenty czy niektóre szwajcarskie zegarki — głównym czynnikiem warunkującym zwyżkę jest apetyt Państwa Środka. Chińskie zamówienia podskoczyły 34 proc., popyt Hongkongu zwiększył się 18 proc., a eksport do USA — jakby wiedział, że mniej obchodzi inwestorów — o 1,1 proc. spadł. Pierwsze jaskółki pojawiły się już na początku roku, jednak dopiero w marcu wzrost eksportu w stosunku do tego samego miesiąca poprzedniego roku wyniósł 7,5 proc. — a mowa o pierwszym dodatnim wyniku od prawie dwóch lat. Jak wynika z danych Rapaportu, kwiecień nie był pod tym względem najlepszy, ale w przekonaniu o trwalszym ożywieniu utwierdził ekspertów maj — mimo że poziom handlu i tak był daleki od szczytu z 2011 r. Jak twierdzi przytaczany przez Rapaport izraelski dostawca diamentów dla przemysłu zegarkowego, w tamtym okresie wytwórcy na tyle zwiększyli produkcję, że w 2012 r. na rynku zaobserwowano istotną nadwyżkę podaży. Od tamtego momentu popyt również odstawał od poziomu równowagi, bo poważnie i długotrwale zachwiała nim polityka antykorupcyjna w Chinach. Na apetycie smoka koło się więc zamyka, bo od chwili wprowadzenia surowych przepisów w Państwie Środka do ponownego podniesienia się popytu tamtejszych inwestorów o rynku mówiono z niepokojem. Aż do maja, w którym wartość eksportu zegarków z metali szlachetnych podniosła się 16 proc., ze stali 12 proc., a takich składających się z jednego i drugiego — 6 proc. Kategoria, która jednak najbardziej interesuje inwestorów, obejmuje po prostu zegarki droższe, a więc wyceniane od 3 tys. CHF (11,6 tys. zł) — a ten segment odradza się z największym wigorem, bo majowy skok to aż 15 proc. W byczym nastroju trzeba tylko dodać, że inwestycyjny czasomierz może być tańszy, droższy, szlachetny albo zepsuty, bo podstawowym warunkiem przyzwoitej stopy zwrotu jest rzadkość w obiegu. Nielimitowane serie naszpikowane otoczkami z diamentów mogą być wobec tego wartościowe, ale niekoniecznie dadzą zarobić po czasie, bo to inwestycje, za którymi nie stoi raczej byk, tylko złoty cielec.

Fot. Bloomberg