Ponad 2 proc. traciły w trakcie czwartkowej sesji indeksy dużych i średnich spółek notowanych na warszawskiej giełdzie, a także indeks szerokiego rynku. Ostatecznie skończyło się nieco lepiej. Tylko mWIG40 stracił ponad 2 proc. Tyle że jeszcze 12 października 2021 r. skupiający największe spółki WIG20 sięgał 2472 pkt, podczas gdy poziom zamknięcia z 18 listopada 2021 r. był o 201 pkt niższy. Słabość GPW nie jest bowiem jednodniowa.
Główne indeksy warszawskiej giełdy na minusie zakończyły siedem z ośmiu ostatnich sesji, a i zwyżkę na tej ósmej można traktować z przymrużeniem oka. Np. skupiający średnie spółki mWIG40 zyskał w jej trakcie 0,34 pkt, czyli 0,006 proc.
Przecena na GPW zbiegła się z kryzysem na granicy z Białorusią, ale specjaliści nie widzą jego związku z sytuacją na giełdzie.
- Z punktu widzenia rynków finansowych i samej giełdy nie ma to najmniejszego znaczenia – podkreśla Marcin Kiepas, analityk firmy Tickmill.
- Za przecenę na warszawskiej giełdzie odpowiadają czynniki typowo rynkowe, czyli wysoka obecna i potencjalna inflacja, relatywny poziom stóp procentowych i osłabienie złotego. Stanowią dobre usprawiedliwienie dla redukcji pozycji i realizacji części zysków – mówi Łukasz Wardyn, dyrektor na Europę Wschodnią w CMC Markets.

Dolar rządzi na GPW
Marcin Kiepas przypomina o amerykańskiej inflacji, wyższej od oczekiwań. Jej odczyt pojawił się po drugiej spadkowej sesji na GPW, którą WIG20 zakończył minimalnie poniżej 2400 pkt., czyli grubo ponad 100 pkt wyżej niż jest obecnie.
- Rosną oczekiwania, że Fed zostanie zmuszony do wcześniejszego zaostrzania polityki monetarnej, co spowoduje, że kapitał będzie odpływał z rynków wschodzących. Na tym warszawska giełda cierpi najbardziej – mówi Marcin Kiepas.
- Lepsze dane z amerykańskiego rynku pracy i dotyzcące sprzedaży detalicznej, w połączeniu z rozpoczętym już przez Fed ograniczeniem skupu aktywów, powodują że inwestorzy boją się, że amerykański bank centralny zacznie szybciej podnosić stopy procentowe – wtóruje mu Sobiesław Kozłowski, dyrektor departamentu doradztwa inwestycyjnego Noble Securities.
To sprzyja umocnieniu dolara, w sytuacji gdy przez ponad rok dolarowy indeks MSCI Poland wykazywał się relatywną siłą do MSCI Emerging Markets, będącego ogólnym indeksem rynków wschodzących.
- Na razie widać kontrolowaną realizację zysków na spółkach mających gigantyczną stopę zwrotu, zwłaszcza w ujęciu dolarowym – ocenia Sobiesław Kozłowski.
Marcin Kiepas przypomina jak wygląda sytuacja fundamentalna konkretnych spółek o niebagatelnej wadze dla warszawskich indeksów.
- Przecena KGHM to konsekwencja spadku cen miedzi, która może bardzo nie traci, ale znalazła się poniżej wsparcia z początku miesiąca i zanegowała wybicie górą z trzymiesięcznej konsolidacji, co otwiera drogę do dalszych spadków. Szczególnie, że dolar jest mocny, a rynek zakłada zacieśnianie polityki monetarnej przez Fed. Skomplikowała się także sytuacja banków. Drogi frank szwajcarski zwiększa presję na frankowiczów, by walczyli o swoje w sądach, a nie szli na ugody – tłumaczy Marcin Kiepas.
Sobiesław Kozłowski zwraca uwagę, że w ciągu 12 miesięcy akcje mBanku –czyli jednego z najbardziej “ufrankowionych” banków na GPW - podrożały z okolic 160-170 zł do ponad 550 zł. Tyle że po ponad 10-procentowym. spadku w ciągu jednego dnia, notowania 18 listopada 2021 r. zakończyły na poziomie 499,40 zł.
- Kurs sporo uwzględnił przy w zasadzie podobnych wynikach. Dlatego wydaje mi się, że w dużym stopniu działa zasada: kupuj plotki sprzedawaj fakty. Stąd przecena banków – zaznacza specjalista z Noble Securities.
Michał Stajniak, starszy analityk rynków finansowych w X-Trade Brokers DM, jest zdania, że czwartkowa przecena PZU to pochodna niezadowolenia wynikami finansowymi oraz słabości całego sektora finansowego. Z kolei słabości Orlenu upatruje w możliwości wprowadzenia „tarczy antyinflacyjnej”, która mogłaby ograniczyć zyski ze sprzedaży paliw.
Sobiesław Kozłowski przypomina jeszcze jakie znaczenie dla giełdy ma rentowność obligacji skarbowych. Przecenie na GPW i osłabieniu złotego towarzyszy bowiem przecena polskich papierów 10-letnich. Ich rentowność to obecnie 3,2 proc., gdy jeszcze w lipcu 2021 r. było to 1,5 proc.
- Wzrost rentowności obligacji o 1,7 pkt proc. oznacza spadek wyceny spółek metodą zdyskontowanych przepływów pieniężnych (DCF) o 15-30 proc. – szacuje Sobiesław Kozłowski.
Ile jeszcze do dna?
Według Marcina Kiepasa pewnym optymizmem napawa analiza techniczna. Na jej podstawie można szacować, że przecena indeksu WIG20 powinna się zatrzymać na poziomie 2240 pkt., ewentualnie na 2200 pkt. Obawą napawają go jednak coraz to nowe rekordy na giełdach amerykańskich oraz we Frankfurcie i Paryżu. Ich rozgrzanie może bowiem sprowadzić tam korektę.
- Korekta na Zachodzie plus fatalne nastroje w Warszawie kazałyby zakładać, że WIG20 zejdzie poniżej 2200 pkt. W scenariuszu bazowym przyjmuję jednak, że spadki mogą się jeszcze pogłębić, ale nie aż tak bardzo – mówi Marcin Kiepas.
- Zdrowa korekta ujmuje co najmniej 10 proc. wartości indeksu – zaznacza Sobiesław Kozłowski.
To by oznaczało WIG20 w okolicach 2200 pkt, a WIG w okolicach 67 tys. pkt. Sobiesław Kozłowski pierwszy mocny opór indeksu WIG20 widzi jednak dopiero na poziomie 2100 pkt. Nie zdziwiłby się jednak, gdyby korekta ściągnęła barometr blue chipów nawet do 2000 pkt.
- Mimo wszystko jestem jeszcze optymistą jeśli chodzi o GPW, bo uważam, że stopy procentowe nie są jeszcze na takim poziomie. by zachęcać inwestorów do ucieczki w kierunku bezpieczniejszych aktywów i jednocześnie nie są też na takim poziomie, który negatywnie wpływałby na wyniki spółek. Natomiast niepokój może wynikać stąd, że inwestorzy starają się przewidzieć poziom stóp procentowych, jaki będzie za 6-9 miesięcy. Są analitycy, którzy widzą stopę referencyjną NBP na poziomie 3 proc., a to już jest ten poziom, który może zacząć istotnie negatywnie wpływać na wyniki spółek i tego się rynek obawia – dodaje Łukasz Wardyn.
Szef CMC Markets na Europę Wschodnią podkreśla, że nominalnie stopa referencyjna NBP na poziomie 3 proc. nie jest wysoka, ale byłaby to spora zmiana w krótkim okresie. Stanowiłaby ona co prawda paliwo dla banków, które dużo ważą w warszawskich indeksach, ale mimo wszystko inwestorzy mogą się jej obawiać.
- Dlaczego natomiast jestem optymistą? Na warszawskiej giełdzie nie widziałem jeszcze spekulacyjnego uderzenia euforii i wynikającego z tego znacznego przewartościowania większej grupy spółek, których wyceny stałyby się absurdalne. Owszem, pojawiły się napływy do funduszy akcji, ale daleko jest od tzw. owczego pędu. Za to już ud początku września 2021 r. GPW jest po prostu w dość trudnej dla inwestorów fazie trendu wzrostowego, polegającej na tym, że po trzech krokach w górę, następują dwa kroki w dół. Nawet jeśli po sześciu miesiącach notowania będą wyżej, to trudno jest w takiej sytuacji nieprzerwanie utrzymywać swoje pozycje. Jednak historycznie taki kształt wykresu to bardziej trudny przystanek w hossie niż formacja szczytowa – podkreśla Łukasz Wardyn.