UE w poszukiwaniu równowagi

Gabriel ChrostowskiGabriel Chrostowski
opublikowano: 2025-04-06 20:00

Unijne łańcuchy dostaw przechodzą gruntowne zmiany w związku z narastającymi napięciami geopolitycznymi. W krótkim okresie może być więcej niestabilności cenowej, ale w dłuższym okresie zagwarantuje to więcej stabilności gospodarczej.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

W erze globalizacji ostatnich trzech dekad cel globalnych łańcuchów dostaw był jasno określony: maksymalizacja efektywności poprzez lokowanie produkcji tam, gdzie jest najtaniej. Taki model budowania łańcucha dostaw miał zarówno jasne, jak i ciemne strony. Korzyść polegała na tym, że można było produkować tanio w krajach o niskich kosztach pracy, a dla siebie zostawiać prawdziwą "śmietankę" - projektowanie, marketing oraz działalność badawczo-rozwojową. Odbywało się to jednak kosztem bezpieczeństwa dostaw, co zaczęło mocno ujawniać się w ostatnich latach w związku z nakładającą się serią szoków ekonomicznych (pandemia COVID-19) i geopolitycznych (wybuch wojny na Ukrainie). Dlatego modne stały się koncepcje nearshoringu, friendshoringu, de-riskingu czy de-couplingu, które spaja już inny cel: nie maksymalizacja efektywności kosztowej, a maksymalizacja bezpieczeństwa dostaw.

Wygląda na to, że globalne, w tym unijne łańcuchy dostaw rzeczywiście ulegają transformacji. Dane handlowe z lat 2021-23 pokazują wyraźne przesunięcie w strukturze unijnego importu. Kraje UE ograniczają import z państw, z którymi nie łączy ich żadna umowa handlowa (m.in. Rosja i Chiny). Udział takich państw w unijnym imporcie skurczył się o 1,8 punktu procentowego. Jednocześnie rośnie udział krajów partnerskich z dalszych regionów, takich jak Kanada czy Korea Południowa (+1,0 punktu procentowego), oraz bliskich regionów, takich jak Bałkany czy Turcja (+0,3 punktu procentowego). Wzrasta także import wewnątrzunijny, co oznacza, że na przykład Niemcy coraz więcej importują z innych krajów UE, a Włochy z Francji. Krótko mówiąc, w ostatnich latach dochodzi do istotnych przetasowań, które są odpowiedzią na zmieniający się ład międzynarodowy. Głośne koncepcje związane z tektonicznymi zmianami światowych łańcuchów wartości nie widnieją już tylko na papierze, ale mają przełożenie na twarde procesy ekonomiczne.

Jakie to będzie mieć konsekwencje? W krótkim okresie może wystąpić presja na wzrost cen. Zmiana dostawców, bo tym w gruncie rzeczy jest modyfikacja łańcucha wartości, zazwyczaj wiąże się z relokacją od tańszych do droższych rynków. Przedsiębiorstwa muszą zainwestować w nowe fabryki, zatrudnić pracowników przy wyższych stawkach itd. To wszystko podnosi jednostkowy koszt importowanego produktu, a tym samym koszt produkcji. Jednak takie zjawisko może być przejściowe, ponieważ z czasem nowe łańcuchy dostaw się stabilizują, produkcja rośnie i pojawiają się efekty skali. Można więc stwierdzić, że reorientacja łańcucha dostaw wiąże się z pewnymi krótkookresowymi kosztami, ale przynosi długookresowe korzyści w postaci większego bezpieczeństwa dostaw, lepszej odporności na globalne szoki, a tym samym większej stabilności makroekonomicznej.

Zmiany w unijnych łańcuchach dostaw nie wydają się więc chwilową korektą, a początkiem trwałej transformacji. Polska zapewne może skorzystać na tym procesie, bo mimo dużej aprecjacji kursu realnego wciąż pozostaje dość atrakcyjnym miejscem dla relokacji produkcji i budowy fabryk. Chociaż jako kraj chcielibyśmy zapewne uczestniczyć w większym stopniu w projektowaniu, marketingu, działalności badawczo-rozwojowej i pracy inżynieryjnej, a nie tylko w procesie produkcyjnym – czyli przesunąć się w górę łańcucha wartości.