Kończąca się w sylwestra o północy niemiecka prezydencja Rady Unii Europejskiej miała wielkie ambicje.
Następna trafi się największej unijnej potędze dopiero za 14 lat, jeśli w ogóle instytucja półrocznego kierowania pracami drugiej izby legislacyjnej UE zostanie utrzymana. Ale raczej zostanie, ponieważ jej korzenie sięgają rzymskich traktatów założycielskich z 1957 r. W każdym razie dla odchodzącej w 2021 r. na emeryturę kanclerz Angeli Merkel dorobek prezydencji to zwieńczenie kariery politycznej. Ustanowiła rekord nie do wyrównania w rozbudowanej UE – jako szef rządu kierowała dwoma prezydencjami, zarówno 2007, jak też 2020. Silnie wpłynęła dwukrotnie na kompromis (w lipcu oraz grudniu) w sprawie wieloletnich ram finansowych 2021-27, z dodanym ratunkowym koronafunduszem, który w rozporządzeniu otrzymał nazwę „instrumentu UE na rzecz odbudowy”. Drugim sukcesem pani kanclerz było dopięcie w ostatniej chwili rozwodowej umowy brexitowej. Rada UE pod niemieckim przewodem potwierdziła tymczasowe stosowanie jej od 1 stycznia 2021 r., chociaż to pójście ostro po bandzie – Parlament Europejski zatwierdzi umowę dopiero na sesji 18-21 stycznia. Przekładając to na nasze procedury: na słowo honoru wchodzi w życie akt prawny dopiero wędrujący między Sejmem a Senatem.