Wszyscy uczestnicy negocjacji w sprawie przyszłości Daewoo-FSO twierdzą, że jest szansa na uratowanie spółki. Rząd jednak nadal liczy się z możliwością jej upadku. Dość powiedzieć, że do programu czerwcowego WZA nie wpisano punktu o utworzeniu spółki NSC, która ma uratować żerańską produkcję.
W tym tygodniu zakończył się kolejny etap polsko-koreańskich rozmów na temat warunków powstania nowej spółki produkcyjnej New Small Company, która ma być kołem ratunkowym dla znajdującego się na pograniczu upadłości producenta samochodów Daewoo-FSO. Przy negocjacyjnym stole zasiedli przedstawiciele polskiego rządu, banki wierzycielskie oraz reprezentanci Daewoo Motor Co. i zarządu fabryki z warszawskiego Żerania.
— Na koniec rozmów w sprawie Daewoo-FSO w poniedziałek podpisano dokument końcowy. Zrobiono kolejny krok, który pozwoli utrzymać produkcję — enigmatycznie tłumaczy Magda Nienałtowska z biura prasowego MSP.
Optymizmem tryskają przedstawiciele samego zainteresowanego, czyli Daewoo-FSO. Twierdzą, że obecnie nie ma mowy o żadnej renacjonalizacji spółki na wzór Stoczni Szczecińskiej.
— Wybraliśmy inną drogę rozwoju, która przewiduje utworzenie NSC. Zadecydować ma o tym WZA 7 czerwca. To najlepsze rozwiązanie dla firmy. Potwierdziły to wyniki zakończonych ostatnio negocjacji, podczas których wszystkie strony dały zgodę na powstanie nowej spółki — przekonuje Krystyna Danilczyk, rzecznik Daewoo-FSO.
Jeśli nawet wariant „stoczniowy” nie powtórzy się, to zgodnie z koncepcją konwersji wierzytelności na akcje nowej spółki, rola SP w nowo tworzonym podmiocie wzrośnie. Obecnie ma on jedynie 9,19 proc., ale ze względu na stopień zadłużenia Daewoo-FSO jego udział w nowej spółce wzrośnie.
— Daewoo jest dłużnikiem Skarbu Państwa nie tylko z tytułu zwolnień w podatku dochodowym. Firma ma również zaległości w akcyzie i podatku VAT, spłaca je jednak w ratach. Obecnie Daewoo-FSO nie ma problemów z płaceniem składek na ZUS — twierdzi Andrzej Zdebski, wiceminister pracy, członek rządowego zespołu ds. restrukturyzacji polskich spółek Daewoo.
Podczas ostatnich negocjacji wszystkie strony podobno zgodziły się również, że upadłość spółki nie jest w ich interesie. Nieoficjalnie wiadomo, że w przypadku jej ogłoszenia wierzyciele mogliby odzyskać od 0 do 71 proc. wierzytelności, po powstaniu NSC wskaźnik ten wyniesie od 8 do 93 proc.
Wariant upadłościowy firmy nadal pozostaje jednak otwartą kwestią. Maciej Leśny, wiceminister gospodarki, mówił przed rozpoczęciem negocjacji, że do 27 maja musi zostać osiągnięte porozumienie w sprawie restrukturyzacji Daewoo-FSO i rozliczeń między wierzycielami. W przeciwnym razie 7 czerwca zakład ogłosi upadłość. Tymczasem w programie obrad NWZA nie ma wpisanego punktu poświęconego powołaniu NSC. Rząd nadal więc liczy się z groźbą upadku spółki.
— Także resort pracy musi brać pod uwagę najczarniejszy scenariusz rozwoju wydarzeń. Stąd staramy się, by Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych był przygotowany na ewentualne zwiększone wypłaty w Daewoo-FSO — mówi Andrzej Zdebski.
Zdaniem analityków, upadłość Daewoo-FSO w praktyce oznaczałaby dla zakładu jedynie wegetację.
— Produkcja mogłaby się odbywać w ograniczonym zakresie, ale szansa na pozyskanie inwestora byłaby wtedy minimalna. Bez dostępu do nowych licencji nie ma mowy o dalszym rozwoju spółki. Stąd ze strony zarządu i zakładu oczekiwałbym zrobienia wszystkiego, aby do upadłości nie doszło — twierdzi Wojciech Drzewiecki, szef firmy Samar, zajmującej się analizami rynku motoryzacyjnego w Polsce.
Dodaje, że w obu przypadkach — upadłości i uratowania spółki — zbędny majątek będzie i tak wyprzedawany.
Nie brakuje też opinii skrajnych.
— Ta lokalizacja nie ma przyszłości. Ze względu na kłopoty logistyczne i brak możliwości rozbudowy, nie warto w ten teren inwestować — mówi z przekorą prezes jednej z firm motoryzacyjnych.
Zwolnień obawiają się związki zawodowe spółki. Od początku lutego domagają się od zarządu jasnej odpowiedzi na pytanie, ile osób zostanie zatrudnionych w NSC.
— W tym tygodniu otrzymaliśmy enigmatyczną odpowiedź, że na pracę może liczyć około 30 proc. z 5007 osób. Oczywiście przy samej produkcji pracuje 3,1 tys. ludzi, ale są jeszcze osoby zatrudnione w spółkach zależnych. Dano nam do zrozumienia, że rozmowy na tematy pracownicze będzie prowadził z nami dopiero nowy inwestor — mówi jeden ze związkowców.




