PB: Co skłoniło panią do porzucenia korporacyjnego świata finansów i zajęcia się coachingiem oraz treningiem mentalnym?
Marta Rudna: Chciałam zamienić pracę z liczbami na pracę z ludźmi – choć w gruncie rzeczy ciągle jestem wierna swojej branży. Wspieram specjalistów z sektora finansowego w osiąganiu celów oraz w układaniu życia zawodowego i prywatnego tak, by dawało satysfakcję. Jako coach aktywnie angażuję się w działania na rzecz wellbeingu w ramach międzynarodowej organizacji ACCA, której jestem członkinią. To stowarzyszenie zrzesza ekspertów od finansów, rachunkowości i zarządzania.
Finansiści i księgowi nie wydają się grupą zawodową narażoną na problemy ze zdrowiem psychicznym – przeciwnie, ich praca uchodzi za stabilną, spokojną, a nawet nudną.
Nic bardziej mylnego. Za pozornym spokojem kryje się ogromna presja – zamknięcia miesiąca, napięte terminy, odpowiedzialność budżetowa. To stres, który nie odpuszcza. Na szczęście coraz więcej przedstawicieli tej branży o tym wie. Dowód? Niedawno byłam prelegentką na organizowanym przez ACCA webinarze z okazji Europejskiego Tygodnia Zdrowia Psychicznego. Temat spotkał się z ogromnym zainteresowaniem profesjonalistów z sektora finansów.
Czy te obserwacje znajdują potwierdzenie w danych?
Przywołam raport ACCA „Global Talent Trends 2025” oparty na badaniu przeprowadzonym wśród 10 tysięcy specjalistów z sektora finansowego. Ponad połowa przyznała, że presja związana z pracą negatywnie odbija się na ich zdrowiu psychicznym. Co więcej, sześciu na 10 zadeklarowało, że potrzebuje większego wsparcia pracodawcy. To jasny sygnał, że troska o dobrostan kadr nie jest przywilejem czy luksusem, ale koniecznością – strategiczną i ludzką. Bo pracownik bezpieczny, otoczony troską i odporny na chroniczny stresu jest bardziej zaangażowany, zmotywowany i lojalny.
Stres to cichy sprzymierzeniec wypalenia. Byung-Chul Hana, koreańsko-niemiecki filozof, twierdzi, że żyjemy w społeczeństwie zmęczenia.
Trudno się z nim nie zgodzić. Otacza nas nieustanny szum – informacyjny, sensoryczny, emocjonalny. Odpoczynek – zarówno fizyczny, jak i mentalny – stał się sztuką, którą wielu z nas zatraciło. Jeszcze trudniej przychodzi nam odcięcie się od pracy. Wypalenie nie pojawia się z dnia na dzień. To proces – powolny, podstępny. Dlatego tak ważna jest umiejętność odczytywania sygnałów wysyłanych przez psychikę i ciało. A także gotowość zareagowanie – zanim konieczna stanie się interwencja lekarza czy terapeuty.
Wypalenie to nie tylko osobisty kryzys – to zjawisko społeczne. Co je napędza?
Jednym z głównych mechanizmów jest brak umiejętności zarządzania własną energią. Nie tylko nie potrafimy odpoczywać, my sobie na to nie pozwalamy. Szczególnie wyraźnie widać to wśród osób samozatrudnionych: przedsiębiorcy, freelancerzy, konsultanci teoretycznie mają pełną swobodę w organizowaniu swojego czasu, a mimo to nie robią sobie przerw. Dlaczego? Bo czują, że nie wypada. Że muszą być czujni, dostępni i na najwyższych obrotach przez cały dzień. Jakby odpoczynek był czymś, na co nie zasługują.
Dlaczego wielu z nas ma wyrzuty, gdy odpoczywa?
Słyszałam kiedyś mądre zdanie: Traktujemy pracę i odpoczynek jak wrogów, jakby te dwie sfery życia rywalizowały, zamiast się dopełniać. W rezultacie odkładamy odpoczynek na moment, gdy wszystko będzie zrobione. Tyle że wszystkiego nigdy nie dokończymy – zawsze zostanie coś do wykonania i załatwienia. Tu potrzebna jest pokora wobec rzeczywistości: zgoda na to, że coś musi czasem zaczekać.
Ciągle buntujemy się przeciwko temu, że jesteśmy istotami skończonymi – z ograniczoną ilością czasu, sił i determinacji.
Ten wątek pojawia się w książce Olivera Burkemana „Cztery tygodnie dla ciebie”. Autor zachęca, by odpuścić perfekcjonizm i pogodzić się z tym, że nasz czas nie jest rozciągliwy. Dodajmy do tego jeszcze jedno ważne pojęcie: self-compassion, czyli współczucie dla samego siebie. Chodzi o to, by traktować siebie tak, jak traktowalibyśmy bliską osobę – z życzliwością, empatią i troską. Przecież nigdy nie powiedziałabym przyjaciółce: Nie wolno ci odpoczywać. A sobie? Sobie mówimy to zaskakująco często.
Wiemy, co nam dolega. Ale czy wiemy, co rzeczywiście pomaga? Czy nauka ma już jakieś sugestie?
Tak – i to całkiem precyzyjne. Zarówno psychologia, jak i neurobiologia dostarcza dziś solidnej wiedzy o tym, co wspiera nasz dobrostan. Jeden z najlepszych przykładów to koncepcja deep work, czyli pracy głębokiej, spopularyzowana przez Cala Newporta. To sztuka pełnego skupienia na jednym zadaniu, bez rozpraszaczy. Wymaga dyscypliny i odwagi, by odciąć się od natłoku bodźców – wyłączyć powiadomienia, zamknąć skrzynkę z mejlami, zadbać o spokojną przestrzeń. Niełatwe, ale możliwe. Po drugiej stronie równania znajduje się odpoczynek – nie jako nagroda, lecz jako kompetencja.
Jakie metody zarządzanie energią pani proponuje?
W przypadku pracy głębokiej może to być technika pomodoro – bardzo prosta, a skuteczna. Pracujemy w skupieniu przez 25 minut, potem robimy pięć minut przerwy. I tak kilka cykli. Ważne jednak, by tych mikroprzerw nie marnować – warto wstać z krzesła, odejść od ekranu, napić się herbaty, zamienić z kimś słowo, przejść się. To ważne nie tylko dla ciała, ale i dla zmysłów – odpoczynek sensoryczny jest dziś niedoceniany, a bardzo potrzebny.
Czyli recepta nie musi być skomplikowana ani droga?
Właśnie. To nie są rewolucyjne metody. Ale wymagają praktyki, konsekwencji i uważności na siebie. Tylko tyle – i aż tyle.
Proste techniki, co nie znaczy, że łatwe.
Właśnie. Niby wszyscy wiemy, że bez koncentracji, przerwy i zarządzanie energią ani rusz. W praktyce rzadko nam to wychodzi. Dlatego warto zacząć od planowania. Nie tylko krótkich, regularnych okienek na reset co 25 minut, ale także dłuższych pauz – nawet godzinnych – jeśli mamy taką możliwość. Oczywiście nie każdy ma kontrolę nad swoim kalendarzem. Ale w wielu firmach można o to zawalczyć – rozmową, dobrym uzasadnieniem, przykładem.
Czy odpoczynek nie powinien być po prostu spontaniczny, bez żadnego planu?
Ostatnio odkryłam leisure crafting – filozofię świadomego układania czasu wolnego. Nie chodzi o bezmyślne nicnierobienie, tylko o taki wypoczynek, który daje zastrzyk energii. Ten koncept opiera się na trzech filarach: celu, relacjach społecznych i rozwoju osobistym. Celem może być przebiegnięcie półmaratonu lub przeczytanie pięciu książek na fascynujący temat. Relacje społeczne budujemy, angażując się we wspólne aktywności, jak ściganie się na gokartach w amatorskim klubie. Rozwój osobisty to poczucie, że coś przeżywamy, uczymy się, doświadczamy. Badania wskazują, że takie podejście szczególnie wspiera osoby, które nie znajdują spełnienia w pracy – z satysfakcją spędzony czas wolny daje im sprawczość i sens. Ważne jednak, by nie przerodził się w kolejną listę zadań do odhaczenia.
Jakie konkretnie działania powinni podjąć menedżerowie, by wspierać pracowników w zarządzaniu energią?
Radzę przyjrzeć się liczbie spotkań. Jest ich zwykle za dużo, trwają zbyt długo, nie mają konkretnej agendy, a zaproszone osoby niewiele wnoszą. Efekt? Tracimy czas i energię. Po wybiciu z rytmu trudno wrócić do pełnej koncentracji. Niektóre firmy wprowadzają dni bez zebrań. Jeśli wiadomo, że w czwartek czy piątek nikt nas nie zaskoczy callem, łatwiej zaplanować pracę głęboką. Dobrze też, by każde spotkanie miało jasny cel i określony czas.
A co z rolą pracodawcy? Jakie formy wsparcia przez firmę są dziś w cenie?
Z raportu ACCA wynika, że najważniejsze dla pracowników są: możliwość pracy hybrydowej, elastyczne godziny pracy, ale też dostęp do konsultacji psychologicznych, przestrzeń na rozmowę, uważne przywództwo. Te rzeczy realnie wpływają na zdolność zarządzania energią, a więc – powracając do wcześniejszego wątku – na zapobieganie wypaleniu.
Działy HR chwalą się, że dbają o samopoczucie pracowników. Prawda czy fałsz?
Z tym bywa różnie. Ale pozwolę sobie na przewrotną odpowiedź: nie sądzę, by odpowiedzialność za nasze zdrowie psychiczne można było przerzucić na pracodawcę. Lepiej spojrzeć na to inaczej: to moja sprawa, mój interes, moje potrzeby. To ja muszę nauczyć się je rozpoznawać, nazywać i odpowiednio reagować. Wsparcie firmy jest ważne, ale nie zastąpi osobistej odpowiedzialności za własny dobrostan.