Mimo że rynek skuterów drożejących ze względu na swoją rzadkość nawet nie zbliża się skalą do obiegu kolekcjonerskich aut, kojarzenie go wyłącznie ze śmietankową vespą byłoby poważną niesprawiedliwością. W zestawieniu opracowanym ostatnio przez amerykańskiego ubezpieczyciela znalazły się również skutery rzadko rozpoznawalnych nad Wisłą marek: niektóre, jak Crocker Scootabout, znane kolekcjonerom nie z aukcji, tylko z fotografii, inne — jak chociażby Salsbury — uważane za pierwowzory, którym pasjonaci zakazują kurzyć się wyłącznie w albumie.
Salsbury jak kamienica
Typowany przez ekspertów Salsbury Model 85 uchodzi na aukcjach za niekwestionowanego klasyka, mimo że między 1947 a 1950 r. produkcja była skromniejsza niż 1 tys. egzemplarzy — i chociaż podaż nie sprzyjała rozpoznawalności, poprawnie odrestaurowane okazy kosztować mogą około 15 tys. USD, a odnowione wybitnie troskliwie nawet 22 tys. USD. Jak twierdzą specjaliści z National Motorcycle Museum w Iowa, niemal każdy powstający obecnie skuter nieuchronnie bazować musi na tym projekcie, mimo że stosowane tu określenie „streamline” kojarzy się najprędzej z budownictwem lat 30. Mowa w tym przypadku o płynnym zacieraniu granic pomiędzy poszczególnymi częściami — skuter miał mieć starannie ujednoliconą, zaokrągloną formę, a dom tak zagiętą fasadę, żeby trudno było komukolwiek schować się za rogiem. Oprócz wzornictwa, które rozczuli oko pasjonatów modernizmu, dla wartości na rynku skuterów ważne jest jednak dosyć kłopotliwe zaplecze — z uwagi na fakt, że inwestowanie w tego typu pojazdy nie jest jeszcze aż tak popularne, dostępność oryginalnych części zamiennych potrafi pograć sobie z kolekcjonerami w chowanego.
Przeszczep silnika
W przypadku wspomnianego Modelu 85 rynek części zamiennych podzielony jest praktycznie pomiędzy garstkę wprawionych zbieraczy zza Oceanu, tymczasem w przypadku niemieckiej Belli z lat 50. i 60. niegasnący popyt wymusił wznowienie produkcji niektórych partii. Inny przykład, tym razem z Azji — Fuji Rabbit Superflow S601 — wskazywać ma natomiast ponurą korelację: im bardziej krucho z częściami, tym szybciej ceny potrafią obniżać poziom, bo wchodzący na rynek kolekcjonerzy rezygnują z mniej pewnych wyborów. Jak jednak dowodzi historyczny kontekst produkcji modelu, nie z takiego dołka udawało się już wyjeżdżać — wytwarzany w Japonii Fuji Rabbit był pierwszym poważniejszym eksperymentem z motoryzacją, jaki przeprowadził Malcolm Bircklin, fachowiec w ratowaniu się od krachu. Amerykański biznesmen, który wprowadził na rodzimy rynek m.in. auta Fiata, rozpoczął ten szeroko zakrojony import właśnie od produkowanych w latach 1965-67 skuterów. Oprócz nich japoński zakład Fuji Heavy Industries opuszczały wtedy niewielkie samochody Subaru, które odcisnęły się na przedsięwzięciach Bircklina chwilowym spadkiem, okazując się w USA najbardziej niebezpiecznymi autami, jakie można spotkać na trasie. Czy taka opinia w młodości potrafi przekreślić potencjał pojazdu w roli współczesnej lokaty?
Jak vespa, to wczesna
Opuszczając grząski wątek Subaru, warto zwrócić wzrok na Lambrettę TV175 z drugiej połowy lat 50., której ceny na rynku kolekcjonerskim przekraczają już 6 tys. USD, mimo że w okresie produkcji niewiele na taki popyt wskazywało. Z uwagi na kłopot z oryginalnymi częściami wartość egzemplarza przed pilną renowacją wynosić może już 2,5 tys. USD, a cena takiego lśniącego na aukcji w Bonhams — ponad 11,4 tys. USD. W podobym przedziale cenowym 2-3 tys. USD przewijają się w obiegu nieodnowione vespy, przy czym eksperci ubezpieczyciela wskazują kolekcjonerom głównie serię GS 150 z lat 1955-58, ograniczając się do modeli od VS1 do VS4 — doceniając rzadkość, a jak przyjdzie do wymiany drobiazgu, klnąc na złośliwość rzeczy martwych.