Inwestorzy byli pod wrażeniem liczby tzw. nowych bezrobotnych, która wyniosła 516 tys. i była najwyższa od czasu zamachów z 11 IX 2001 r. 10,1 mln osób pozostających bez pracy musi budzić uzasadnione obawy. Na domiar złego OECD podał, że gospodarki 30 jego członków skurczą się średnio o 1,4 proc. w obecnym kwartale, a recesja przedłuży się na następny rok. Tych złych wieści nie mogły zrównoważyć dobre wyniki zaprezentowane przez Wal-Mart Stores oraz zmniejszenie się w październiku deficytu handlowego USA.
Kiedy wydawało się, że Wall Street może zaliczyć nowe minima tej bessy, nagle w połowie handlu do frontalnego ataku przystąpił popyt. Bykom pomagała drożejąca ropa, chociaż trudno ocenić, czy to surowce wspomagały rynek akcji, czy też odwrotnie. Uderzenie kupujących było tak silne, że trudno było znaleźć firmy o wysokim wolumenie, które zakończyły dzień na minusie. Na Nasdaq mocno zdrożały papiery Apple, eBay Inc. i Oracle Corp. Nawet Intel, który postraszył mniejszymi przychodami w obecnym kwartale, zanotował blisko 7-proc. wzrost.
Z kolei na NYSE królowały firmy naftowe, gdzie bardzo mocno rosły kwotowania Exxon Mobil, Petroleo Brasileiro, Chevronu oraz sektor handlowy z Home Depot Inc. na czele. Dobrze radziły sobie także banki z jednym wyjątkiem Citigroup. Kurs jego jednak spadał w wyniku zamieszania wokół CEO tego nowojorskiego giganta. Spekuluje się, że rada nadzorcza niezadowolona z pracy sir Winfrieda Bischoffa, zastąpi go Richardem Parsons’em. Blado wypadł też General Motors, oddając z naddatkiem wczorajsze zwyżki.
W wyniku tego rajdu Nasdaq100 i S&P500 wzrosły o blisko 7 proc. Za
przyczynę eksplozji optymizmu trudno uznać serię przesłuchań przed komisjami
kongresu bankowców i przedstawicieli hedge funds, z George Sorosem na czele.
Możliwe, że to ankieta przeprowadzona przez Wall Street Journal wśród 54
ekonomistów dodała skrzydeł amerykańskim inwestorom. Ocenili oni skurczenie się
gospodarki amerykańskiej na ok. 3 proc. w tym kwartale i przedłużenie się
recesji na następne dwa przyszłego roku, ale już II półrocze ma być wyraźnie
lepsze, ze wzrostem o 2,1 proc. w IV kw. Także szokująca liczba nowych
bezrobotnych, która jest najwyższa od 7 lat i drugą wartością od 1992 r.,
wygląda trochę inaczej, kiedy uwzględni się wzrost populacji Amerykanów w tym
okresie.
Dominacja kupujących na Wall Street nie jest zwiastunem
przełomu na rynkach, bo spektakularne wzrosty widzieliśmy już kilka razy, ale
tym razem mocno zaznaczyła się chęć powiększenia portfeli akcji, co było widać
po obrotach, a zwyżki dotyczyły praktycznie wszystkich towarów i papierów
wartościowych.
Marsz na północ indeksów, jakie zaznaczyły się na światowych rynkach, powinien być wykorzystany przez nasze byki, tym bardziej, że spodziewany zakres korekty na WIG20 w okolice 1700 pkt. został dokonany.
Warszawscy inwestorzy mogą uwzględnią fakt, że bardzo złe dane zostały skonsumowane w 15-proc. spadku S&P500 na przestrzeni ostatnich 6 sesji oraz coraz większą presję kontrolną na poczynania funduszy hedgingowych. To czyni zakupy akcji nieco bezpieczniejszą inwestycją, tym bardziej, że powoli zbliżamy się do finiszu raportów za ostatni kw. naszych blue chipów i mimo kilku rozczarowań mają one pozytywny wydźwięk. Zysk KGHM po III kw. w wysokości blisko 13 zł na akcję stanowi ponad połowę jej ceny.
Także weekendowe spotkanie przywódców G-20 nie powinno sprawić graczom
niemiłego rozczarowania. Gotowość Japonii, potwierdzona przez premiera Taro Aso,
wsparcia MFW kwotą o równowartości 100 mld USD, powinna złagodzić napięcia na
rynkach walutowych „emerging markets”, bo to brak jenów przyczynił się w sporym
zakresie do napięć w gospodarkach rozwijających. Te elementy znacznie
poprawiają klimat inwestycyjny. Październikowa sprzedaż detaliczna w USA, jaką
poznamy po południu, ma spaść o 1,5 proc., więc nie powinno to być
niebezpieczną, wybuchową miną. Dzisiejsza sesja ma więc szansę na
odrobienie chociaż zęści strat, jakie polscy inwestorzy ponieśli w tym
tygodniu na GPW.