Rynek czarterowy sięgnął w ubiegłym roku 3,2 mln pasażerów. To nie lada gratka dla lotnisk, które walczą o klientów i nowe kierunki. Dlatego porty zachęcają touroperatorów do aktywności, nagradzając ich za otwieranie nowych połączeń czy po prostu dostarczenie turystów. Od ubiegłego roku do walki o pasażerów ruszyło warszawskie lotnisko.
— Podobno za jednego pasażera touroperatorzy dostają kilkanaście złotych — twierdzi źródło „PB”. Władze lotniska zaprzeczają, że kwota jest tak wysoka, choć zasłaniają się tajemnicą handlową. Zgodnie z programem współpracy touroperator, który przewiózł w 2010 r. powyżej 80 tys. pasażerów, mógł liczyć na maksymalne dofinansowanie rzędu 100 tys. zł. Wypada… 1,25 zł na osobę.
— Program przynosi na tyle dobre efekty, że będziemy go kontynuować — zapowiada Przemysław Przybylski, rzecznik przedsiębiorstwa Porty Lotnicze, które zarządza Lotniskiem Chopina.
Ustalenia między nami
Niektórzy touroperatorzy przyznają, że Warszawa ostatnio się uaktywniła.
— Lotnisko w Warszawie przez długie lata ignorowało potrzeby touroperatorów i ich wsparcie. Inne lotniska — nie. Teraz w końcu stolica się obudziła — mówi Marek Andryszak, prezes TUI Poland. O kwotach nikt nie chce rozmawiać.
— My dostajemy pieniądze nie od pasażera, tylko od kierunku. Nie chciałbym operować cyframi, bo nie wiem, czy wynegocjowaliśmy lepsze czy gorsze warunki od innych — zaznacza Grzegorz Baszczyński, prezes Rainbow Tours.
Część biur podróży nie zauważyła zmiany w stolicy.
— Tego typu biznesowe rozwiązanie zaproponowało nam tylko lotnisko w Poznaniu. Za każdego pasażera, który leci z Neckermannem z tego miasta, otrzymujemy prowizję określoną w umowie. Jest to rozliczane co miesiąc — mówi Rafał Grunwald z Neckermann Polska.
Poradzą sobie
Eksperci uważają jednak, że Warszawa nie zagrozi regionalnym portom.
— Gdyby zaoferowała o wiele wyższą kwotę od lotnisk regionalnych, mogłaby im podstawić nogę w rozwoju nowych, nietypowych kierunków. Może łatwiej będzie przeznaczyć pieniądze od warszawskiego portu na rozreklamowanie wyjazdównp. do Portugalii właśnie ze stolicy, a nie z regionalnego portu, gdzie i tak trudno byłoby utrzymać regularne loty na nietypowych kierunkach. Ale oferta na najpopularniejszych, czyli do Egiptu czy Turcji, i tak będzie w regionalnych portach rosła — mówi Marek Andryszak. Podobno też Lotnisko Chopina nie jest najhojniejsze.
— Są lotniska, które dają więcej. Chociaż to trochę jak porównywanie jabłek z gruszkami. Są porty, które sponsorują znacznie bardziej nowe kierunki — mówi Grzegorz Baszczyński. Nie jest to na pewno lotnisko w Katowicach, które wyda 1 mln zł na 800 tys. turystów czarterowych.