WIĘKSZOŚĆ SAMOCHODÓW SPRZEDAWANA JEST NA KREDYT
Zastaw rejestrowy komplikuje życie. Przez niego trudno się zadłużyć, jeszcze trudniej sprzedać auto
Lepiej zaciągnąć kredyt konsumpcyjny i kupić za niego auto niż brać typowy kredyt samochodowy. Uniknie się bowiem wówczas problemu z zastawem rejestrowym.
Przepis o rejestrze sądowym został wprowadzony po to, by zapobiec zastawianiu danej rzeczy — np. samochodu — pod dwa różne kredyty, a także po to, by właściciel nie mógł handlować zastawionym autem, co miało miejsce do tej pory. Jednak przepis, który miał zabezpieczyć banki i kupujących, w konsekwencji utrudnia życie i instytucjom finansowym, i właścicielom samochodów. Bank zmuszony jest bowiem czekać z uruchomieniem kredytu do czasu zarejestrowania zastawu. Często trwa to prawie miesiąc. W tym czasie klient nie może odebrać auta z salonu i jeździć nim. Jeszcze gorsza sytuacja jest już po spłaceniu bankowi zadłużenia, gdy właściciel chce sprzedać samochód. Pomimo że otrzymuje od banku dokument potwierdzający rozliczenie się z kredytu, to nadal przez kilkanaście tygodni czeka na wyrejestrowanie przez sąd zastawu. Do tego czasu nie może zbyć auta. Powodem tej sytuacji jest zbyt mała liczba sądów rejestrowych i ich opieszałość w działaniu, co zgodnie stwierdzają banki, klienci i dea- lerzy samochodowi.
W tej sytuacji znacznie łatwiejsze może okazać się zaciąganie na zakup samochodów zwykłych kredytów konsumpcyjnych.
Problem zabezpieczeń
W przypadku kredytu samochodowego jego podstawowym zabezpieczeniem jest zastaw rejestrowy na zakupionym samochodzie, gdzie wszystkie formalności załatwia bank. Ponadto cesja praw z umowy ubezpieczenia w pełnym zakresie Auto Casco z odnawialnością w całym okresie kredytowania — na rzecz instytucji finansowej. Często dodatkowym zabezpieczeniem jest także weksel in blanco, jednak nie wymagają go wszystkie instytucje kredytowe.
W przypadku kredytu konsumpcyjnego podstawowym zabezpieczeniem jest poręczenie osób trzecich. To jest coraz bardziej kłopotliwe, zważywszy, że bardzo dokładnie badana jest zdolność kredytowa poręczyciela. Zwykle jednym z podstawowych kryteriów jest posiadanie przez niego obciążeń z tytułu zaciągniętych kredytów, a także innych poręczeń. Osoba taka ma również na dany czas najczęściej zablokowaną drogę do uzyskania kredytu w banku. Jednak gdy jest klientem znanym instytucji finansowej i nie występuje o wysoką kwotę kredytu, bank może zrezygnować z wymogu przedstawiania poręczenia. Znani klienci banków mogą także liczyć na lepsze warunki kredytowe — np. niższe oprocentowania, mniejsze prowizje itp. Dlatego właśnie najczęściej łatwiej jest w tej chwili kupić samochód zaciągając zwykły kredyt konsumpcyjny lub korzystając z linii przyznanej do konta osobistego. Unika się w ten sposób kłopotu z rejestrem sądowym.
Banki kredytują do stu procent wartości samochodu, choć najczęściej wymagane jest, by klient posiadał przynajmniej 10 proc. środków własnych. Okres spłaty zadłużenia wynosi do sześciu lat. Wysokość udzielanego kredytu zależy od dochodów. Warunkiem jest, by po odliczeniu miesięcznych rat, a także innych stałych zobowiązań klienta zostawało mu na miesięczne utrzymanie 300 zł na każdą osobę w rodzinie lub 350 zł w przypadku osoby samotnej. Kwoty te liczone są netto wraz z dochodem współmałżonka, który musi wyrazić zgodę na zadłużenie. Bank wymaga zaświadczenia z zakładu pracy o dochodach za ostatnie trzy miesiące.
Zmiana oprocentowań
Banki zwykle gwarantują stałe oprocentowanie kredytów rocznych. Udzielane na dłuższe terminy mają oprocentowanie zmienne. W obecnej sytuacji stanowi to pewne niebezpieczeństwo dla klientów. Po ostatniej podwyżce stóp procentowych NBP mogą się oni spodziewać bowiem podniesienia ceny kredytu o blisko jeden procent w skali roku. Biorąc pod uwagę listopadowe podwyżki, może się okazać, że osoba, która wzięła kredyt we wrześniu ubiegłego roku, teraz, czyli po około sześciu miesiącach, spłaca pożyczkę nawet o 4 proc. droższą, niż w momencie jej zaciągania.
Banki przyjmują dwa sposoby spłaty kredytów — w ratach równych lub malejących. I jedne i drugie mają swoich zwolenników.
Wysokie prowizje
Niezależnie jednak od oprocentowania bank pobiera również prowizję. Zazwyczaj wynosi ona od 2 do 3 proc. wartości kredytu. Korzystając z pomocy dealera w zaciągnięciu długu należy zwrócić uwagę na to, czy bezpośrednio współpracuje on z instytucją finansową czy też przez pośrednika. Kolejny szczebel w drodze do uzyskania kredytu podraża jego koszt o kolejne 2-3 proc. Oznacza to, że prowizja płacona przez klienta zwiększa się do 6 proc. wartości długu. Jego cenę może też podrożyć ubezpieczenie spłaty kredytu. Przy wysokich kwotach rozkładanych na długi okres, np. 6 lat, banki bardzo często tego wymagają. Dzięki temu ubezpieczeniu — gdy w trakcie trwania umowy klient umrze lub straci zdolność kredytową, np. w wyniku niezdolności do pracy — wówczas zobowiązania spłaty przechodzą na towarzystwo ubezpieczeniowe.
Te wszystkie koszty warto poznać i policzyć jeszcze przed zaciągnięciem długu. Warto także sprawdzić ofertę kredytową przynajmniej dwóch dealerów sprzedających daną markę samochodów, zdarza się bowiem, że któryś z nich może mieć ofertę kredytową tego samego banku za to niżej oprocentowaną. Wynika to z podpisanych umów. Banki salonom sprzedającym wiele aut oferują lepsze warunki finansowania ich klientów — np. niższe nawet o 1 proc. oprocentowanie, a także mniejsze prowizje.
Beata Tomaszkiewicz
Dealerzy walczą o klientów, dodając do aut ekstrawyposażenie i pakiety ubezpieczeniowe
Producenci i dealerzy aut są zdezorientowani styczniowymi wynikami sprzedaży. Dla jednych, spadek to wypadek przy pracy, dla innych — sygnał, że rynek traci dynamikę. Z zamieszania skorzystają klienci, którzy już w tej chwili mogą liczyć na gratisowe wzbogacenie standardu aut.
Początek roku nie mógł być dobry ani dla producentów aut, ani dla ich klientów. Najpierw o 2 proc. wzrosła akcyza na samochody. Potem decyzją RPP ponownie zostały podwyższone stopy procentowe. Na dodatek od pół roku cena benzyny permanentnie idzie w górę. Wreszcie coraz większych stawek żądają ubezpieczyciele aut. Efekt jest szokujący. W styczniu sprzedaż nowych aut spadła o ponad 10 proc. w porównaniu z analogicznym okresem 1999 r.
— Naszym zdaniem, te wszystkie zjawiska są bardzo niepokojące — ocenia Bogusław Cieślar z Fiat Auto Poland.
Wśród pięciu najlepiej sprzedających się w styczniu aut trzy modele znalazły mniej nabywców niż dwanaście miesięcy wcześniej. I tak, w tym roku zakupiono 2261 sztuk Skody Felicia — o 1051 aut mniej niż przed rokiem. Podobna sytuacja wystąpiła w przypadku Daewoo Lanos i — zdawać by się mogło nieśmiertelnego — Fiata 126. W obu przypadkach spadek sprzedaży wyniósł odpowiednio 35,6 proc. i 41,9 proc.
Lepiej — gorzej
Zdania specjalistów, czy w 2000 r. po raz pierwszy nastąpi spadek sprzedaży samochodów osobowych, są podzielone.
— Załamanie sprzedaży w pierwszym kwartale przewidzieliśmy jeszcze w ubiegłym roku. Klienci starali się zdążyć przed podwyżką akcyzy na samochody i dlatego kupowali auta jeszcze przed końcem 1999 roku. Niemniej uważam, że ochłodzenie koniunktury ma charakter jedynie przejściowy. Z różnych badań wynika, iż w tym roku rekordowa liczba Polaków zamierza kupić nowy samochód — twierdzi Wojciech Masalski z Centrum Daewoo.
— Sytuacja nie będzie wcale taka różowa. Większość osób zaciąga kredyt pod zakup samochodu. Tymczasem w ciągu kilku miesięcy już po raz drugi zostały podniesione stopy procentowe. Na dodatek w drugiej połowie roku czeka nas następna podwyżka akcyzy na samochody. To kolejny krok, który może osłabić popyt na nowe auta — niepokoi się Bogusław Cieślar.
Więcej dla klienta
Również dealerzy aut wyrażają krańcowo odmienne opinie. Olga Maryniak z działu marketingu ACMMARI-CAR, poznańskiego dealera Fiata, uważa, że styczniowy spadek sprzedaży nie wróży źle na przyszłość.
— Widać, że rynek stopniowo odżywa. Są szanse, że w 2000 r. sprzedaż będzie jeszcze większa niż w rekordowym 1999 r. — mówi Olga Maryniak.
Nieco inną opinię wyraża Sebastian Płonka, kierownik salonu Autoland Cieszyn, dealera Dae- woo.
— Na razie spadek sprzedaży tłumaczymy martwym sezonem, jaki zawsze panuje na początku roku. Tak naprawdę wszystko wyjaśni się w tym miesiącu, kiedy teoretycznie sprzedaż powinna ruszyć z miejsca. Jednak wydaje mi się, że ten rok będzie gorszy od poprzedniego. Wpłynie na to wzrost podatku akcyzowego i podniesienie stóp procentowych — uważa Sebastian Płonka.
Jerzy Tomkowiak, dyrektor poznańskiego salonu Transpost (oferującego Peugeoty), dodaje, że jeśli dealerzy i producenci zaproponują bogaty pakiet bezpłatnych usług dodatkowych bądź ekstra wyposażenie gratis, to jest szansa na utrzymanie podobnego poziomu sprzedaży jak w 1999 r.
Karty w rękawie
Zarówno Daewoo jak i Fiat, dwaj najwięksi gracze na krajowym rynku samochodowym, szykują nowe karty do rozgrywki.
— Na rynku pojawią się też nowe modele. W pierwszej połowie roku wprowadzimy na rynek Lanosa, którego nadwozie będzie miało sportową sylwetkę. Pod koniec roku pojawi się model Tacuma, który stanie się prawdziwym przebojem. Wreszcie dla proekologicznej części klientów przygotowujemy modele z napędami przystosowanymi do ekspolatacji na gaz — opowiada Wojciech Masalski z Daewoo.
Z kolei Fiat skoncentruje się na wzbogacaniu wersji standardowych. Jak zapewnia Bogusław Cieślar, od 1 lutego niektóre modele w pakiecie standardowym mają dwie poduszki powietrzne i ABS. Włoski koncern wprowadzi także nowe wersje silników. Wśród nich znów mają się pojawić diesle, które przeżywają renesans popularności dzięki niższym od benzyny cenom ropy. Prowadzone są przymiarki do uruchomienia produkcji aut z napędem na gaz.
Fiat również wprowadzi do sprzedaży nowe modele. Wśród nich znajduje się zaprezentowany na genewskich targach Alfa Romeo w wersji sport wagon.
Patrycja Szulc ,Tadeusz Markiewicz