W styczniu 2020 r. ma zostać podpisane wstępne porozumienie handlowe między Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Jego zręby zostały przedstawione w weekend. Waszyngton w ostatniej chwili wycofał się z wprowadzenia ceł, które miały zacząć obowiązywać od 15 grudnia 2019 r. i o połowę obniżył stawki na import z Chin o wartości 120 mld USD (około jednej czwartej eksportu Chin do Stanów Zjednoczonych).

Chińczycy zobowiązali się w ciągu dwóch lat zwiększyć o 100 mld USD import ze Stanów Zjednoczonych, przy czym 40-50 proc. tej kwoty ma być przeznaczone na zakup surowców rolnych.
W styczniowym porozumieniu mają się też pojawić kwestie dotyczące własności intelektualnej, dostęp do rynku usług finansowych i transferu technologii.
— Przełom jest o tyle, że kończy się eskalacja konfliktu. Wiemy, że nowe cła nie będą wprowadzane. Szczegóły, którychi tak nie przekazano wiele, nie stanowią jednak katalizatora wzrostu apetytu na ryzyko. Różne informacje związane z tym porozumieniem pojawiały się od września i były na bieżąco dyskontowane przez rynki — mówi Konrad Białas, główny ekonomista DM TMS Brokers.
— Jeżeli po tylu miesiącach negocjacji udało się coś uzgodnić, to mamy do czynienia z przełomem. Natomiast z punktu widzenia rynku porozumienie w ogóle nie jest przełomowe, gdyż jest już zdyskontowane. Specyfika końcówki roku sprawia jednak, że do końca 2019 r. będzie rozgrywane. Nikt nie będzie wdawał się w szczegóły, indeksy giełdowe pójdą w górę. Po Nowym Roku to się skończy, rynki na nowo będą przyglądały się sytuacji — komentuje Marcin Kiepas, analityk Tickmill.
Liczby z sufitu
Przemysław Kwiecień, główny ekonomista X-Trade Brokers DM, uważa że porozumienie to raczej zbiór pobożnych życzeń niż umowa, która może zakończyć transpacyficzną wojnę handlową.
— To porozumienie jest kompletnie nierealne. Nawet gdyby Chiny chciały, to nie wiem, jak miałyby się wywiązać ze zobowiązań. Amerykański eksport do Chin w 2018 r. wyniósł 120 mld USD. W 2019 r. będzie to około 100 mld USD. Zgodnie z porozumieniem musiałby się więc podwoić. Na dodatek połowa wzrostu eksportu ma przypadać na produkty rolne. Tymczasem eksport płodów rolnych ze Stanów Zjednoczonych do Chin był największy w 2012 r. Wyniósł wtedy 28 mld USD, ale ceny płodów rolnych były wtedy dużo wyższe niż obecnie. By wyniósł 40 mld USD, Chińczycy musieliby kupować ogromne ilości amerykańskich produktów, rezygnując np. z tańszej soi z Brazylii — tłumaczy Przemysław Kwiecień.
— To, czy porozumienie jest realizowane czy nie, wyjdzie dopiero za jakiś czas. Ale kwestia ta pokazuje, że podpisanie całościowej umowy zajmie lata, a jej kształt jest uzależniony od tego, kto zasiądzie w Białym Domu — dodaje Marcin Kiepas.
Według Przemysława Kwietnia obecne uzgodnienie warunków współpracy handlowej to dla Pekinu tylko ruch taktyczny mający wpłynąć na amerykańskie wybory prezydenckie w 2020 r. To, co wiemy o porozumieniu, wskazuje bowiem, że Stany Zjednoczone dostały wszystko, co chciały, oferując w zamian bardzo niewiele.
— Jaki Chiny mają interes, by wspierać Donalda Trumpa? Dla nich Joe Biden byłby lepszym prezydentem Stanów Zjednoczonych, bo ogólnie jest bardzo umiarkowany w wielu kwestiach. A to porozumienie ewidentnie wspiera Donalda Trumpa. W kampanii prezydenckiej daje mu argument dla twardego elektoratu — wskazuje Przemysław Kwiecień.
Jego zdaniem już za kilka miesięcy okaże się, że umowa nie jest realizowana. Ubiegający się o reelekcję Donald Trump będzie musiał się bronić przed atakami przeciwników politycznych wskazujących, że zawarł umowę, z której nic nie wynika.
— Nie ma pewności, kiedy zaczną się kolejne rozmowy. Nie ma też pewności, że dociskanie Chin nie będzie częścią kampanii prezydenckiej w Stanach Zjednoczonych — uważa Konrad Białas.
— W zawieszeniu jest sprawa ceł na europejskie samochody. Przykład Brazylii i Argentyny, którym Donald Trump zagroził niedawno cłami w związku z osłabieniem ich walut, pokazuje zaś, że może też otworzyć zupełnie nowe fronty wojen handlowych — twierdzi Marcin Kiepas.
Ekspert zwraca przy tym uwagę, że dla Państwa Środka niebagatelne znaczenie może mieć kwestia dopuszczenia do budowy sieci 5G. Równocześnie z porozumieniem transpacyficznym pojawiły się chińskie groźby odwetu wobec Niemiec, jeśli Huawei zostanie tam wykluczone z inwestycji w nową infrastrukturę telekomunikacyjną.
Może być gorzej
Przemysław Kwiecień zwraca uwagę, że dla Pekinu gra na czas w sporze z Waszyngtonem jest strategią zwycięstwa. Jego zdaniem Chińczycy mogą się jednak również przeliczyć, jeśli Białego Domu nie będzie w najbliższych latach zajmował ani Donald Trump, ani Joe Biden, tylko np. konkurentka tego ostatniego w walce o nominację Partii Demokratycznej.
— Żaden prezydent Stanów Zjednoczonych nie będzie w stanie wrócić do spojrzenia na Chiny z czasów Baracka Obamy. Elizabeth Warren ma bardzo wyraziste poglądy i mogłaby być dla Chin nawet trudniejszym przeciwnikiem niż Donald Trump — podsumowuje Przemysław Kwiecień.