Wszyscy chcą tankować samoloty

Magdalena GraniszewskaMagdalena Graniszewska
opublikowano: 2013-01-17 00:00

Szczypta złośliwości, łyżka przebiegłości, garść zdrowej konkurencji. Tak się walczy o rynek wart prawie 2 mld zł

Końcówka tygodnia miała być medialnym triumfem Lotosu, który dziś chce uroczyście ogłosić rozpoczęcie dostaw paliwa lotniczego na warszawskie lotnisko im. Fryderyka Chopina. Jest co świętować — wszak Lotos walczył o ten rynek od kilkunastu miesięcy. A walczył z rynkowym Goliatem, czyli Petrolotem, dla którego sukces rywala okazał się trudny do przełknięcia. Dzień wcześniej zwołał więc własną konferencję.

Orlen patrzy za granicę

— Pracujemy nad strategią, którą ogłosimy w drugim półroczu tego roku. Nasze analizy obejmują możliwość wyjścia za granicę, a także kwestie redukcji emisji CO 2 oraz wykorzystanie biopaliw w lotnictwie — mówił wczoraj Ireneusz Wesołowski, prezes Petrolotu. I to tyle, jeśli chodzi o szczegóły.

Tymczasem prace nad nową strategią nie powinny dziwić, skoro od 21 grudnia Petrolot ma nowego właściciela, czyli PKN Orlen, który odkupił połowę udziałów od LOT i ma dziś 100 proc. kapitału firmy. Orlen ma łącznie siedem zagranicznych rafinerii, z czego dwie — na Litwie i w Czechach — produkują dziś paliwo lotnicze.

— Petrolotu na tych rynkach jeszcze nie ma — mówi Ireneusz Wesołowski. Wyników za 2012 r. firma nie może jeszcze ujawnić, bo musi poczekać na giełdowe sprawozdanie Orlenu. Podaje jedynie, że w 2011 r. miała 1,5 mld zł sprzedaży, a w 2012 r. może to wypaść podobnie. Z Krajowego Rejestru sądowego wynika, że w 2011 r. zarobiła operacyjnie 31 mln zł, a netto 18 mln zł.

Lotos walczy o kraj

Zacięta walka o rynek dostaw paliwa lotniczego w ogóle nie powinna dziwić. Po pierwsze, jest się o co bić. Wartość rynku paliwa lotniczego, cywilnego i wojskowego, szacuje się na 1,8–2 mld zł rocznie (bez eksportu na morze). Po drugie, wszyscy rywale mają jeszcze dużo zapału, bo konkurują od niedawna.

— Przed lutym 2012 r. konkurencja była ograniczona. A luty przyniósł przełom, bo porty lotnicze zaczęły ogłaszać przetargi na dostawy paliwa lotniczego — przyznaje Ireneusz Wesołowski.

W ten sposób lotniska wypełniały unijną dyrektywę, nakazującą największym portom wprowadzenie konkurencji na rynku usług obsługi naziemnej. Efekty już są widoczne. Na warszawskim lotnisku, największym w Polsce, dostawy oferuje już nie tylko Petrolot, ale również Baltic Ground Services (BGS) oraz, świeżo dopuszczony, Lotos Tank.

— Rozpoczynamy dostawy. Warszawa, nabierająca coraz większego znaczenia na europejskiej mapie lotnisk pasażerskich, dołączy w ten sposób do innych wielkich portów lotniczych, na których tankowane paliwa pochodzą od różnych dostawców, którzy ze sobą jednocześnie współpracują i konkurują — podkreśla Marcin Zachowicz, rzecznik Grupy Lotos.

Po dwóch dostawców mają lotniska w Krakowie i Gdańsku, a trzech — port w Katowicach.

Shell nie odda pola

Właśnie w Katowicach swoje plany ogłaszał też wczoraj Shell Aviation, który właśnie rozpoczął dostawy dla lotniska Katowice-Pyrzowice. — To chyba Lotos, zwołując swoją konferencję, wywołał innych do tablicy — komentował wczoraj rozbawiony menedżer z branży paliwowej. Shell Aviation będzie w Pyrzowicach konkurować z Petrolotem i BGS, ale to mu nie wystarcza. Zamierza wchodzić do innych polskich portów i myśli m.in. o obsłudze lotniska w Krakowie.

— Zaczynamy od Katowic, jednak z pewnością to nam nie wystarczy. Nasi partnerzy — linie lotnicze — chcą, byśmy objęli działaniem więcej lotnisk. Proces wejścia na taki obiekt zajmuje zwykle od 6 do 18 miesięcy — twierdzi Petra Koselka, dyrektor generalna Shell Aviation w Europie.