"Jeśli chodzi o ocenę ubiegłego roku, to niespodzianki nie ma. Deficyt był zaplanowany trochę na wyrost, biorąc pod uwagę parametry, które zostały przyjęte do budżetu (PKB, inflacja). Pomogły one rządowi powiedzieć, że proszę bardzo, jak dobrze gospodarujemy. To było jakby wpisane systemowo. (...)
W kolejnym roku (2011 - PAP) tak wesoło nie będzie. To są bardzo optymistyczne założenia rządu. Daję mniej niż 50 proc. szans, że się ziszczą. Po pierwsze, wzrost gospodarczy będzie w najlepszym przypadku taki sam, jak w ubiegłym roku. Wyższy nie będzie, bo za mało inwestujemy. Z kolei pieniądze z OFE (12 mld zł - PAP) mogą być ulgą dla deficytu. Natomiast dlaczego samorządy miałyby mniej wydawać? To będzie trudno osiągnąć, bo samorządy mają swoje ambicje.
Jeżeli w ubiegłym roku otarliśmy się o granicę bezpieczeństwa (55 proc.
relacji długu publicznego do PKB - PAP), to nie widzę powodu, dla którego w roku
kolejnym nie mielibyśmy jej przekroczyć, bo upraszczając dług publiczny to
deficyty w kolejnych latach, a w 2011 roku będzie dodatkowy deficyt. Chyba, że
złoty umocni się jakoś dramatycznie, ale nie widzę powodów, dla których miałoby
się to stać".(PAP)