Z Irakiem wojna o ropę, pracę i koniunkturę

Kazimierz Krupa
opublikowano: 2003-02-06 00:00

Dyskusja dyplomatyczna na linii Waszyngton — Bagdad, jako żywo przypomina relacje między misiem i zajączkiem z popularnego swego czasu dowcipu. Gdy po raz pierwszy miś spotkał zajączka i zapytał, czy ma papierosy, szarak poczęstował go Camelem bez filtra. I dostał w ucho, bo miś miał ochotę na papierosa z filtrem. Za drugim razem dostał w ucho, bo — nauczony doświadczeniem — na pytanie, czy ma papierosy, wyciągnął Camela z filtrem, ale miś tym razem miał ochotę na papierosa bez filtra. Za trzecim razem zajączek był już wszechstronnie przygotowany i na pytanie o papierosy odpowiedział pytaniem: z filtrem czy bez? No i dostał w ucho od zdenerwowanego misia za... brak czapeczki.

Nie chcę przez to powiedzieć, że Saddam Husajn wykazuje uległość i skłonność do współpracy zajączka, a George W. Bush przypomina zdenerwowanego, zbyt wcześnie obudzonego misia. Tym bardziej że ma utrudnione zadanie i musi przekonać inne zwierzęta w lesie, że zajączek jest naprawdę paskudnym stworzeniem i tak czy owak zasługuje na lanie. Chcę powiedzieć o nieuchronności pewnych zdarzeń. Tak właśnie nieuchronna jest wojna z Irakiem. Pytanie nie brzmi więc: czy, ale: kiedy się rozpocznie i jak długo będzie trwała. Odpowiedzi na pytanie, kiedy, nie zna jeszcze zapewne nikt, nawet najbardziej zainteresowane strony, ale przygotowania idą pełną parą i stwierdzenie: niebawem, nie będzie dalekie od prawdy. Gorzej z drugą częścią pytania o długość trwania konfliktu — a to ma znaczenie decydujące.

Zostawmy dla innych łamów polityczne i, przede wszystkim, socjologiczne przyczyny, okoliczności i skutki wojny z Saddamem, w tym miejscu zajmijmy się jedynie aspektami ekonomicznymi. Każdy biznes ma wkalkulowane w siebie ryzyko. Wojna zaś jest interesem szczególnie ryzykownym, bo niesie ze sobą wyjątkowo wiele niewiadomych. I o ile krótka wojna wypełnia wszystkie założenia cynicznego, ale prawdziwego stwierdzenia, że nic tak dobrze nie robi koniunkturze jak mała wojenka, najlepiej z dala od granic, gdzieś „na końcu świata”, o tyle wyczerpująca długotrwała kampania może przynieść skutki odwrotne i na długo utrwalić recesję.

Większość ekspertów wojskowych i analityków finansowych jest jednak zgodna co do tego, że będzie to łatwa wojna. Niezależnie bowiem od buńczucznego i nieco zabawnego wymachiwania karabinami Kałasznikowa przez pospolite ruszenie Saddama, zapewnieniach o wysokim morale tej zbieraniny, przypomina to trochę przygotowania do rzucania kamieniami w przelatujące samoloty ponaddźwiękowe. Eksperci podkreślają, że to już nie ten sam bogaty Irak co przed dwunastu laty, ale mimo ogromnych zasobów ropy naftowej (około 10 proc. udokumentowanych zasobów światowych, ponad 110 mld baryłek udokumentowanych rezerw, drugie miejsce na świece, po Arabii Saudyjskiej) kraj biedny i zacofany technologicznie. Przewaga technologiczna, militarna i finansowa Stanów Zjednoczonych i ich sprzymierzeńców jest tak wielka, że nikt nie bierze poważnie innych scenariuszy. Tyle że wojna to interes trudno przewidywalny.