
Fortepian w terminalach portów lotniczych już nie dziwi, ale w gabinetach prezesów giełdowych spółek nie zdarza się często. We wrocławskim biurze ifirmy stoi od niedawna, a Wojciech Narczyński ćwiczy na nim w chwilach wolnych od zarządzania zespołem liczącym ponad 200 osób. Strun w fortepianie też jest ponad 200, ale szef spółki, która świadczy usługi księgowe, podkreśla, że grania i kierowania nie sposób porównać.
Szukanie odpowiedzi

Równania – i ogólnie liczby – to kolejna pasja Wojciecha Narczyńskiego. Chyba największa. Przodują rachunek prawdopodobieństwa i fizyka, nic więc dziwnego, że jedna z ulubionych książek to „Probability Theory: The Logic of Science” E.T. Jaynesa.
– Rachunek prawdopodobieństwa jest tam przedstawiany jako jedyny język, w którym da się prawidłowo opisywać świat. W rzeczywistość zawsze wpisana jest niepewność i nigdy nie możemy mieć pewności, że mamy pełną wiedzę. W pewnym sensie statystyka bayesowska jest rozważaniem przypadków dla wszystkich możliwych progów istotności. Tylko niepewność może być przyjęta jako pewnik – mówi nieco filozoficznie Wojciech Narczyński.
Statystyka, w której można wykorzystać wiele metod i w niewłaściwy sposób modelować wyniki, jest dla niego podobna w swej naturze do podatków.
– Zawiłość przepisów prawnych powoduje, że często nie wiadomo, jak je interpretować i gdzie szukać wyjaśnień. To szukanie wielu ścieżek i rozwiązań, które będą właściwe dla danego przypadku. To również zajmuje większość mojego wolnego czasu. Szukam odpowiedzi na pytania w najróżniejszych dziedzinach wiedzy – mówi szef ifirmy.
Trąbka i fortepian

Zajęcia szuka też w sporcie (żeglował i szybował) i muzyce.
– Zawsze o niej marzyłem. Blokowało mnie tylko przekonanie, że kompletnie nie mam do tego zdolności i słuchu, ale jak się okazuje, nie jest aż tak źle – mówi Wojciech Narczyński.
Motywację do spróbowania czegoś nowego najczęściej podsuwają mu znajomi. Podpatruje, a później próbuje.
– Tak było w przypadku trąbki, którą pożyczył mi kolega z pracy. Kiedy zacząłem w nią dmuchać, szybko się przekonałem, że bez instruktażu nie dam rady wydobyć z niej żadnego dźwięku. Mam szczęście do ludzi i trafiłem akurat na świetnego nauczyciela. To on przekonał mnie, żeby być cierpliwym, systematycznym i żeby nie porzucać nauki po krótkim czasie. Z trąbki po roku nie da się wydobywać pięknych dźwięków. To wymaga czasu, w przeciwieństwie do opanowania podstaw teorii muzyki – dodaje prezes ifirmy.

Teorię muzyki porównuje – a jakże – do ulubionej matematyki, której można nauczyć się samemu z książek, szkoleń online i filmów w sieci.
– Podstaw czytania nut można dość szybko nauczyć się samemu, ale problemem jest proces jako nauka. Zawsze istnieje coś do poprawy i ulepszenia. Sam jestem zaskoczony postępem, jaki zrobiłem w grze na trąbce. Nie liczyłem na zbyt wiele, dlatego jestem zadowolony. Zawsze jednak może być lepiej. To kwestia ciągłego treningu i tworzenia – podsumowuje Wojciech Narczyński.

Drugim jego instrumentem jest fortepian.
– W wypadku fortepianu jest łatwiej, bo przynajmniej wiadomo, że trzeba nacisnąć odpowiedni klawisz w odpowiednim momencie. Z trąbką jest o wiele gorzej, bo w zasadzie nie wiadomo, o co chodzi – jak trzeba ułożyć usta, żeby wydobyć jakiś dźwięk, i żeby to wychodziło tak, jakbyśmy tego chcieli. Trąbka ma też to do siebie, że gdy się nie ćwiczy, szybko traci się umiejętność gry na niej. Jestem krytyczny i wymagający wobec siebie, ale również wobec innych, dlatego muzyka jest dla mnie ciągle wyzwaniem i w to brnę. Potrafię już sobie odpuścić i dać na luz – mówi Wojciech Narczyński, który w muzycznym arsenale ma także kornet, melofon i flugelhorn.
Czekając na zimę

Wyzwaniem okazało się też bieganie, do którego się zapalił, kiedy w biurowej kuchni usłyszał o dwumaratonie (dystans 84 km) w czasie, gdy przebiegnięcie dwustu metrów powodowało u niego zadyszkę.
– Stwierdziłem, że tak być nie może. Zacząłem wtedy biegać w pobliskim parku, który był oświetlony również wieczorami. To istotnie zmieniło nie tylko mój wygląd, ale również samopoczucie i to, jak spędzałem czas wolny. Kresem był moment, gdy schudłem już za dużo, a znajomi ze Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych podrzucili mi pomysł narciarstwa biegowego. Już po pierwszym razie stwierdziłem, że ten sport jest dla mnie. Nawet po pięciu godzinach poruszania się na nartach następnego dnia czułem się świetnie i nie miałem żadnych dolegliwości. Teraz, gdy nadchodzi zima i wszyscy narzekają, że będzie zimno, ja w środku się cieszę i nie mogę się doczekać wyjazdów np. do Jakuszyc. Ale lubię też w wolnym czasie nic nie robić i odpoczywać w najmniej produktywny sposób. Sport to przyjemność. Nie ścigam się już z nikim, nawet sam ze sobą, i cenię sobie ten luz – podsumowuje Wojciech Narczyński.
