Podczas gdy rząd dopiero szykuje się do powołania pełnomocnika do spraw transformacji spółek energetycznych i górnictwa węglowego (w piątek opublikowano rozporządzenie Rady Ministrów), górnicze związki zawodowe już się niepokoją przebiegiem prac nad programem naprawczym dla tego sektora. Pismo do premiera Mateusza Morawieckiego opublikowało w tej sprawie biuro prasowe śląsko-dąbrowskiej Solidarności.

„Państwowe koncerny z branży energetycznej od dawna nie odbierają zakontraktowanego węgla. Jeśli sytuacja ta nadal będzie miała miejsce, wkrótce PGG może ogłosić upadłość, co spowoduje wybuch niepokojów społecznych w całym regionie” — uważają związkowcy.
Dotychczasowe zapowiedzi Jacka Sasina, ministra aktywów państwowych, wskazują, że plan naprawczy dla górnictwa będzie gotowy do końca września. Ma zostać wypracowany przez zespół ds. transformacji górnictwa i dać propozycje koniecznych zmian w sektorze wydobywczym węgla kamiennego. W ostatnich tygodniach z MAP wyciekł zarys propozycji planu naprawczego. Pisaliśmy w „PB”, że rządowa oferta obejmuje 5 mld zł z budżetu i 1,75 mld zł od Polskiego Funduszu Rozwoju, co miałoby ułatwić górnikom zaakceptowanie decyzji o zamknięciu dwóch kopalń (czyli czterech ruchów), obniżeniu wydobycia i znaczącej redukcji zatrudnienia. Czy taki plan przetrwa? To się okaże.
Polska Grupa Górnicza, kontrolowana przez państwo, potrzebuje takiego programu, i to szybko. Na koniec 2019 r. miała ponad 400 mln zł straty, po czym w 2020 r. uderzyła w nią nie tylko ciepła zima, ale i koronawirus. Wirus uderzył dosłownie i w przenośni — z powodu tysięcy zakażeń kopalnie musiały wstrzymać pracę, a jednocześnie wstrzymana gospodarka zmniejszyła popyt na prąd, a zatem i na węgiel. W efekcie na zwałach leży dziś 15 mln ton węgla, przy wydobyciu sięgającym ok. 60 mln ton rocznie (dane za 2019 r.).