15 000 zł pensji lekarza w Polsce już nikogo nie dziwi

Puls Medycyny
opublikowano: 2008-09-18 09:35

W ciągu ostatniego roku zarobki lekarzy rosły 2-3-krotnie szybciej niż płace w gospodarce, przede wszystkim dzięki podniesieniu stawek dyżurowych. Dokumentuje to Lista Płac 2008 w ochronie zdrowia, którą przygotował

Mimo poprawy statusu finansowego, lekarze nie chcą mówić o swoich dochodach. "Można przypuszczać, że ich zarobki znacząco wzrosły. Ja, jako dyrektor Centrum Onkologii, jestem na 7. miejscu na liście płac pracowników naszego instytutu" - mówi prof. Marek Nowacki. I jest w tym stwierdzeniu cień zazdrości, bo są po prostu tacy lekarze specjaliści, bez których Centrum Onkologii nie mogłoby funkcjonować. Więc im płaci. Dużo. A jako dyrektor, mimo ostatniej podwyżki uposażenia, uważa, że w stosunku do ponoszonej przez niego odpowiedzialności, jednak powinien zarabiać więcej. Podobnie myśli wielu menedżerów zarządzających publicznymi szpitalami.
Na Liście Płac 2008 dyrektorzy i tak uplasowali się dużo wyżej niż rok temu. W 2007 roku zarobki brutto kadry zarządzającej mieściły się w przedziale 10-15 tys. zł, teraz zbliżają się do 20 tys. zł.

Żonglowanie liczbami

Z analiz płac przeprowadzonych przez resortu zdrowia wynika, że lekarz z II stopniem specjalizacji - zarówno ten pracujący na etacie, jak i będący na kontrakcie - w publicznych placówkach może zarobić nawet 25-30 tys. zł miesięcznie. Lista Płac 2008 przygotowana przez Puls Medycyny pokazuje, że 15 tys. zł brutto miesięcznie dla specjalisty nie powinno już nikogo dziwić. W ubiegłym roku duża część pozycji listy mieściła się w przedziałach poniżej 10 tys. zł miesięcznie, teraz wyraźnie widać, że rośnie grupa lekarzy zarabiających dobrze i bardzo dobrze - wielokrotność średniej krajowej brutto, która według Głównego Urzędu Statystycznego w lipcu 2008 r. wyniosła 3228 zł.
Dr Monika Dobska, kierownik Studium Podyplomowego Zarządzanie w opiece zdrowotnej w Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, jest jednak przeciwna żonglerce liczbami. "Są to oczywiście duże sumy, porównując ze średnią krajową, ale czy tak naprawdę 15 tys. zł jest to kwota wysoka dla specjalisty? Nie używajmy populistycznych haseł. Czy w każdym ZOZ-ie, każda grupa lekarzy specjalistów może zadeklarować takie zarobki?" - pyta retorycznie.

Związkowcy wciąż niezadowoleni

Związkowcy walczący o to, aby lekarz w publicznym zakładzie opieki zdrowotnej miał pensję podstawową równą dwóm średnim krajowym, a specjalista otrzymywał trzy razy tyle, też nie są zadowoleni z publicznej dyskusji na temat zarobków w ochronie zdrowia. "Z przykrością stwierdzamy, że - po raz kolejny - informacje o wynagrodzeniach lekarzy interpretowane są w sposób skrajnie nierzetelny, jakby celem tej interpretacji było wprowadzenie odbiorców w błąd i sprowokowanie społecznej agresji wobec lekarzy domagających się wzrostu wynagrodzeń" - czytamy w stanowisku Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. Zdaniem szefa tej organizacji Krzysztofa Bukiela, trzeba pokazywać, ile lekarz musi pracować, aby osiągać wysokie dochody i jaka jest jego stawka godzinowa. "Wynagrodzenie młodego lekarza (ok. 1700 złotych netto) jest nadal ponad dwukrotnie niższe niż na przykład młodego sędziego" - argumentuje Bukiel.

Zdecyduje rynek

Zgodnie z regułami rynkowymi, relacje płacowe, występujące między poszczególnymi grupami zawodowym w służbie zdrowia, powinny wynikać m.in. z wartości i znaczenia pracy w danej specjalności. "W Polsce trudno jednak mówić o takich różnicach, bo obciążenia z poprzedniej epoki nie pozwalają na rzetelną ocenę wartości pracy danego specjalisty, a w służbie zdrowia prawie wszyscy byli traktowani jednakowo" - podkreśla Kazimierz Sedlak, doktor psychologii, założyciel pierwszej polskiej firmy doradztwa personalnego Sedlak & Sedlak. Wszędzie na świecie najlepiej zarabiają chirurdzy, stomatolodzy, anestezjolodzy. "W Polsce o wysokości płacy anestezjologów prawdopodobnie decyduje dodatkowo brak tych specjalistów" - mówi Kazimierz Sedlak.
Jednak jego zdaniem, brak równowagi między popytem a podażą w danej specjalności wpływa tylko na niewielką część płacy. "Oceniam, że maksymalnie jest to 20-25 procent. Zależności te podlegają zmianom w czasie. - mówi Sedlak - To oczywiste, że w momencie pojawienia się niedoboru personelu wynagrodzenia są korygowane w górę" .

Niedocenione pielęgniarki

Wydawałoby się, że do takich reguł gry na rynku pracy dostosują się nie tylko zarobki lekarzy, ale i pielęgniarek. Sióstr brakuje w większości placówek, więc ich płace powinny wystrzelić w górę. Tak się nie stało. Jedną z przyczyn są obowiązujące od stycznia br. nowe przepisy o czasie pracy lekarzy. Dla większości szefów szpitali ważniejsze dla funkcjonowania placówek okazało się zapewnienie ciągłości obsady lekarskiej na dyżurach - co wiązało się z podwyżką pensji i stawek dyżurowych - niż zadbanie o personel średniego szczebla. W listopadzie 2007 roku specjalistka pielęgniarka otrzymywała średnie wynagrodzenie zasadnicze brutto 1813 zł miesięcznie. W czerwcu 2008 r. jej wynagrodzenie zasadnicze wzrosło o 20 proc., podczas gdy w tym samym okresie średnie wynagrodzenie zasadnicze brutto lekarza z I stopniem specjalizacji wzrosło o 35 proc. z 2309 do 3123 zł.
I pewnie małym pocieszeniem dla pielęgniarek będzie fakt, że na samym dole listy płac są bardzo blisko lekarzy - w czerwcu najniższe całościowe wynagrodzenie brutto (zgłoszone przez szpitale biorące udział w ankiecie Ministerstwa Zdrowia) lekarza z II stopniem specjalizacji wynosiło 1249 zł, lekarza z I stopniem specjalizacji 1190 zł, lekarza bez specjalizacji 975 zł, specjalistki pielęgniarki 1396 zł, starszej pielęgniarki 1104 zł.

Podkupywanie fachowców

Praw rynku pracy nie wolno lekceważyć. Popyt na wysokiej klasy fachowców rośnie, bo oprócz publicznych pracodawców zabiegają o nich prywatne firmy z branży medycznej. Często wygrywają, podkupując już nie tylko pojedynczych lekarzy, ale całe zespoły. Tak zrobił Scanmed w Krakowie. Spółce udało się przejąć zespół okulistów (i pielęgniarek) zajmujących się leczeniem zeza - jednych z najlepszych specjalistów w kraju. Dla publicznego Wojewódzkiego Szpitala Okulistycznego w podkrakowskich Witkowicach, gdzie wcześniej pracowali, oznaczało to konieczność zawieszenia działalności całego oddziału. Dlatego dyrektorzy publicznych ZOZ-ów powinni się przyzwyczaić, iż będą teraz działać w warunkach silnej presji ze strony pracowników żądających coraz wyższych stawek. Zmieni się też charakter negocjacji płacowych: coraz częściej stroną będzie indywidualny lekarz, a nie jak dotąd przedstawiciele związku zawodowego.
W tym podwyżkowym szaleństwie warto dostrzec co najmniej dwa aspekty pozytywne. Zmniejsza się różnica w poziomie zarobków w Polsce i za granicą, w czym pomaga także silny złoty. W konsekwencji maleje zainteresowanie medyków wyjazdami. Można się także spodziewać fali powrotów, co miałoby znaczenie dla poprawy jakości usług medycznych. Zetknięcie z polskimi realiami publicznej ochrony zdrowia po kilku latach pracy w zagranicznych ośrodkach na początku byłoby pewnie szokiem dla niektórych lekarzy. I albo wymusiliby przeniesienie na rodzimy grunt standardów europejskich, albo dołączyliby do dynamicznie rozwijającego się sektora prywatnych usług medycznych. W obu przypadkach skorzystaliby na tym polscy pacjenci.

Nadzieja w wyższych kontraktach

Specjaliści od kształtowania systemów wynagrodzeń zwracają uwagę, że szybki wzrost płac w ochronie zdrowia w latach 2007-2008 nie ma niestety związku z poprawą jakości leczenia. "O ile w Polsce wartość pracy lekarzy jest nadal zdecydowanie zaniżona, to można dyskutować, na ile wydajność i efektywność pracy w tym zawodzie rzeczywiście uzasadniają obecną skalę podwyżek" - zauważa Kazimierz Sedlak. Tych wskaźników na razie nikt poważnie nie analizuje.
Nie wiadomo też, jaka część publicznych szpitali zadłużyła się, bo były zmuszone podnieść wynagrodzenia ponad swoje możliwości finansowe. A pęczniejący fundusz płac to bomba z opóźnionym zapłonem. "Jako dyrektor dużej placówki muszę preferować pewne grupy zawodowe, które mówiąc wprost są mi potrzebne, i po prostu muszę je chronić i dać im także podwyżki. Są to patolodzy, morfolodzy, radioterapeuci i pielęgniarki" - wylicza dyrektor Centrum Onkologii w Warszawie. Takie posunięcia są dla niego oczywiste: musi dbać o pracowników, aby zapewnić opiekę bardzo ciężko chorym. "Żeby na wszystko starczyło, trzeba zadłużać szpital" - przyznaje prof. Marek Nowacki.
Szef Centrum Onkologii, podobnie jak większość dyrektorów szpitali, z nadzieją czeka na lepsze kontrakty, na wyższe wyceny procedur medycznych, które będą pokrywały rzeczywiste koszty świadczeń, także te płacowe. Z finansową rzeczywistością ochrony zdrowia w Polsce prof. Nowacki zderzy się już niedługo: Narodowy Fundusz Zdrowia właśnie przygotowuje nowe zasady kontraktowania świadczeń medycznych w 2009 roku.

www.pulsmedycyny.pl