Mimo poprawy statusu finansowego, lekarze nie chcą mówić o swoich dochodach.
"Można przypuszczać, że ich zarobki znacząco wzrosły. Ja, jako dyrektor Centrum
Onkologii, jestem na 7. miejscu na liście płac pracowników naszego instytutu" -
mówi prof. Marek Nowacki. I jest w tym stwierdzeniu cień zazdrości, bo są po
prostu tacy lekarze specjaliści, bez których Centrum Onkologii nie mogłoby
funkcjonować. Więc im płaci. Dużo. A jako dyrektor, mimo ostatniej podwyżki
uposażenia, uważa, że w stosunku do ponoszonej przez niego odpowiedzialności,
jednak powinien zarabiać więcej. Podobnie myśli wielu menedżerów zarządzających
publicznymi szpitalami.
Na Liście Płac 2008 dyrektorzy i tak uplasowali się
dużo wyżej niż rok temu. W 2007 roku zarobki brutto kadry zarządzającej mieściły
się w przedziale 10-15 tys. zł, teraz zbliżają się do 20 tys. zł.
Żonglowanie liczbami
Z analiz płac przeprowadzonych przez resortu zdrowia wynika, że lekarz z II
stopniem specjalizacji - zarówno ten pracujący na etacie, jak i będący na
kontrakcie - w publicznych placówkach może zarobić nawet 25-30 tys. zł
miesięcznie. Lista Płac 2008 przygotowana przez Puls Medycyny pokazuje, że 15
tys. zł brutto miesięcznie dla specjalisty nie powinno już nikogo dziwić. W
ubiegłym roku duża część pozycji listy mieściła się w przedziałach poniżej 10
tys. zł miesięcznie, teraz wyraźnie widać, że rośnie grupa lekarzy zarabiających
dobrze i bardzo dobrze - wielokrotność średniej krajowej brutto, która według
Głównego Urzędu Statystycznego w lipcu 2008 r. wyniosła 3228 zł.
Dr Monika
Dobska, kierownik Studium Podyplomowego Zarządzanie w opiece zdrowotnej w
Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, jest jednak przeciwna żonglerce liczbami. "Są
to oczywiście duże sumy, porównując ze średnią krajową, ale czy tak naprawdę 15
tys. zł jest to kwota wysoka dla specjalisty? Nie używajmy populistycznych
haseł. Czy w każdym ZOZ-ie, każda grupa lekarzy specjalistów może zadeklarować
takie zarobki?" - pyta retorycznie.
Związkowcy wciąż niezadowoleni
Związkowcy walczący o to, aby lekarz w publicznym zakładzie opieki zdrowotnej miał pensję podstawową równą dwóm średnim krajowym, a specjalista otrzymywał trzy razy tyle, też nie są zadowoleni z publicznej dyskusji na temat zarobków w ochronie zdrowia. "Z przykrością stwierdzamy, że - po raz kolejny - informacje o wynagrodzeniach lekarzy interpretowane są w sposób skrajnie nierzetelny, jakby celem tej interpretacji było wprowadzenie odbiorców w błąd i sprowokowanie społecznej agresji wobec lekarzy domagających się wzrostu wynagrodzeń" - czytamy w stanowisku Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. Zdaniem szefa tej organizacji Krzysztofa Bukiela, trzeba pokazywać, ile lekarz musi pracować, aby osiągać wysokie dochody i jaka jest jego stawka godzinowa. "Wynagrodzenie młodego lekarza (ok. 1700 złotych netto) jest nadal ponad dwukrotnie niższe niż na przykład młodego sędziego" - argumentuje Bukiel.
Zdecyduje rynek
Zgodnie z regułami rynkowymi, relacje płacowe, występujące między
poszczególnymi grupami zawodowym w służbie zdrowia, powinny wynikać m.in. z
wartości i znaczenia pracy w danej specjalności. "W Polsce trudno jednak mówić o
takich różnicach, bo obciążenia z poprzedniej epoki nie pozwalają na rzetelną
ocenę wartości pracy danego specjalisty, a w służbie zdrowia prawie wszyscy byli
traktowani jednakowo" - podkreśla Kazimierz Sedlak, doktor psychologii,
założyciel pierwszej polskiej firmy doradztwa personalnego Sedlak & Sedlak.
Wszędzie na świecie najlepiej zarabiają chirurdzy, stomatolodzy, anestezjolodzy.
"W Polsce o wysokości płacy anestezjologów prawdopodobnie decyduje dodatkowo
brak tych specjalistów" - mówi Kazimierz Sedlak.
Jednak jego zdaniem, brak
równowagi między popytem a podażą w danej specjalności wpływa tylko na niewielką
część płacy. "Oceniam, że maksymalnie jest to 20-25 procent. Zależności te
podlegają zmianom w czasie. - mówi Sedlak - To oczywiste, że w momencie
pojawienia się niedoboru personelu wynagrodzenia są korygowane w górę" .
Niedocenione pielęgniarki
Wydawałoby się, że do takich reguł gry na rynku pracy dostosują się nie tylko
zarobki lekarzy, ale i pielęgniarek. Sióstr brakuje w większości placówek, więc
ich płace powinny wystrzelić w górę. Tak się nie stało. Jedną z przyczyn są
obowiązujące od stycznia br. nowe przepisy o czasie pracy lekarzy. Dla
większości szefów szpitali ważniejsze dla funkcjonowania placówek okazało się
zapewnienie ciągłości obsady lekarskiej na dyżurach - co wiązało się z podwyżką
pensji i stawek dyżurowych - niż zadbanie o personel średniego szczebla. W
listopadzie 2007 roku specjalistka pielęgniarka otrzymywała średnie
wynagrodzenie zasadnicze brutto 1813 zł miesięcznie. W czerwcu 2008 r. jej
wynagrodzenie zasadnicze wzrosło o 20 proc., podczas gdy w tym samym okresie
średnie wynagrodzenie zasadnicze brutto lekarza z I stopniem specjalizacji
wzrosło o 35 proc. z 2309 do 3123 zł.
I pewnie małym pocieszeniem dla
pielęgniarek będzie fakt, że na samym dole listy płac są bardzo blisko lekarzy -
w czerwcu najniższe całościowe wynagrodzenie brutto (zgłoszone przez szpitale
biorące udział w ankiecie Ministerstwa Zdrowia) lekarza z II stopniem
specjalizacji wynosiło 1249 zł, lekarza z I stopniem specjalizacji 1190 zł,
lekarza bez specjalizacji 975 zł, specjalistki pielęgniarki 1396 zł, starszej
pielęgniarki 1104 zł.
Podkupywanie fachowców
Praw rynku pracy nie wolno lekceważyć. Popyt na wysokiej klasy fachowców
rośnie, bo oprócz publicznych pracodawców zabiegają o nich prywatne firmy z
branży medycznej. Często wygrywają, podkupując już nie tylko pojedynczych
lekarzy, ale całe zespoły. Tak zrobił Scanmed w Krakowie. Spółce udało się
przejąć zespół okulistów (i pielęgniarek) zajmujących się leczeniem zeza -
jednych z najlepszych specjalistów w kraju. Dla publicznego Wojewódzkiego
Szpitala Okulistycznego w podkrakowskich Witkowicach, gdzie wcześniej pracowali,
oznaczało to konieczność zawieszenia działalności całego oddziału. Dlatego
dyrektorzy publicznych ZOZ-ów powinni się przyzwyczaić, iż będą teraz działać w
warunkach silnej presji ze strony pracowników żądających coraz wyższych stawek.
Zmieni się też charakter negocjacji płacowych: coraz częściej stroną będzie
indywidualny lekarz, a nie jak dotąd przedstawiciele związku zawodowego.
W
tym podwyżkowym szaleństwie warto dostrzec co najmniej dwa aspekty pozytywne.
Zmniejsza się różnica w poziomie zarobków w Polsce i za granicą, w czym pomaga
także silny złoty. W konsekwencji maleje zainteresowanie medyków wyjazdami.
Można się także spodziewać fali powrotów, co miałoby znaczenie dla poprawy
jakości usług medycznych. Zetknięcie z polskimi realiami publicznej ochrony
zdrowia po kilku latach pracy w zagranicznych ośrodkach na początku byłoby
pewnie szokiem dla niektórych lekarzy. I albo wymusiliby przeniesienie na
rodzimy grunt standardów europejskich, albo dołączyliby do dynamicznie
rozwijającego się sektora prywatnych usług medycznych. W obu przypadkach
skorzystaliby na tym polscy pacjenci.
Nadzieja w wyższych kontraktach
Specjaliści od kształtowania systemów wynagrodzeń zwracają uwagę, że szybki
wzrost płac w ochronie zdrowia w latach 2007-2008 nie ma niestety związku z
poprawą jakości leczenia. "O ile w Polsce wartość pracy lekarzy jest nadal
zdecydowanie zaniżona, to można dyskutować, na ile wydajność i efektywność pracy
w tym zawodzie rzeczywiście uzasadniają obecną skalę podwyżek" - zauważa
Kazimierz Sedlak. Tych wskaźników na razie nikt poważnie nie analizuje.
Nie
wiadomo też, jaka część publicznych szpitali zadłużyła się, bo były zmuszone
podnieść wynagrodzenia ponad swoje możliwości finansowe. A pęczniejący fundusz
płac to bomba z opóźnionym zapłonem. "Jako dyrektor dużej placówki muszę
preferować pewne grupy zawodowe, które mówiąc wprost są mi potrzebne, i po
prostu muszę je chronić i dać im także podwyżki. Są to patolodzy, morfolodzy,
radioterapeuci i pielęgniarki" - wylicza dyrektor Centrum Onkologii w Warszawie.
Takie posunięcia są dla niego oczywiste: musi dbać o pracowników, aby zapewnić
opiekę bardzo ciężko chorym. "Żeby na wszystko starczyło, trzeba zadłużać
szpital" - przyznaje prof. Marek Nowacki.
Szef Centrum Onkologii, podobnie
jak większość dyrektorów szpitali, z nadzieją czeka na lepsze kontrakty, na
wyższe wyceny procedur medycznych, które będą pokrywały rzeczywiste koszty
świadczeń, także te płacowe. Z finansową rzeczywistością ochrony zdrowia w
Polsce prof. Nowacki zderzy się już niedługo: Narodowy Fundusz Zdrowia właśnie
przygotowuje nowe zasady kontraktowania świadczeń medycznych w 2009 roku.