Analitycy bronią rynku wartego miliardy złotych

Beata Chomątowska
opublikowano: 2006-06-05 00:00

Lekarze i diagności toczą boje o to, kto ma prawo do prowadzenia laboratoriów. W przepisach wciąż panuje chaos.

Jakie trzeba mieć kwalifikacje, by wykonywać zawód diagnosty laboratoryjnego? Dziś nie do końca wiadomo. Twórcy projektu ustawy zmieniającego dotychczasowe niejasne przepisy, którym w przyszłym tygodniu zajmie się Sejm, nie mają łatwego zadania. Korzyści z rynku wartego — według szacunków — co najmniej 1,8 mld zł chcą czerpać zarówno lekarze, jak i diagności, od niedawna zrzeszeni we własnej korporacji.

Dwie strony barykady

Ci ostatni reprezentują najbardziej radykalne stanowisko. Zdaniem Krajowej Izby Diagnostyków Laboratoryjnych (KIDL), diagnosta to zawód zaufania publicznego i powinien być zawężony do nielicznego grona osób spełniających ściśle określone wymogi i podlegających kontroli samorządu. A więc każdy, kto prowadzi laboratorium, musiałby wpisywać się do ewidencji prowadzonej przez KIDL.

— Chodzi o bezpieczeństwo pacjentów. Osoba wykonująca lub nadzorująca badania musi mieć odpowiednie kwalifikacje. Nie może być tak, by lekarz, po uzyskaniu prawa wykonywania zawodu i skończeniu bliżej nieokreślonych kursów, mógł wykonywać te same czynności co magister analityki, który kształcił się w tym celu pięć lat — mówi Henryk Owczarek, prezes KIDL.

Z drugiej strony barykady znajdują się lekarze. Oni też nie chcą, żeby diagnostyką zajmowali się absolwenci biologii, chemii czy weterynarii. Uważają jednak, że zawód ten powinien być szeroko dostępny dla medyków. Ich zdaniem, każdy, kto kończy studia medyczne, nabywa uprawnienia pozwalające mu na wykonywanie badań diagnostycznych, przynajmniej w podstawowym zakresie. Nie musi więc wpisywać się do żadnej zawodowej korporacji w rodzaju KIDL.

Wyjście awaryjne

To właśnie Naczelna Rada Lekarska zaskarżyła trzy lata temu do Trybunału Konstytucyjnego obecną ustawę, twierdząc, że ogranicza im dostęp do zawodu diagnosty. Trybunał uchylił kwestionowane przez medyków zapisy. Jego orzeczenie wchodzi w życie 30 czerwca. Do tego czasu trzeba więc było wymyślić coś, co by je zastąpiło.

— Zaproponowaliśmy rozwiązanie, które, mam nadzieję, zadowoli obie strony. Laboratoria mogliby prowadzić zarówno analitycy medyczni, jak i lekarze. Pod warunkiem że ci drudzy zdobędą stosowną specjalizację lub umiejętności, które określi dodatkowe rozporządzenie — mówi poseł Tomasz Latos, szefujący sejmowej podkomisji zdrowia zajmującej się projektem nowelizacji ustawy o diagnostyce laboratoryjnej.

— Nie jestem zwolennikiem ograniczania rynku przez zawężanie możliwości prowadzenia laboratorium tylko do jednej grupy zawodowej. Moim zdaniem, takie prawo powinni mieć analitycy medyczni, lekarze i osoby o pokrewnym wykształceniu: na przykład absolwenci biologii czy chemii. Pod warunkiem oczywiście że nabędą stosowne uprawnienia — mówi Wojciech Budacz, dyrektor zarządzający Synevo Laboratoria Medicover.

Drugie dno

W Polsce — według szacunków KIDL — jest dziś ponad 1,6 tys. diagnostyków, w tym około 700 lekarzy. Na styku lekarze — diagności iskrzy od dawna też z innego powodu. Otóż badania laboratoryjne finansowane są przez Narodowy Fundusz Zdrowia w ramach tzw. stawki kapitacyjnej, czyli kwoty, którą lekarz otrzymuje za jednego pacjenta. Wiadomo więc, że im więcej osób skieruje na badania, tym mniej pieniędzy zostanie mu w kieszeni. Trudno więc się dziwić, że polscy medycy zlecają czterokrotnie mniej badań niż lekarze na Zachodzie.