Bezpieczna przystań zalana tsunami

Kamil KosińskiKamil Kosiński
opublikowano: 2020-03-03 22:00

Przecena złota zbiegła się z paniką na rynkach akcji. Wśród analityków przeważa jednak opinia, że trend wzrostowy będzie kontynuowany

Jeszcze 24 lutego 2020 r. kurs złota przekroczył 1680 USD za uncję, wspinając się na kolejny szczyt w obecnym trendzie wzrostowym. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, krótko potem kruszec nieco potaniał, ale przez kilka dni jego cena utrzymywała się w pobliżu 1650 USD za uncję. W apogeum giełdowej przeceny wywołanej informacjami o rozprzestrzenianiu się koronowirusa kurs złota runął jednak tak samo jak indeksy giełdowe. W piątek o świcie za uncję trzeba było zapłacić ponad 1640 USD.

Wieczorem cena spadała poniżej 1570 USD. W poniedziałek notowania odbiły, ale dopiero wtorkowa obniżka stóp procentowych przez amerykański bank centralny pchnęła złoto ponownie powyżej 1600 USD. Daniel Kostecki, analityk Conotoxii, zaledwie 17 lutego mówił „PB”, że kurs złota nie przekroczy 1600 USD. Zapowiadał za to korektę o 100-150 USD. Dopiero po tej korekcie widział szansę na kontynuację trendu wzrostowego, który jest dość mocno zarysowany.

— Za wcześnie, by mówić, czy mieliśmy do czynienia z tą korektą. Jeden dzień niczego nie przesądza. Rozsądny poziom korekty dwóch lat właściwie nieustających zwyżek to nawet 1450 USD — komentuje Daniel Kostecki.

Inni bardziej optymistycznie patrzą na dalszy wzrost cen złota.

— Można przytoczyć porzekadło: cash is king. Gdy jest bardzo nerwowo, nawet tzw. bezpieczne przystanie sobie nie radzą. W apogeum ostatniego kryzysu złoto też taniało, gdy pojawiły się problemy z płynnością systemu bankowego Stanów Zjednoczonych. Zdarzają się bowiem takie sytuacje, że inwestorzy wolą zupełne bezpieczeństwo, czyli brak jakiegokolwiek zaangażowania na rynku kapitałowym. Ale nie wydaje mi się, by obecnie należało się bać o perspektywy złota. Silna odpowiedź banków centralnych na zagrożenie koronawirusem, bardzo niskie rentowności obligacji i popyt na fundusze ETF inwestujące w kruszec powodują, że nie ma powodu, by złoto uległo jakiejś zasadniczej przecenie — mówi Bartosz Sawicki, analityk DM TMS Brokers.

Fundusz traci 8 proc.

Polscy inwestorzy mogą uzyskać ekspozycję na rynek złota przez szereg instrumentów finansowych — kontrakty CFD u brokerów foreksowych, certyfikaty strukturyzowane na warszawskiej giełdzie, czy też zwykłe fundusze inwestycyjne otwarte. W związku z przeceną kruszcu certyfikaty jednego z nich zostały w piątek przecenione o ponad 8 proc. Co spowodowało przecenę kruszcu, która odbiła się również na kieszeniach polskich inwestorów? Pytani przez nas analitycy podają różne wytłumaczenia.

Bartosz Sawicki i Daniel Kostecki wskazują, że przed piątkowym tąpnięciem rynek był mocno przeważony w kierunku tzw. długich pozycji, a więc dominowali na nim ci, którzy chcieli zarabiać na wzroście cen kruszcu. O ile jednak Bartosz Sawicki uważa, że tąpnięcie miało wszelkie znamiona paniki i trudno je racjonalnie wytłumaczyć, to Daniel Kostecki to wytłumaczenie znajduje. Analityk Conotoxii zwraca uwagę, że długie pozycje na kontraktach terminowych na złoto i ETF-ach są budowane już od dwóch lat. Część inwestorów o długim zaangażowaniu mogła więc wykorzystać panikę na rynku akcji do wyjścia z rynku złota, licząc na napływ tzw. gorącego pieniądza wycofanego z rynków akcji.

— Rynek złota to w zależności od sytuacji trzeci-czwarty rynek kontraktów terminowych na świecie. Przy dużym popycie można z dużych pozycji wyjść po relatywnie wysokiej cenie. Gdyby nie ten popyt, być może w ogóle nie udałoby się ich upłynnić. Wydaje się więc, że w piątek mieliśmy do czynienia z zamykaniem pozycji w wyniku pojawienia się popytu ze strony kapitału panikującego na rynku akcji — tłumaczy Daniel Kostecki.

Wyraźny spadek kursu wskazuje jednak, że podaż przewyższyła popyt. Daniel Kostecki tłumaczy to tym, że na rynku mogli się pojawić inwestorzy, którzy w momencie teoretycznie sprzyjającym wzrostowi cen zajmują krótkie pozycje, a więc nastawione na zarobek w wyniku spadku cen. W efekcie podaż ze strony zamykających długie pozycje i typowych spekulantów otwierających krótkie przeważyła nad popytem. To mogło zaś spowodować uruchomienie części zleceń stop loss, które dołożyły swoje do podaży.

— Na rynku złota zniknęło ostatnio trochę tradycyjnych korelacji z innymi klasami aktywów i tak naprawdę trudno wytłumaczyć piątkowa przecenę — mówi Marcin Kiepas, analityk Tickmill.

Punkt zwrotny

Przemysław Kwiecień, główny ekonomista X-Trade Brokers, przyczyn spadków na rynku złota upatruje się rynkach tzw. ryzykownych aktywów, czyli np. akcji i powiązanych z nimi. Według niego podaż, jaka tam wystąpiła, spowodowała, że inwestorzy korzystający z dźwigni, a więc np. wykorzystujący wszelkiego rodzaju kontrakty, otrzymali od brokerów żądania uzupełnienia depozytów. Pieniądze mogli zaś wziąć z rynku, który przynajmniej do piątku trzymał wyceny.

— Część pozycji na rynku złota musiała być zamknięta bez względu na cenę. A to uruchamia lawinę — twierdzi Przemysław Kwiecień, który — podobnie jak Bartosz Sawicki — widzi korzystne perspektywy dla kursu złota w wyniku w działań banków centralnych.

— Wydaje się, że piątek był punktem zwrotnym. Trudno będzie o niższy kurs złota. Brakuje fundamentalnych i technicznych czynników, które powodowałyby kontynuację spadków. W długim terminie pieniądze na rynek złota będą płynąć w obawie o światową gospodarkę. Abstrahując od czynników fundamentalnych, jeszcze jedna próba podejścia pod lutowe maksima powinna mieć miejsce, zanim nastąpiłaby zmiana trendu długoterminowego na złocie — dodaje Marcin Kiepas.