Błędy czasem popłacają

Marcin Goralewski
opublikowano: 2002-08-30 00:00

Wszystko na to wskazuje, że przez trzy lata z okładem wartość Aster City i kilku innych mniejszych telewizji kablowych spadła o 800 mln zł. Kiedy w 1999 r. Elektrim rozpoczynał budowę swojego imperium, wycenił operatorów należących do grupy Bresnana na 309 mln USD. Teraz już co prawda nie sam Elektrim, ale jeszcze do niedawna kontrolowana przez niego spółka, sprzedaje te aktywa, tyle że pewnie nie ma co liczyć na więcej niż 90 mln USD. Oczywiście zmienił się rynek. Jest trudniej, a inwestorzy trzy razy oglądają tę samą monetę, zanim zdecydują się ją zainwestować, szczególnie jeśli chodzi o wszystko, co w nazwie ma tele, ale trudno uwierzyć, że realia zmieniły się aż tak bardzo, aby były usprawiedliwieniem dla tak drastycznej różnicy w wycenie wartości tych aktywów. Zresztą już w 1999 r. wielu, w tym m.in. Waldemar Siwak (wówczas analityk ABN Amro, a później prezes Elektrimu), uważało, że Barbara Lundberg przeszacowała wartośc tej spółki o kilkaset milionów złotych.

Inna sprawa, że zyski czy straty Elektrimu z zakupu Aster City są właściwie niepoliczalne. Aktywa trafiły do Elektrimu Telekomunikacji (ET) po wycenie równej zakupowi, i to koniec konkretów. Później nastąpiła cała seria transakcji związanych z wejściem do ET Vivendi. Na ile w poszczególnych operacjach wyceniano spółkę — nie wiadomo. Można jednak zaryzykować twierdzenie, że całkowita obojętność Francuzów wobec wszystkich spółek z ET, poza pakietem udziałów w Polskiej Telefonii Cyfrowej, nie pozwoliła na wysoką wycenę sieci kablowych. Co więcej, tak duża utrata wartości (około 70 proc.) po części jest pewnie efektem sprzeciwu Francuzów wobec jakichkolwiek inwestycji przez ostatnie lata w rozwój sieci kablowych czy rozszerzenie kampanii reklamowych świetnego pomysłu biznesowego, polegającego na połączeniu w ofercie trzech usług — telefonu, Internetu i telewizji kablowej właśnie.

Paradoksalnie, mimo nietrafionej, krytykowanej od samego początku inwestycji, ma ona szansę na uratowanie Elektrimu przez upadłością. Jeśli okaże się, że kablówki zostaną sprzedane nawet za 90 mln USD, to pieniądze te pozwolą Elektrimowi na zaspokojenie części roszczeń wobec wierzycieli i dadzą czas zarządowi firmy na korzystniejszą sprzedaż aktywów telekomunikacyjnych. Pod warunkiem oczywiście, że ET wykorzysta pieniądze z transakcji na spłatę długów wobec Elektrimu, a nie Vivendi. A w ogóle, to gdyby Elektrim nie kupił w 1999 r. Bresnana...