Branży filmowej zagraża kryzys
Jesień nie była łaskawa dla amerykańskich wytwórni filmowych. Wpływy ze sprzedaży biletów są znacznie niższe od ubiegłorocznych.
Coraz więcej niepomyślnych wieści wskazuje na początki kryzysu hollywoodzkiej fabryki snów. Po strajkach aktorów i scenarzystów przyszła kolej na niską frekwencję na jesiennych seansach.
Latem przez Amerykę przetoczyła się dyskusja na temat częstych scen przemocy w filmach dla dzieci i młodzieży. Organizacje obywatelskie w wielu stanach ogłaszały bojkoty kin. Jesień również nie rozpieszcza wytwórni filmowych. Najbardziej oczekiwane produkcje — takie jak np. „Pay It Forward” czy „Blair Witch 2: Księga Cieni” — spotkały się z chłodnym przyjęciem publiczności. Pierwszy z filmów zgromadził w premierowy weekend dziesięciokrotnie mniej widzów niż ubiegłoroczny przebój — obsypany Oscarami „American Beauty”, chociaż liczba kopii dostarczonych do kin była wielokrotnie większa. Wyjątkami są „The Grinch”, który w ciągu pierwszych trzech dni od premiery zarobił 55,8 mln USD (0,25 mld zł) oraz pełnometrażowa wersja serialu „Aniołki Charliego”, która w pierwszy weekend przyniosła ponad 40 mln USD (około 180 mln zł) wpływów z biletów. Fabryka snów nie drży jednak na razie w posadach — okres świąteczny zapowiada się bowiem nieco bardziej optymistycznie.
Już ubiegły rok przyniósł nieznaczny spadek zainteresowania kinowymi produkcjami w USA. Z danych Motion Picture Associacion of America, amerykańskiego stowarzyszenia filmowców, wynika, że w 1999 roku sprzedano około 1,46 mld biletów, co oznaczało 1-proc. spadek w porównaniu z rokiem 1998. Teraz może być jeszcze gorzej. Właściciele kin nie mogą bowiem w nieskończoność podnosić cen biletów, chociaż stoją w obliczu rosnących kosztów. Coraz większego znaczenia nabiera marketing — już w 1999 roku na jeden wyprodukowany w USA film przypadało około 24 mln USD (około 110 mln zł) przeznaczonych na reklamę.