Jeśli chodzi o przekuwanie wyników naukowych badań na projekty przynoszące zysk, Polska jest daleko za europejską czołówką. To efekt słabej współpracy między środowiskami przedsiębiorców i naukowców, która natoniast wynika z często odmiennych oczekiwań osób reprezentujących te dwie sfery. Jak połączyć interesy obu światów i przełamać bariery mentalne?
Resort nauki i szkolnictwa wyższego szuka kolejnych rozwiązań — jednym z nich jest program „Brokerzy innowacji”. Chodzi o osoby z uczelni, które pośredniczyłyby między naukowcami i przedsiębiorcami.
Wyjść poza teorię
— Będą one miały za zadanie na przykład inicjowanie komercjalizacji wyników badań naukowych, zawieranie umów licencyjnych i zakładanie spółek typu spin off. Zajmą się nie tylko tworzeniem sieci kontaktów i organizacją spotkań przedsiębiorców z naukowcami, ale też przygotowywaniem wykazów projektów badawczych, które mają wysoki potencjał komercyjny — wymienia Barbara Kudrycka, minister nauki i szkolnictwa wyższego.
Resort wspólnie z Narodowym Centrum Badań i Rozwoju (NCBR) ogłosił konkurs na brokerów — i wczoraj poznaliśmy 30 osób, które będą pełniły tę funkcję. Reprezentują one 20 uczelni, głównie technicznych. Trzynastu brokerów to laureaci prestiżowego programu TOP 500 Innovators, mający za sobą intensywne szkolenia z komercjalizacji wyników badań na najlepszych uczelniach świata oraz w najbardziej innowacyjnych przedsiębiorstwach.
Przełamując fale
— Mam nadzieję, że brokerzy będą skutecznie motywować środowisko naukowe do pracy nad nowymi technologiami. Ich rola nie jest łatwa, bo niektórzy będą musieli przełamywać fale uczelnianej biurokracji — dodaje Barbara Kudrycka. Każdy broker będzie otrzymywał stałe honorarium, do którego dojdą dodatki specjalne za doprowadzenie do zawarcia umowy licencyjnej (7 tys. zł) i za doprowadzenie do założenia spółki typu spin off (9 tys. zł).
„Brokerzy innowacji” są kolejną inicjatywą resortu, która ma na celu zbliżenie środowisk nauki i biznesu. Ministerstwo proponuje także zmiany w przepisach — aby prawa majątkowe do wynalazków mieli tworzący je naukowcy, a nie uczelnie, na których pracują. Pracownik miałby płacić uczelni za korzystanie z jej laboratoriów i sprzętu — jednak maksymalnie 25 proc. pieniędzy, które sam otrzyma z wprowadzenia wynalazku w życie.