Najnowsze dane z kolejnych europejskich rynków pokazują, że pandemia COVID-19 na razie nie wykoleiła hossy w nieruchomościach. Nawet mimo głębokiej recesji średnie ceny w Holandii były w drugim kwartale o 8,8 proc. wyższe niż w tym samym okresie 2019 r., wynika z najnowszych danych stowarzyszenia pośredników w handlu nieruchomościami NVM.

„Kupujących rzeczywiście ubyło, jednak i tak przelicytowują się, żeby zdobyć wymarzony dom” — komentuje w oświadczeniu Otto Hoes, prezes NVM.
Choć według prognoz ekonomistów holenderska gospodarka skurczy się w tym roku o 5,6 proc., to lokali, które sprzedawały się powyżej ceny ofertowej, było więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Z rynku wprawdzie wycofała się część inwestorów i mieszkających w Holandii obcokrajowców, jednak w ich miejsce weszli lokalni nabywcy. Podobne tendencje widać na wielu innych rynkach. W Norwegii ceny nieruchomości były w czerwcu o 3,5 proc. wyższe niż rok wcześniej, oblicza stowarzyszenie pośredników Real Estate Norway. W kwietniu i maju liczba zawieranych transakcji mocno spadła, jednak już ostatni miesiąc przyniósł wysyp nowych ofert. Zanotowano o 14,5 proc. więcej transakcji niż w czerwcu 2019 r., a łącznie w pierwszych sześciu miesiącach tego roku spadek ich liczby wynosił już tylko 1,7 proc. r/r.
„Norweski rynek nieruchomości okazał się bardzo odporny nawet w okresie kryzysu. Z drugiej strony pogorszenie koniunktury zarówno w kraju, jak i na świecie powinno sprawić, że dynamika cen będzie słabła w kolejnych miesiącach” — komentuje Henning Lauridsen, prezes Real Estate Norway.
Kryzysowa niepewność
Znacznie głębsze zawirowania epidemia COVID-19 wywołała na rynku brytyjskim, gdzie wcześniejsze zwyżki należały do największych na świecie. Przez sześć tygodni obowiązywania najsurowszych obostrzeń zawieranie transakcji było praktycznie niemożliwe, a dane za maj pokazały pierwszy spadek cen od 2009 r.
Teraz rynek opanowała głęboka niepewność. Niepokój, że ceny poszły do góry zbyt mocno, widać w bankach udzielających kredytów hipotecznych. Znacznie wzrosła liczba przypadków, w których bankowi rzeczoznawcy wyceniają nieruchomości poniżej kwoty, jaką zgodzili się zapłacić nabywcy, zauważa w rozmowie z agencją Bloomberg Andrew Montlake z firmy Coreco. Jednocześnie wymagania co do wkładu własnego w czerwcu zwiększył największy z kredytodawców — Nationwide Building Society. W tym momencie znalezienie kredytu na więcej niż 90 proc. wartości nieruchomości jest już bardzo trudne. To nie tylko pokazuje, że banki coraz bardziej obawiają się strat w przypadku spadku cen nieruchomości, ale też może zadziałać mechanizm samospełniającej się przepowiedni — pogorszenie dostępu do finansowania powinno osłabić popyt.
Z drugiej strony część deweloperów najwyraźniej ma nadzieję na okazyjne zakupy. W ubiegłym miesiącu Taylor Wimpey Plc pozyskał na nie 500 mln funtów, a jego konkurent Berkeley Group Holdings Plc zrezygnował w podobnym celu z dzielenia się zyskiem z akcjonariuszami. Strategia kupowania ziemi po załamaniu w kryzysie finansowym sprzed ponad dekady przyniosła brytyjskim deweloperom ogromne zyski, a to dlatego, że spadek cen ziemi jest w takim wypadku zawsze silniejszy od spadku cen mieszkań.
Będzie lepiej niż 10 lat temu
Z podobną niepewnością mamy do czynienia na rynku polskim, wynika z danych zebranych przez firmę analityczną Cenatorium. W ciągu ostatnich miesięcy ceny wyhamowały swój wzrost, a jednocześnie spadła liczba zawieranych transakcji. W czerwcu ceny transakcyjne powinna spaść o niecałe 2 proc. w stosunku do stycznia, szacuje Cenatorium na podstawie zebranych cen ofertowych.
To oznaczałoby 2,5-krotnie łagodniejszy spadek niż zanotowany na podobnym etapie w czasie kryzysu finansowego.
— Sprzedający w dalszym ciągu czekają na rozwój wydarzeń i liczą na uzyskanie ceny sprzedaży jak najbardziej zbliżonej do stawek sprzed pandemii. Są jednak bardziej skłonni do negocjacji, a tymczasem kupujący liczą na spadki cen i w wielu przypadkach wyczekują okazji lub korekty na rynku — komentuje Anna Karaś, analityczka Cenatorium.
Zdaniem specjalistki dla dalszego zachowania rynku kluczowa będzie koniunktura gospodarcza w drugiej połowie roku. Jeżeli kondycja finansowa polskich rodzin i przedsiębiorstw znacznie się pogorszy, to presja na obniżki cen będzie większa, przewiduje Anna Karaś. Wprawdzie z zakupów będą wycofywać się inwestorzy wcześniej nabywający mieszkania z myślą o najmie, jednak w tym samym czasie ofertę ograniczą deweloperzy, którzy nie chcą ryzykować pojawienia się nadpodaży.
— W perspektywie długoterminowej średnia cena oferty prawdopodobnie spadnie. Jednak będzie to głównie wynikało ze zmiany struktury oferty i wprowadzania do podaży projektów w najniższym standardzie, które będzie można zaoferować po nowych, niższych stawkach, niż oferowano by przed pandemią — przewiduje specjalistka Cenatorium.