Pragmatyczną i konstruktywną nazwała oficjalna agencja Xinhua (Sinhua) zakończoną we wtorek w Pekinie czwartą rundę chińsko-japońskich rozmów o podziale bogatych pokładów ropy i gazu w spornym akwenie Morza Wschodniochińskiego.
Dwudniowe spotkania negocjatorów nie przyniosły żadnych rozstrzygnięć; mają oni znowu się spotkać, ale na razie nie wiadomo kiedy.
Po rozmowach przedstawiciel Chin Hu Zhengyao mówił o konieczności przezwyciężenia rozbieżności na "drodze dialogu".
Jak dotąd Japończycy nie otrzymali jednak od Chińczyków konkretnej odpowiedzi na swoją propozycję wspólnego wydobycia surowca. Wcześniej propozycję tę, złożoną podczas jesiennej rundy rokowań w Tokio, strona chińska uznała za "problematyczną".
Japoński wysłannik Kenichiro Sasae oświadczył, że oferta Tokio "pozostaje na stole".
Oba kraje od dawna nie mogą uzgodnić wspólnego stanowiska w sprawie kontrowersyjnych złóż, co dodatkowo utrudnia poprawę stosunków dwustronnych. Są one nie najlepsze, głównie z powodu rozbieżnej interpretacji przez oba narody historii związanej z wojenną przeszłością.
Pekin nie może wybaczyć Tokio m.in. wizyt, jakie od 2001 co roku składa w tokijskiej świątyni Yasukuni premier Junichiro Koizumi. Dla Chińczyków jest ona bowiem symbolem japońskiego militaryzmu i okupacji części ich kraju w latach 1931-1945.
Problemem jest też nieuregulowana przynależność wysp zwanych w Japonii Senkaku, a w Chinach - Diaoyu.
Sytuację może jeszcze skomplikować planowana przez Pekin eksploracja złoża Chunxiao, o czym informowała w ubiegłym tygodniu hongkońska gazeta "Ta Kung Pao". Choć złoże to leży w obrębie chińskich wód terytorialnych, Japonia obawia się, że podjęcie jego eksploatacji może prowadzić do naruszenia tych zasobów, które Tokio uważa za swoje.