Chiny tak obniżają ceny, że same się przez to duszą

Ignacy MorawskiIgnacy Morawski
opublikowano: 2025-07-09 20:00

Firmy z Państwa Środka wypychają swoją nadmierną produkcję w świat i powodują głęboką deflację przemysłową. A do tego dochodzi dewaluacja juana wobec euro. Producenci w Polsce i całej UE mają z tym problem, ale utrzymanie tego trendu jeszcze bardziej może boleć samych Chińczyków.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Podwyżki ceł przez Stany Zjednoczone sprawiają, że chińskie firmy przemysłowe szukają nowych rynków zbytu lub szlaków tranzytu pośredniego na rynek amerykański. Muszą wręcz wypychać swoją produkcję, o czym pisałem kilka dni temu. Teraz widać, jak odbija się to na cenach. Spadają one najszybciej od dwóch lat, a kiedy skorygujemy je o zmiany kursu walutowego, to licząc w euro chińskie ceny spadają w dwucyfrowym tempie. To musi odbijać się na na całym świecie, ponieważ ceny przemysłowe zwykle są ze sobą mocno skorelowane.

W czerwcu inflacja PPI – czyli cen produkcji sprzedanej – w Chinach spadła do -3,6 proc., najniższego poziomu od lipca 2023 r. Był to spadek wyraźnie głębszy od oczekiwanego przez ekonomistów. W jakiejś mierze przyczyniły się do tego zjawiska pogodowe, ale najważniejszym powodem jest połączenie dużej podaży i niskiego popyt. Chińska produkcja przemysłowa rośnie znacznie szybciej niż chińska i światowa konsumpcja towarów, a jednocześnie trafia na coraz więcej barier celnych na globalnym rynku.

Cykle inflacyjne w przemyśle są na całym świecie podobne, dlatego niskie chińskie ceny na pewno są już odczuwalne w Europie. A do tego dochodzi jeszcze jeden ważny czynnik: deprecjacja juana wobec euro. W ciągu roku chińska waluta osłabiła się wobec europejskiej aż o 7 proc. Jeszcze ciekawsza jest zmiana w ujęciu trzyletnim, która wynosi 18 proc. i jest największa od 20 lat.

Dla Europy niesie to pewne korzyści, ale też koszty. Korzyści są takie, że chińska deflacja przyspieszyła spadek inflacji w Europie, w tym w Polsce. Dzięki temu siła nabywcza konsumentów odbudowuje się i popyt krajowy może się zwiększać. Można powiedzieć, że z powrotem działa maszyna dezinflacyjna, która pomagała utrzymać niską inflację w krajach rozwiniętych w ostatnich 30 latach: tanie towary z Chin i innych niskokosztowych krajów trzymają w ryzach ceny na całym świecie.

Aczkolwiek jest to też problem, ponieważ chińska produkcja stanowi coraz większe wyzwanie dla sektorów, które odpowiadają za dużą część zatrudnienia w Europie, a nawet europejskich przewag technologicznych. To już nie są tylko zabawki, ubrania i telefony, których od dawna u nas się nie produkuje, ale też maszyny, urządzenia, samochody, części, produkty chemicznie, czy – co ważne z punktu widzenia Polski – meble. Co więcej, coraz bardziej na europejskich rynkach rozpychają się chińskie platformy handlowe, zagrażając europejskim sklepom e-commerce.

Ale prawda jest taka, że z deflacją problem mają też sami Chińczycy i możliwe, że to oni pierwsi będą musieli na nią zareagować. Spadek cen zwiększa straty w chińskich firmach, a także przyczynia się do pogorszenia jakości portfela kredytowego banków. Kombinacja wysokiego zadłużenia i spadających cen jest generalnie bagnem, w którym utonęła nie jedna gospodarka. W chińskich analizach coraz więcej jest głosów, że walka cenowa i deflacja stanowią zagrożenie i powinny zostać zakończone. Kłopot polega tylko na tym, że to nie jest proste. Wymagałoby to albo restrukturyzacji produkcji, albo radykalnego zwiększenia popytu krajowego. Obie opcje są trudne politycznie.