Cisza przed burzą na rynku ropy

Mikołaj ŚmiłowskiMikołaj Śmiłowski
opublikowano: 2023-08-30 20:00

Kurs giełdowy kluczowego surowca energetycznego jest wyjątkowo stabilny. Według analityków jednak tylko chwilowo.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • czemu wahania cenowe ropy zmalały
  • jak jej kurs będzie się kształtował w tym roku
  • czego się spodziewają analitycy w 2024 r.
  • co ich niepokoi
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Ceny kontraktów na ropę od kilku tygodni stopniowo pną się do góry. Zmienność jest wyjątkowo niska, tak jakby wszyscy inwestorzy przyjęli ten sam scenariusz bazowy. Ekspertów to jednak nie dziwi, gdyż sytuacja rynkowa dawno nie była tak przejrzysta. Dane wskazują, że kursy będą rosnąć przynajmniej do końca 2023 r. Potem sytuacja może się skomplikować.

Skąd ten spokój

Budowa prognoz dla rynku ropy opiera się głównie na dwóch czynnikach – popycie i podaży. Przez kilka ostatnich kwartałów przynajmniej jeden z nich budził wśród inwestorów strach i niepewność. Teraz natomiast sytuacja jest zupełnie inna. Duże organizacje przedstawiły niemal identyczne przewidywania, a rynek im uwierzył.

- Międzynarodowa Agencja Energetyczna (IEA) oraz kartel OPEC, zakładają, że w II połowie 2023 r. na rynku będzie występował znaczny niedobór podaży. Według IEA deficyt rynkowy w III kwartale wyniesie 2,2 mln baryłek, a w IV kwartale 1,2 mln baryłek. Przewidywania OPEC są bardzo podobne, oczekuje on tylko nieco większego deficytu w trzech ostatnich miesiącach roku. Inwestorzy oczekują więc, że cena ropy będzie rosnąć przynajmniej do końca roku - mówi Łukasz Zembik, analityk Oanda TMS Brokers.

Do niedawna dość realnym scenariuszem był zbyt duży rozmiar produkcji. W maju wyprzedaż ropy wynikała właśnie z tego, że inwestorzy obawiali się dużej podaży przy ograniczonym przez potencjalną recesję popycie. Teraz wiemy, że stan globalnej gospodarki jest stosunkowo dobry, a podaż mniejsza niż oczekiwano.

- Obawy o nadpodaż przede wszystkim rozwiał kartel OPEC+, który uciął dzienną podaż o 1 mln baryłek dziennie. Pomogło też dobrowolne ograniczenie produkcji Arabii Saudyjskiej i Rosji w okresie wakacyjnym. Jednocześnie popyt jest historycznie wysoki, również dzięki Chinom, mimo słabszej niż oczekiwano kondycji tamtejszej gospodarki - mówi Michał Stajniak, wicedyrektor działu analiz XTB.

Będzie drożej

Jeżeli nic się na rynku nie zmieni – producenci będą konsekwentnie obniżać podaż, a państwa utrzymywać popyt i zaspokajać go surowcem dostępnym na rynku - scenariusz bazowy dla cen ropy w 2023 r. powinien się zrealizować. Istnieje kilka czynników, które mogą dodatkowo wesprzeć zwyżkę.

- Po stronie podaży istotnym faktem jest też tylko nieznaczny wzrost produkcji ropy łupkowej w USA. Ponadto jak podaje IEA, globalnie podaż tej odmiany surowca w sierpniu i wrześniu 2023 r. będzie mniejsza rok do roku. Jeśli chodzi o popyt, presję zwyżkową na cenę może zwiększyć wzrost oficjalnych cen sprzedaży surowca w formie fizycznej, zapowiedziany przez Arabię Saudyjską. Klienci w Azji za baryłkę zapłacą 0,3 USD więcej, a w Europie nawet 2 USD – przekonuje Łukasz Zembik.

Pozostaje pytanie, jak wysoko mogą zajść ceny na giełdzie. W 2008 r. przy zbliżonym deficycie rynkowym do obecnego, czyli na poziomie 2 mln baryłek dziennie, kurs podskoczył do 150 USD. Wtedy wynikało to jednak z arbitralnego ograniczenia podaży, które zaskoczyło rynki. Obecną sytuację inwestorzy uwzględniają w cenach od dłuższego czasu, nie znaczy to natomiast, że zwyżka się nie pojawi.

- Mimo wszystko tak duży deficyt powinien prowadzić do wzrostu cen. W przypadku braku jakichkolwiek zaskoczeń, poziom 90 lub nawet 95 USD w 2023 r. będzie możliwy do osiągnięcia. Przebicie bariery 100 USD będzie znacznie mniej prawdopodobne – przekonuje Michał Stajniak.

Po zwyżce nastąpi krach

Podobna zgodność analityków jak w przypadku prognoz dla 2023 r. jest w kwestii przewidywań na 2024 r. Tym razem prognozy wskazują jednak na drastyczny spadek cen. Szczególne obawy budzi popyt. Przepowiednia dotycząca nasycenia rynku, która co jakiś czas powraca, ma szansę w końcu się zrealizować.

- W przyszłym roku dzienny popyt na ropę w państwach członkowskich Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) ma spaść o 390 tys. baryłek r/r. Mowa o krajach, które w 2023 r. była niemal całkowicie odpowiedzialne za globalny popyt. Szczególnie istotnym graczem okazały się Chiny, które dzięki otwarciu gospodarki mocno przyczyniły się do wzrostu tegorocznego popytu. Inwestorzy zakładają jednak ich słabość w 2024 r. w związku z licznymi problemami gospodarki. Rola Chin na rynku ropy będzie znacznie mniejsza - mówi Łukasz Zembik.

Sporym zagrożeniem dla zapotrzebowania jest też recesja w Europie i w USA. Mimo że straszy od miesięcy i coraz częściej jest bagatelizowana, zważając na możliwe przedłużenie cykli podwyżek jest dość realnym scenariuszem.

- Coraz częściej mówi się o stagnacji gospodarczej, dlatego wzrost popytu może być minimalny, szczególnie przy relatywnie wysokich cenach. Jest spora szansa na to, że w 2024 r. kurs ropy spadnie w okolice 70 USD, a nawet zbliży się do 60 USD za baryłkę, najniższego poziomu od 2021 r. – przewiduje Michał Stajnak.

Również produkcja będzie wspierać spadek cen. Wiele małych państw członkowskich kartelu OPEC+, takich jak Irak, chętnie skorzysta z rynkowego deficytu i podniesie podaż.

- W północnym Iraku z ministrem energii spotkali się przedstawiciele Turcji i Kurdyjskiego Rządu Regionalnego. Rozmowy dotyczyły wznowienia zawieszonych w marcu dostaw ropy do tureckiego portu Ceyhan – informuje Łukasz Zembik.

Jest też szansa na większą podaż w państwach, które nie są częścią kartelu OPEC.

- Na wznowienie dostaw ropy liczą Amerykanie. Przedstawiciele USA planują zwalczyć deficyt poprzez zniesienie ograniczeń importu z Wenezueli i Iranu – dodaje Michał Stajniak.